[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dostać.
To powiedziawszy, wytarła ręce w fartuch i podreptała do holu, żeby za-
dzwonić.
- Rzeczywiście, jest przeurocza - szepnął Matt.
- Prawda? - Bianka uśmiechnęła się ciepło.
- To ty? - zapytał, wskazując na stojące na kominku zdjęcie długonogiej,
wielkookiej dziewczynki w kostiumie kÄ…pielowym.
- Nie patrz! - zawołała zawstydzona. - Wyglądałam okropnie!
- Wcale nie, uważam, że wyglądałaś słodko - zaprzeczył.
W tym momencie do pokoju weszła ciotka Susan, promiennie uśmiechnięta,
jako że udało jej się zarezerwować stolik w jednej z sal pobliskiego osiemnasto-
wiecznego pubu.
Mimo że nie było to daleko od jej domu, dla wygody pojechali samochodem.
Przez całą drogę zarówno Matt jak i Bianka niewiele się odzywali, za to starsza pa-
ni mówiła za wszystkich troje. Opowiadała o nowym proboszczu, o miejscowym
S
R
kółku ogrodniczym, o problemach lokalnego samorządu oraz ekscytujących wyda-
rzeniach, jakie miały ostami o miejsce w klubie dla pań.
Bianka z niejaką zazdrością stwierdziła, że ciotka prowadzi ciekawsze życie
niż ona sama, a już z całą pewnością ma więcej przyjaciół. Przypuszczalnie wyni-
kało to z faktu, że w tak niedużym miasteczku trzeba było samemu organizować
rozrywki, podczas gdy w Londynie było tak wiele teatrów, kin i klubów, że wystar-
czyło przejść kilkadziesiąt metrów, by znalezć się w miejscu, gdzie można było mi-
ło spędzić wieczór.
- Czy miałaś ostatnio wiadomości od ojca? - zapytała ciotka, gdy jedli tosty z
marynowanymi krewetkami.
- Dostałam kilka dni temu pocztówkę. Właściwie nic konkretnego się z niej
nie dowiedziałam, więc nie wiem, po co ją wysłał.
- Ale znaczy to, że pamięta o tobie - zauważyła łagodnie starsza pani.
- Pamięta tylko o swojej nowej rodzinie. Napisał do mnie, bo zbliżają się uro-
dziny jego syna, więc chciał mi o tym przypomnieć. - W jej głosie pobrzmiewała
nuta goryczy.
Pochwyciwszy badawcze spojrzenie Matta, pochyliła głowę, nie chciała bo-
wiem, żeby jej się przypatrywał. Miała ochotę jak najszybciej zmienić temat, ale
okazało się, że ciotka Susan jeszcze nie skończyła.
- A mnie się wydaje, że ta pocztówka świadczy o tym, że ciągle o tobie myśli
- upierała się. - Przecież jesteś jego córką, więc tęskni za tobą. Czy wybrałaś się
wreszcie do Włoch, żeby poznać jego żonę i syna?
- Nie - mruknęła, wciąż nie podnosząc wzroku.
- Szkoda, Bianko, szkoda. - Starsza pani pokręciła głową. - Myślę, że powin-
naś. Przecież masz w końcu tylko ojca...
- Ale to on nas zostawił, a nie odwrotnie - zaprotestowała gwałtownie.
- Wiesz, jak bardzo lubiłam twoją matkę, ale wiem też, że nie była szczęśliwą
kobietą. Ich małżeństwo po prostu nie miało szans przetrwać, byli zupełnie niedo-
S
R
brani, tak więc obydwoje są odpowiedzialni za ten rozwód. Zresztą mam wiele
sympatii dla twego ojca, bo do samego końca starał się ocalić ich małżeństwo, od-
szedł dopiero wtedy, gdy stało się jasne, że to już naprawdę koniec.
Choć Bianka starała się unikać spojrzenia Matta, zdawała sobie doskonale
sprawę z tego, iż bacznie ją obserwował. Nie chciała, by dowiadywał się o jej ro-
dzicach takich intymnych rzeczy, więc postanowiła za wszelką cenę skończyć ten
temat.
- Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, ciociu - stwierdziła stanowczo. - Czy
możemy pomówić o czymś innym?
Ciotka spojrzała na nią ze smutkiem. Natychmiast opadły ją wyrzuty sumie-
nia, że była wobec niej nieuprzejma. Gdyby tylko starsza pani nie upierała się roz-
mawiać na tak drażliwy lemat w obecności Matta...
Godzinę pózniej odwiezli ciotkę Susan z powrotem do domu. Matt taktownie
pozostał w samochodzie, tak że Bianka miała jeszcze okazję porozmawiać z ciotką
sam na sam, odprowadzajÄ…c jÄ… do drzwi domku.
- Cóż za miły mężczyzna - powiedziała starsza pani. - Czy dobrze rozumiem,
że to coś poważnego?
- Ciociu, dopiero go poznałam! - zaprotestowała Bianka, rumieniąc się.
- Dobrze, dobrze, nie będę cię więcej wypytywać - obiecała. - I przepraszam,
że cię zdenerwowałam rozmową na temat twego ojca.
- Nie, to ja przepraszam, że byłam nieuprzejma. Nie powinnam była tak się
unosić, przecież to wszystko miało miejsce tak dawno temu, poza tym nie jestem
już małą dziewczynką. Miło było znów cię zobaczyć, ciociu. Obiecuję niedługo
przyjechać.
- I przywiez ze sobą tego młodego człowieka! - poprosiła starsza pani.
Bianka nic na to nie odpowiedziała, tylko uściskała ją serdecznie i pospieszyła
z powrotem do auta.
S
R
Droga do Londynu zajęła im około dwóch godzin. Gdy znalezli się wreszcie
pod domem, w którym mieszkała Bianka, Matt zaparkował samochód, po czym
wpatrzył się uważnie w jej oczy, jak gdyby chciał z nich wyczytać, co powinien da-
lej zrobić.
- Zjedz dziś ze mną kolację - poprosił.
- Dziękuję, ale nie mogę - odmówiła. - Mam jeszcze trochę pracy, a poza tym
spodziewam się kilku telefonów służbowych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]