[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyprowadziłam go z błędu.
- Dzięki za wszystko - powiedziałam, gdy zatrzymaliśmy się przed moim domem. -
Mam parę spraw do załatwienia.
Co nie było zbyt odległe od prawdy.
- A co z jutrem? - zapytał nieporuszony. - Może pojedziemy na wycieczkę za miasto?
- Umówiłam się z przyjaciółką na lunch - wyjaśniłam, co również było zgodne z
prawdą. - Ale odezwę się do ciebie - dodałam, i to już nie było prawdą.
A przynajmniej nie w tym sensie, na jaki on najwyrazniej liczył.
Dan wyszedł z klubu o jedenastej. Wyszedłby dużo wcześniej, ale po spotkaniu z Jo
potrzebował kolejnego drinka, a potem jeszcze jednego. Prawie w ogóle nie myślał o Sarze.
I tak miał mętlik w głowie. Nawet nie był zły, że nie przyszła. Bo gdyby nie wybrał się na
spotkanie z Sarą, nie spotkałby Jo. Wyglądała świetnie. Miała na sobie sukienkę, którą
zawsze bardzo lubił. Był już absolutnie pewien, że to nie ona włamała się do niego - bez
względu na szalik.
Czemu miałaby się włamywać, skoro - co było widać jak na dłoni - była szczęśliwa z
tym przygłupem w garniturze. To znaczy, że w tej jednej kwestii Libby go nie okłamała.
Poczuł się rozczarowany. Natomiast nie rozczarowała go nieobecność Sary.
Wrócił do domu taksówką. Gdy stanął w drzwiach, przyszło mu do głowy, żeby zajrzeć
do Aisling i Steve a. Zza drzwi dochodziły dzwięki głośnej muzyki, z mnóstwem basów i
perkusji. Wprawdzie łyknął już swoją porcję hałasu w klubie, ale był gotów znieść więcej
pod warunkiem, że nie będzie sam.
Już miał do nich zapukać, gdy nagle wrócił mu zdrowy rozsądek. To czyste
szaleństwo. Kiedy sprawy wyglądają kiepsko, pomaga mu tylko jedno: dobra muzyka. No, i
odrobina alkoholu. Może zostało jeszcze trochę tego hiszpańskiego likieru?
Najwyrazniej zemsta to nie moja działka. Albo też zemsta wcale nie jest taka słodka,
jak się mówi. Bo wcale nie czułam się dobrze z powodu odegrania się na Danie. Właściwie
teraz, gdy go spotkałam, myślałam tylko o jednym - jak za nim tęsknię i co ze mnie za
idiotka, że od niego odeszłam. Owszem, miałam swoje powody, ale teraz wydawały mi się
one dość marne.
No, tak. Szybko uwierzył, że zrobiłam coś, czego nie zrobiłam i co nigdy nie
przyszłoby mi do głowy - ale przecież znałam siłę przekonywania Libby. Być może na jego
miejscu sama zachowałabym się tak samo.
Teraz jest za pózno. Co się stało, to się nie odstanie. Musiałam przyjąć do
wiadomości, że koniec właśnie nastąpił. Z drugiej strony wcale nie chciałam, żeby myślał
zle o Sarze. Dlatego postanowiłam do niego napisać i przeprosić go, że się nie pokazała.
Gdy tylko wyślę maila do Tima.
Wiem, że to objaw tchórzostwa - wysłać e - mail zamiast zadzwonić, ale pomyślałam,
że w ten sposób zgrabniej to załatwię. Dlatego wysłałam ze służbowego adresu, co
następuje:
Drogi Timie,
To był udany wieczór, ale obawiam się, że jeśli będę się z Tobą spotykać na gruncie
osobistym, może to wpłynąć na nasze stosunki służbowe.
Jak dotąd niezle, ale potrzebny jest jakiś mocny akcent na koniec. Coś, co złagodzi
cios. Obawiałam się, że nasze relacje służbowe już uległy zmianie, a nie chciałam, aby
przeze mnie wycofał się z Pisusa. Sid by mi tego nie wybaczył.
Poza tym po powrocie do domu zrozumiałam, że nie jestem jeszcze gotowa na nowy
zwiÄ…zek.
Wiem, że to wyświechtany tekst. Tym razem akurat odpowiadał prawdzie.
Wysłałam maila, a potem zaparzyłam sobie herbatę. Po powrocie napisałam krótki
list do Dana.
Drogi Danie,
Przepraszam, że nie dotarłam. W drodze na dworzec spotkałam swojego byłego
chłopaka i wiesz co? Miałeś rację. Wcale z nim nie skończyłam...
Na pewno mnie zrozumiesz.
Sara
Nie planowałam tego, ale wyszło mi coś w rodzaju pożegnania. Dawno zrozumiałam,
w co się wpakowałam, ale nie umiałam z tym skończyć. Dosyć oszustw. Jeśli on do mnie
napisze, nie odpowiem. Postanowione. Koniec, kropka.
Tak się spieszyłam z wysłaniem maila i byłam tak roztargniona, że nie zauważyłam, iż
wysłałam go z mojego służbowego adresu:
Jo.Hurst@Pisus kropka, cholerne com.
Dotarło to do mnie po jakiś osiemnastu godzinach. Osiemnastu godzinach błogiej
nieświadomości.
ROZDZIAA 17
Była sobota, właśnie minęło południe. Ciekawe, gdzie podziewa się tato? Chciałam
mu powiedzieć, że mama wyjeżdża do Matta i że oboje mamy na miesiąc spokój. Dlatego
kiedy zadzwonił telefon, założyłam odruchowo, że to musi być on. Myliłam się.
- Mówi Marco - powiedział, nim zdążyłam się odezwać.
- Och - zdenerwowałam się. O ile wiedziałam, miał wrócić dopiero jutro. Jego matka
też wiedziała, że on ma wrócić dopiero jutro... - Skąd dzwonisz? - zapytałam z niepokojem.
- Z lotniska. Właśnie przyleciałem i chcę się z tobą zobaczyć. Westchnęłam z ulgą.
Przez chwilę myślałam, że dotarł już do domu i zastał naszych rodziców w
kompromitującej sytuacji. A potem dotarło do mnie znaczenie jego słów...
- Jak to: chcesz się ze mną zobaczyć?
- Już zapomniałaś? - Roześmiał się. - Przecież ci mówiłem, że zadzwonię zaraz po
powrocie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]