[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokolenia wcześniej ci sami studenci byliby analfabetami dziobiącymi ziemię motyką.
Powiększenie liczby ludzi umiejących czytać i pisać zawsze prowadzi do takiego zachwiania
równowagi i paradoksalnie uniwersytety jako pierwsze na tym tracą, i to na całym świecie;
niedawno opowiedziano mi w Stanach Zjednoczonych, \e pewien świe\o upieczony
absolwent jednego z uniwersytetów z Ivy League (a więc ktoś, kto zapłacił za studia na
najwy\szym poziomie) nie wiedział, kim był Poe. Im więcej ludzi uczy się czytać, tym więcej
chce osiągnąć wy\szy status kulturalny i tym bardziej uniwersytet się deklasuje. Ale to
konsekwencja upowszechnienia, nie zaś kryzysu ksią\ki.
Mój rozmówca jest niezadowolony. Nie jestem tym, kogo szukał. Niespokojnie rozgląda
się na wszystkie strony, dostrzega jakąś damę o minie smutnej i zamyślonej, która z
grymasem odrazy patrzy na młodzie\ szperającą na półkach. Mo\e od niej usłyszy
posłannictwo: koniec jest bliski.
NATYCHMIAST TRZEBA POMYZLE O SZKOLE
WIELORASOWEJ. MOśE NAWET JEST JUś ZA PyNO
Myśl numer jeden. W poprzednim felietonie przytoczyłem przykład włoskiego studenta,
który nie umiał umieścić Tassa we właściwym stuleciu, oraz amerykańskiego, który nic nie
wiedział o Poem. Czytam teraz, \e niedawna ankieta Gallupa pokazała, i\ młodzie\
amerykańska zna gorzej geografię ni\ młodzie\ z sześciu krajów rozwiniętych; jeden na
siedmiu dorosłych Amerykanów nie potrafi wskazać Stanów Zjednoczonych na mapie świata;
dwadzieścia pięć procent uczniów liceów w Dallas nie wiedziało, \e Meksyk le\y na południu
i graniczy z USA.
Te wyniki przytacza Henry Louis Gates Jr (w niedawno opublikowanej ksią\ce Loose
Canons. Notes on the Culture Wars, Oxford University Press, 1992), który kieruje wydziałem
studiów afro-amerykańskich w Harvardzie. Jest to dosyć bojowy Murzyn, który popiera
wielokulturowość bez fanatyzmu, to znaczy, chocia\ wielu chciałoby, \eby czarni studenci
nie marnowali czasu nad Shakespearem, a zamiast tego studiowali literaturę afrykańską,
Gates utrzymuje, \e Murzyn powinien studiować tak\e Shakespeare a, a biały literaturę
afrykańską. Wydaje się, \e to właśnie nakazuje zdrowy rozsądek (między innymi dlatego tak
wymachiwałem szabelką), ale w tym momencie jest to teza wojownicza i prowokująca.
Otó\ Gates cytuje ankiety w związku z którymi powiedziałem na zakończenie, \e ta
ignorancja geograficzna jest symptomem szerszej ignorancji historycznej, gdy\ programy
nauczania w szkołach średnich ró\nych stopni koncentrują się na społeczeństwie europejskim
i amerykańskim by dzięki temu przedstawić Amerykę jako punkt szczytowy procesu
cywilizacyjnego zapoczątkowanego przez Greków. I wyciąga kilka wspaniałych wniosków
dotyczących takiego spojrzenia na literaturę porównawczą, które wychodzi poza powiązania
między literaturą łacińską, francuską i niemiecką i wprowadza do obiegu równie\ literaturę
arabską i plemienia Yoruba.
Czy to problem wyłącznie amerykański? Bynajmniej, za parę dziesięcioleci w szkole
paryskiej, mediolańskiej czy berlińskiej zasiądzie w ławkach pięćdziesiąt procent dzieci
kolorowych. Kiedy dyskutowało się o tym, co robić podczas lekcji religii z uczniami, którzy
na nie nie chodzą, napisałem w tym samym miejscu: niech uczą się historii religii. Dlaczego
nasze dzieci mają wiedzieć wszystko o okrętach u Homera, a nic o przepisach z Księgi
kapłańskiej albo Koranu?
Nie twierdzę, \e wystarczy wiedzieć co nieco o kulturze arabskiej, by \yczliwiej patrzeć na
sprzedawcę zapalniczek, mo\na bowiem być zwolennikiem Ligi Północnej, wiedząc, \e
Pirandello był Sycylijczykiem, ale w sumie powinniśmy przygotować się na Europę
wielorasową a mówię to właśnie w tygodniu, kiedy państwa europejskie dyskutują, jak
ustalać kwoty imigracyjne. Migracja, panowie, migracja, \adna imigracja! Migracji nie da się
powstrzymać, lepiej więc z góry pomyśleć o szkole wielorasowej i wielokulturowej.
Myśl numer dwa. Skrzydlata uniwersalność poprzedniej myśli skłania mnie prawem
kontrastu do snucia teraz myśli bardziej prowincjonalnych. Często zdarza mi się, \e po
napisaniu paru felietonów dostaję listy, zwykle uprzejme, w których czytam na przykład: W
poprzednim felietonie zastanawiał się Pan nad przysłowiami jako mądrością narodów.
Poniewa\ uwa\am Pana za człowieka porządnego, muszę uznać, \e nie wie pan, i\ w 1960
roku napisałem artykuł o przysłowiach jako mądrości narodów, który, co osobliwe, umknął
Pańskiej uwadze... Albo: Ostatnio zwrócił Pan uwagę na fakt, \e liczba studentów
chińskich na amerykańskich uczelniach stale wzrasta. Zdaję sobie sprawę z tego, jak
niewielką ilością miejsca Pan dysponuje, ale mógł Pan przecie\ zacytować analogiczną
obserwację, którą opublikowałem nieco wcześniej w numerze 18 La Favilla ...
Chciałbym prosić tych i przyszłych miłych memu sercu czytelników, by pamiętali, \e
kiedy zasiadam do pisania felietonu, inspirując się jakimś wydarzeniem lub problemem,
staram się podchodzić do tematu wykorzystując najpospolitszy zdrowy rozsądek (między
innymi dlatego, \e w takim doraznym tekście, jakim jest cotygodniowa rubryka, nie da się
zaprezentować wyników dziesięcioletnich badań, ale wynik siedmiodniowej refleksji, i to
tylko wskutek zadziwiającego zbiegu okoliczności). Rozumowanie z wykorzystaniem
zdrowego rozsądku oznacza kiedy się udaje powiedzenie tego, co mogło przyjść do
głowy tak\e moim czytelnikom i być mo\e niejednemu przyszło. To prawda, \e co jakiś czas
ktoś się gorszy, ale oznacza to tylko, \e \yjemy w świecie, w którym zdrowy rozsądek gorszy
(przyznaję, tym razem nie powiedziałem rzeczy zgodnej ze zdrowym rozsądkiem).
Jeśli więc ktoś natknie się w felietonie na myśl, która ju\ mu przyszła do głowy, powinien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]