[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyglądał zdrowo i spojrzawszy na matkę spoza kromki chleba, zachował się tak, jakby wszedł ktoś obcy. Druga
piastunka, której Molly jeszcze w zamku nie widziała, karmiła dziewczynkę. Ten szkrab w ogóle nie spojrzał na
matkę; nie znał jej nawet.
Dobry wieczór, milady! odezwała się Kennedy. Usiłowała z godnością wypowiedzieć te słowa.
Molly zdumiona spojrzała jej w twarz.
Gdzie jest mój Rollo? spytała gorączkowo; zignorowała zupełnie słowa powitania.
Kennedy kwaśno zacisnęła usta.
Musiałam odrzekła odesłać go na dół; do pokoju dla służby. Jest zły i niesforny; nie mogę go trzymać w
pokoju dla dzieci. Wczoraj bez powodu uderzył Viviana kamieniem w główkę.
Kennedy śmiała wyrzucić go z pokoju?
Jej głos brzmiał sucho. Był podobny w tej chwili do skwierczącego płomienia. Obróciła się ku drzwiom nie rzucając
nawet okiem na tamte dzieci.
Gdzie jest Anna? spytała surowo. Kennedy odparła siląc się na godność:
Bardzo mi przykro, ale byliśmy zmuszeni zwolnić ją ze służby. Za zuchwalstwo i impertynencję.
Molly nie czekała jej dalszych wyjaśnień. Wybiegła na korytarz. Była blada jak płótno; oczy jej pałały bezbronną
wściekłością.
Kennedy usiadła. Zaczerpnęła tchu, jakby cała ta scena przyprawiła ją chwilowo o zupełne wyczerpanie.
Otóż mamy! rzekła, wyrzucając te słowa, jakby jej język się wzbraniał przed ich głośnym wypowiedzeniem.
Druga piastunka spuściła oczy. Uważała za obowiązek w niczym nie uchybić tamtej; była jej podwładną. Po chwili
rzuciła:
To było do przewidzenia.
ROZDZIAA XV
Wśród koni
Zjawienie się Molly, bladej, zmieszanej, drżącej ze strachu, w pokojach dla służby, wywołało sensację w murach
pałacu. Wszystko, co żyło, stanęło na nogach. Nie zdawano sobie sprawy z przyczyny tej wizyty.
Służba o tej porze piła herbatę. Zaskoczona wśród tego, zerwała się z miejsc, poczęła się rozbiegać, straciła
kontenans; powstał popłoch, ogólne zamieszanie. Ale Molly na to wszystko nie zdawała się zważać.
Przystanęła dysząc ciężko i rozglądając się dokoła.
Rollo! wyjąkała. Gdzie jest mój synek?... Gdzie jest Rollo? Po chwili ponownie przerwała milczenie:
Nikt nie odpowiada? Nikt nie wie?... Gdzie jest mój Rollo? Coście z nim zrobili?
Przed chwilą był w stajni odezwał się lękliwie służący Jelf.
On zawsze tam zachodzi, gdy wyjdzie na dziedziniec. Molly się zerwała.
W stajni? krzyknęła, ruszając na oślep. Kto go tam puścił?
Kto mu pozwolił? Przynieście jakieś światło, pokażcie mi drogę! Jelf się zerwał, a kucharka Briggs pośpieszyła za
nimi. Dopiero teraz,
w tej chwili, rozwiązał się jej język:
W stajni, milady, proszę się nie martwić. On mieszka tam prawie, kochany robaczek. Przepada za końmi. Ale
Awkins jest tam także i uważa na niego. On nie dopuściłby do tego, by małemu się coś stało.
Molly nie słuchała jej dalszych wyjaśnień; nie interesowały jej teraz kwalifikacje Awkinsa. Zanim tamta się
spostrzegła, była już na przedzie,
90
nie zważając na deszcz, który siąpił wśród mgły. Jelf tylko z trudem dotrzymywał jej kroku.
Molly wśród tego bez przerwy wołała. W jej głosie był lęk, wyrazne przerażnie:
Rollo! Rollo!... Gdzie jesteÅ›, Rollo!
Tak strasznie się lękała, że nie spodziewała się nawet, iż odtrzy-ma odpowiedz. Ale nagle posłyszała głos w oddali.
Przystanęła na moment, jakby poraził ją prąd. Potem głośno westchnęła i pobiegła przed siebie.
W świetle lamp, które mdło oświecały dziedziniec i stajnie, ukazała się figurka, biegnąca z przeciwka. Gdy po chwili
przystanęła, wpadła na Molly z tak wielkim rozmachem, że zderzyła się z nią silnie i omal jej nie przewróciła. Ale
Molly się oparła i Rollo niebawem był w objęciach jej ramion. Dzwignęła go na ręce.
Rollo! zawołała Synusiu! Syneczku!
Molly, Molly! zanosił się chłopczyk. Zabrakło mu tchu z nadmiaru radości; objął jej szyję. Kładliśmy
właśnie koniki do łóżek: ja i Awkins. Chodz mamusiu, przypatrz się konikom. Tak śmiesznie wyglądają, gdy już
zjadły kolację!
Jakkolwiek drżała i kolana z emocji uginały się pod nią, nie mogła odmówić tej prośbie. Skierowała się ku stajniom,
trzymając go ciągle wysoko na rękach; ale ciężar jego ciała przewyższał jej siły. Jelf, na szczęście, podążał za nią;
podtrzymał ją silnie, gdy się nagle poślizgnęła. Kucharka Briggs wróciła do domu; nie czuła się na siłach, by iść za
nimi po śliskich kamieniach.
Gdy przybyli do stajni, Jelf natychmiast nazbierał siana, uklepał dla Molly wygodne siedzenie, zaś Rollo uwolnił się
z jej objęć i cmokając radośnie pobiegł poszukać stajennego Awkinsa. Molly mąciło się w oczach; ale wrażenia,
mimo wszystko, odbierała normalnie; słyszała parskanie, uderzanie kopytami, węchem poznawała, że znajduje się w
stajni. Wysilała się, jak mogła, by przemóc osłabienie i utrzymać się na nogach.
Jelf usłużnie przystanął opodal.
Przykro mi, lady powtarzał bez końca. To nieustanne zapewnienie, pełne skruchy i żalu, wydało jej się w
końcu czymś bardzo nudnym i pozbawionym sensu. Nie mogłem zaradzić i ogromnie
92
mi przykro. Ale nic mu nie groziło pod opieką Awkinsa. No, stało się w końcu. I dlatego mi przykro. Strasznie
przykro.
Wreszcie, po chwili, ukazał się Awkins. Ten człowiek miał styl. Wyglądał jak Henryk VIII, zstępujący z ram swych
portretów. Był tęgi, barczysty, wyniosłej postawy; sinawy cień, okalający jego twarz, pobudzał fantazję do
wyobrażania sobie w tym miejscu królewskiej brody. Zachowanie miał pewne, nawet dość zarozumiałe.
Dobry wieczór, milady powitał Molly. Głos miał szorstki, jak przywódca piratów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]