[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aluminiowych puszek, aż zdobyto pieniądze na zakup
używanej lodówki i kuchenki.
- Pewnie czytałaś o tym w gazecie - powiedziała,
wyciągając produkty z lodówki.
- Nie - odpowiedziała Meg z wahaniem. -Miałam...
kłopoty. Nie wiem, co się ostatnio w naszej okolicy działo.
- Och, to przykre - oświadczyła Liz. - Sprawdz,
czy uda ci się zdjąć tę nakrętkę. Ja chyba nie mam dziś
szczęścia do butelek.
I tyle, pomyślała Meg z ulgą. %7ładnych pytań o moje
problemy. Rozluzniła się, pomogła Liz w przygotowa
niach i cofnęła się, gdy zaczęły schodzić się dziewczęta.
Liz nie przesadziła mówiąc, że jej podopieczne mają
poważne kłopoty. Meg przypominały Griffina: eks
trawagancja wyglądu, uzyskana dzięki cieniom do
powiek, szminkom i wymyślnym fryzurom. Jednak
czuło się, że w środku kryją się dziewczynki, przerażo
ne odpowiedzialnością, jaka na nie spadła w tak
młodym wieku. Wzrok Meg padł na bladą, cichą
nastolatkę, która wyglądała na drugi trymestr ciąży.
Dziewczyna, która przyszła z dzieckiem, była nie
zwykle rozmowna i wkrótce zgromadziła wokół siebie
grupkę słuchaczek. Za jej gadatliwością kryło się
jednak coś innego. Miała w uszach długie, wiszące
kolczyki i niemowlę cały czas do nich sięgało. Dziew
czyna na przemian to uchylała się, to odsuwała
dziecko. Jej zniecierpliwienie było widoczne.
- Pozwól mi je potrzymać - powiedziała z uśmie
chem Meg.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy dziecko znalazło
się w ramionach Meg i natychmiast wyciągnęło rękę do
jej włosów.
Meg usiadła przy bladej nastolatce w ciąży, która
najwidoczniej była zbyt zmęczona, aby uczestniczyć
w gotowaniu. Dziewczyna zerknęła na dziecko i od
wróciła wzrok.
62
- Dobrze się czujesz? - spytała Meg.
- Urodzę za cztery miesiące - powiedziała dziew
czyna.
Meg wyczuła, że za tymi słowami kryje się coś
więcej.
- Połowa ciąży już minęła - stwierdziła delikatnie.
- Chciałabym, żeby już było po wszystkim - wybu
chnęła dziewczyna. Wzruszyła ramionami i odwróciła
wzrok. - Nie mogę zatrzymać dziecka. Chłopak,
z którym zaszłam w ciążę... Nawet nie wiem, gdzie go
szukać. Spotkałam go w sklepie, kiedy byłam z wizytą
u przyjaciółki, i zaszłam w ciążę na tylnym siedzeniu
jego samochodu. - Westchnęła i lekko Pomasowała
brzuch. - Moi rodzice są wściekli, ale i smutni, i to jest
najgorsze. Ojciec szuka pracy w innym mieście, tak
abyśmy mogli przeprowadzić się po narodzinach dzie
cka.
- Współczuję ci - powiedziała cicho Meg. - To
musi być dla siebie prawdziwy koszmar.
Dziewczyna uśmiechnęła się, lecz w jej oczach lśniły
Å‚zy.
- A kiedyś myślałam, że najgorsze przeżycie to
klasówka z matematyki.
Meg poczuła sympatię do dziewczyny i kiedy pod
koniec zajęć Liz zaproponowała jej przyjście na na
stępne, zgodziła się. Podczas gdy dziewczęta jadły
przygotowanÄ… przez siebie kukurydzÄ™ w karmelu, Liz
udzielała im praktycznych rad dotyczących rodzin
nego budżetu, porównując cenę gotowej kukurydzy
w karmelu do tej, którą same przygotowały. Pózniej
zapoczątkowała dyskusję na temat rachunków ban
kowych i książeczek czekowych, wyjaśniając dziew
czętom zasady naliczania miesięcznych płatności prze
ciętnej rodziny.
Gdy dziewczęta wyszły, Meg i Liz wróciły do sali
gimnastycznej i dało się zauważyć, że Liz stała się
niespokojna, kiedy Will ruszył w ich stronę.
63
Miał potargane włosy, przepoconą koszulkę i dziu
rę w spodniach. Jego uśmiech był jakby trochę wymu
szony i sztuczny.
- Cześć, Will - powiedziała Liz i w jej głosie brzmiał
nie skrywany entuzjazm.
- Liz - powiedział uprzejmie, ale wpatrywał się
w Meg. - Słyszałem, że prowadzisz szkołę życia.
- Będę jej w tym pomagać - mruknęła Meg.
- Odłożę sprzęt i zaraz wracam - oznajmił Will,
biegnÄ…c w stronÄ™ szafy.
- A więc to ty - stwierdziła Liz.
- Co: ja? - spytała zaskoczona Meg.
- Ty jesteś tą jedyną. - Liz uniosła brwi. -To przez
ciebie Will nigdy się z nikim nie związał.
Meg czuła, że się rumieni.
- Nie sądzę - zaprzeczyła szybko.
- Skarbie, to widać - powiedziała Liz i wzruszyła
ramionami. -Zresztą, takie jest życie. Naprawdę chcę,
żebyś przyszła w następną sobotę. - Uśmiechnęła się
i ruszyła do drzwi, machając dłonią na pożegnanie.
- Chodzmy coś zjeść - zaproponował Will, obe
jmując Meg i prowadząc ją do wyjścia. - Przewodzenie
tej gromadzie podziałało dodatnio na mój apetyt.
Meg ciągle zastanawiała się nad słowami Liz.
%7łałowała, że niczego nie pamięta. Wiedziała tylko, że
jeśli nawet Will jest nią wciąż zauroczony, nigdy się do
tego nie przyzna.
- Podobały ci się zajęcia? - spytał, gdy wsiedli do
samochodu.
- To smutne, kiedy dzieci mają dzieci - przyznała.
- Ale przynajmniej Liz uczy te dziewczęta pożytecz
nych rzeczy. - Uśmiechnęła się. - Powinieneś zobaczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]