[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią nie widywać. W chwilach największego zwątpienia zastanawiała
się, czy powodem jego niechęci nie jest jej zniekształcona figura.
- Rodzice urządzają piknik w święto Czwartego Lipca, zapraszają
nas - powiedziała któregoś wieczoru, stawiając przed nim ulubioną
pieczeń z dodatkami.
- Nie dam rady, musimy skosić siano. Jedz sama, jeśli masz
ochotÄ™.
- Chyba możesz zrobić sobie dzień odpoczynku? Pogoda jak drut,
prognozy sÄ… bardzo optymistyczne...
- Mamy do skoszenia ogromny teren. Siano trzeba zebrać, bo w
razie deszczu...
- Ale czwartego jest święto!
- Co z tego?
- Od tygodni na nic nie masz czasu. Dla mnie, dla mojej rodziny,
dla nikogo.
Rzucił serwetkę na talerz.
- Chcesz się kłócić?
- Nie, chcę się tylko dowiedzieć, o co ci chodzi!
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- O nic mi nie chodzi. Muszę skosić siano, to wszystko! -
podniósł głos.
Poczuła łzy w oczach. Wzięła się W garść. Nie będzie płakać.
- Aha. Odkąd się dowiedziałeś, że będziemy mieć dziecko, stale
jesteś zajęty! - Jej głos brzmiał tłumioną emocją.
- Venus, to jest ranczo. Nie odłożę pilnych prac, bo jest święto.
Czy dlatego, że moja żona będzie mieć dziecko.
- Jasne! - prychnęła. - Ciekawe, czy będziesz mieć czas, gdy
zacznę je rodzić? - Widziała, że szczęka mu zadrgała. Oczy błysnęły
gniewnie. - Może powinnam wpasować się w odpowiednią porę?
Kiedy nie będziesz musiał kosić, jechać na targ czy sprzątać obór?
- Popełniłem błąd - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Po-
winienem był najpierw pokazać ci, na czym polega prowadzenie
rancza. I co z tego wynika.
- Rozumiem, że ranczer pracuje od rana do nocy - zaperzyła się -
ale przynajmniej w nocy ma czas dla żony! - Dopiero teraz ugryzła się
w język. Zasłoniła usta ręką. Nie miała pojęcia, co ją podkusiło.
Choć z drugiej strony od miesiąca Riley jej unika.
Zrobił wielkie oczy.
- A więc o to ci chodzi?
- Ja... - urwała. - Sama już nie wiem. Chyba o wszystko... - Bała
się to powiedzieć, jednak nie miała innego wyboru. - Brakuje mi ciebie.
Wyszłam za mąż, bo chciałam być z tobą.
Riley skrzywił się. Unikał jej wzroku.
- Chcę być z tobą - rzekł zmienionym głosem - ale boję się, by
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
nic nie stało się dziecku... czy tobie.
- Boisz się o dziecko? - Dotknęła jego ramienia. - Niepotrzebnie.
Lekarz powiedział, że nie ma żadnego zagrożenia, że śmiało możemy...
- Riley nadal milczał. Miał posępną minę.
- Nie wierzysz mi?
Wzruszył ramionami.
- Jeszcze trochę i dziecko przyjdzie na świat. To nie tak długo,
możemy poczekać...
Dopiero teraz ją olśniło. Chodzi mu tylko o dziecko. Nie o nią.
Nigdy jej nie pokocha, tak jak to z góry zapowiedział. Chciał się
ożenić, żeby mieć dzieci. Posłużył się nią. Ta myśl była nie do
zniesienia.
Podniosła się, by odejść, lecz nie pozwolił na to. Zacisnął palce
na jej przegubie.
- Venus, chcę być z tobą, dzielić z tobą łoże - powtórzył.
- Jak mam cię o tym przekonać?
Popatrzyła na niego. Azy piekły pod powiekami. Miała dość, to
za dużo jak na nią. Mocno zagryzła wargi.
Riley zaklął pod nosem. Venus cofnęła się raptownie.
- Nie chcę cię ranić - rzekł zmienionym głosem. - Nie chcę, by
było ci przykro. Nigdy tego nie chciałem. - Puścił jej rękę, wstał.
Widziała, że jest poruszony, ale nie wie, jak sobie radzić w tej sytuacji.
PrzesunÄ…Å‚ opuszkiem palca po jej ustach.
- Ugryzłaś się do krwi - wymamrotał.
- Rudzi mają cienką skórę - wydusiła. Zaśmiał się gorzko, ze
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
współczuciem.
- Jesteś nieszczęśliwa - bardziej stwierdził niż zapytał.
Potrząsnęła głową.
- Chcę tylko odzyskać mojego męża. Znowu go mieć. W jego
oczach przemknął dziwny cień.
- Nie wiem, czy to w ogóle możliwe - powiedział po chwili. -
NaprawdÄ™ sam tego nie wiem.
Pocałował ją mocno, a potem wziął na ręce i zaniósł do sypialni.
Delikatnie, jak cenną i kruchą istotkę. Kochali się aż do upojenia, jak
dawniej. Topniała w jego ramionach.
- Czy to znaczy, że pojedziesz ze mną na piknik? - zapytała
sennie, wtulona w jego ciało.
- Jasne - odparł bez wahania i troskliwie otulił ją kołdrą.
Zamknęła oczy, oszołomiona tym, co się stało i jego nagłą przemianą.
Może zle go oceniła? Może niepotrzebnie dopatrywała się problemów?
Jest pochłonięty pracą na ranczu. To przecież niemożliwe, by ktoś tak
wrażliwy i czuły jednocześnie mógł być rozmyślnie okrutny.
- Venus, nie chcę się z tobą kłócić, walczyć - powiedział cicho. -
Tak jak dzisiaj.
- Ja też nie.
- Gdyby to miało się kiedyś powtórzyć, jeśli uznasz, że przed
nami nie ma przyszłości, to wiedz, że nie będę ci robić przeszkód. %7łe
zawsze możesz odejść. - Zamarła, słysząc te słowa. - Ale dziecko
zostanie ze mną. To mój syn i jego miejsce jest tutaj, na ranczu.
Obiecasz mi to?
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Była tak zaskoczona tym oświadczeniem, że nie była w stanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]