[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zastanawiam się - powiedział jasnowłosy i bardzo przystojny wicehrabia Kimble -
dlaczego Durbury cały czas siedzi w hotelu Pulteney zamiast zwrócić się do nas o pomoc w
odnalezieniu swej bratanicy, kuzynki czy też kim dla niego jest ta kobieta. Po co przyjechał do
miasta, by jej szukać, skoro sam nie wychodzi z domu i zlecił to zadanie detektywom?
- Może opłakuje syna - zauważył sir Conan Brougham, młodzieniec o sympatycznej
twarzy i brązowych włosach. - Chociaż nie nosi żałoby. Czy to możliwe, że Jardine jednak nie
umarł, tylko z rozbitą głową przyczaił się w Kornwalii?
- To do niego podobne - stwierdził cierpko książę.
- Gdyby ktoś chciał znać moje zdanie - odezwał się wicehrabia Kimble - ta kobieta
zasłużyła raczej na medal niż na stryczek, nawet jeśli Jardine rzeczywiście nie żyje. Zwiat tylko
by na tym zyskał.
- Ale lepiej miejmy się wszyscy na baczności. Ty też, Tresham, kiedy już opuścisz azyl,
jakim jest ten dom - dodał sir Conan żartobliwie. - Wypatrujmy zapalczywej jędzy,
wymachującej pistoletami albo ciężkim toporem. Różnie o tym mówią i nie wiadomo, czym się
posłużyła, dopuszczając się tego haniebnego czynu.
- A czy wiadomo, jak wygląda? - spytał książę. - %7łebym mógł uciec, gdy ją zobaczę.
74
- Czarnowłosa, czarnooka jędza, brzydka jak Baba Jaga - odparł sir Conan. - Albo
jasnowłosa syrena, piękna jak anioł. Możesz wybierać. Słyszałem oba te opisy i kilka innych,
pośrednich. Chyba nikt nigdy jej nie widział poza Durburym, który milczy jak grób. Słyszałeś o
nowym nabytku Ferdynanda? Pewnie tak, i to z pierwszej ręki, że się tak wyrażę. Jak sądzisz,
ruszą cwałem na północ, kiedy da im znak, by pobiegły na południe?
- Nie, jeśli jest naprawdę moim bratem - powiedział książę. - Domyślam się, że kupił
narowistą parę, którą trzeba będzie obłaskawiać przez rok?
Rozmowa zeszła na konie.
Teraz Jane nie mogła spać ani nawet leżeć spokojnie. Wciąż stała jej przed oczami biała
jak pergamin twarz Sidneya i krew na jego skroni. Nie mogła przestać myśleć o hrabi, który
przyjechał do Londynu, by jej szukać. I o detektywach, przeczesujących ulice i wypytujących o
nią. Wyobrażała sobie, jak bierze los w swoje ręce i opuszcza Dudley House, by spotkać się z
hrabiÄ… w hotelu Pulteney
Cóż by to była za ulga wyjść z ukrycia, ujawnić wszystko.
Trafić do więzienia. Być publicznie osądzoną. I powieszoną. Czy córkę hrabiego można
skazać na śmierć przez powieszenie? Hrabiego nie można. A jego córkę? Nie wiedziała.
Dlaczego kuzyn jej ojca nie nosił żałoby? Czy to możliwe, że Sidney jednak nie umarł?
Ale głupotą byłoby łudzić się nadzieją.
Odrzuciła kołdrę i nawet przestała udawać, że próbuje usnąć. Zapaliła świecę, zarzuciła
szlafrok na ramiona i wyszła boso z pokoju. Może znajdzie w bibliotece jakąś książkę. Będzie tak
długo czytać, aż się uspokoi.
Kiedy znalazła się na schodach, dobiegły ją jakieś dzwięki. Nim zeszła na dół, nie miała
wątpliwości, co to takiego.
Słyszała muzykę.
Dzwięki fortepianu dobiegały z pokoju muzycznego.
Ale któż mógł grać o tej porze? Było o wiele za pózno na przyjmowanie gości. Musi być
już dobrze po północy, poza tym w holu było ciemno. Cała służba udała się na nocny spoczynek.
W szparze między drzwiami do pokoju muzycznego a podłogą zobaczyła cienką smugę światła.
Ostrożnie podeszła do drzwi i przez kilka chwil trzymała rękę na gałce, nim ją
przekręciła.
To grał książę Tresham.
75
Siedział przy fortepianie, kule leżały obok na podłodze. Zgarbiony, z zamkniętymi oczami, z
jakimś bolesnym wyrazem na twarzy uderzał w klawisze. Grał coś urzekająco pięknego, coś,
czego Jane nigdy wcześniej nie słyszała.
Stała jak zahipnotyzowana i słuchała ze ściśniętym sercem. Bo znów odniosła wrażenie,
że zródłem tej muzyki nie jest instrument, ani nawet wykonawca, lecz pochodzi ona od jakiejś
boskiej istoty. Nie wierzyła, że może istnieć ktoś jeszcze tak utalentowany, jak jej matka.
I oto miała przed sobą kogoś takiego.
Po kilku minutach muzyka umilkła. Książę siedział z dłońmi uniesionymi nad klawiaturą
z pochyloną głową oczy miał wciąż zamknięte. Dopiero wtedy do Jane dotarło, że jest tu
intruzem.
Ale było za pózno. Kiedy pomyślała, żeby wycofać się i cicho zamknąć za sobądrzwi,
odwrócił głowę i otworzył oczy. Przez chwilę przyglądał się jej nieprzytomnym wzrokiem. A
potem wybuchnÄ…Å‚.
- Co pani tu robi, u diabła? - krzyknął.
Po raz pierwszy naprawdę się go przestraszyła. Jego gniew różnił się od tego, który
widywała u niego wcześniej. Niemal się spodziewała, że książę wstanie i podejdzie do niej.
- Przepraszam - szepnęła. - Zeszłam po książkę i usłyszałam muzykę. Gdzie się pan
nauczył tak grać?
- To znaczy jak? - spytał, mrużąc oczy. Widziała, że mija mu pierwszy gniew i zaczyna
bardziej przypominać siebie. - Brzdąkam sobie tylko, panno Ingleby Zabawiałem się,
nieświadomy, że mam słuchaczkę.
I wtedy zrozumiała, że znów skrył się za maską którą zawsze nosił. Nigdy wcześniej nie
pomyślała, że jest człowiekiem, który odczuwa potrzebę nakładania maski. Nie przyszło jej do
głowy, że książę ma również takie oblicze, którego nigdy nie pokazuje ani jej, ani żadnemu ze
swych gości.
- O, nie - odparła, wiedząc, że być może rozsądniej byłoby milczeć. Weszła do pokoju i
zamknęła za sobą drzwi. - To nie było takie sobie brzdąkanie, wasza książęca mość. Jest pan
obdarzony wielkim i rzadko spotykanym talentem. I wcale nie zabawiał się pan brzdąkaniem.
Pański talent wprost emanował z pana gry.
- Bzdury! - powiedział szorstko po chwili milczenia. - Jane, nigdy nie brałem lekcji
muzyki, nie potrafię nawet czytać nut. Oto, ile jest warta pani teoria.
76
Ale ona wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Nigdy nie brał pan lekcji muzyki? W takim razie co pan grał? Gdzie się pan tego
nauczył?
Uświadomiła sobie, że zna odpowiedz, jeszcze zanim skończyła pytać. Nie odpowiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •