[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oścież. Tymczasem solidne dębowe drzwi właśnie jego odrzuciły tak. iż omal nie nakrył się
nogami. Najdotkliwiej zabolało go lewe ramię, użyte jako taran w tym niefortunnym zderze-
niu, klął zatem z bólu i z bezsilnej wściekłości.
Ja ci za to zapłacę, przeklęta Polko!
Ani trzech zapaśników jej nie odepchnie. Całe umeblowanie sypialni podpiera drzwi.
Nie próżnowałam tutaj, jak pan właśnie odczuł na swej skórze pochwaliła się z kolei
Urszula, po czym dodała stanowczo: A teraz zatelefonuję po policję i zrobię doniesienie
karne o napad na kobietę w jej domu, jeśli pan nie opuści mej willi w ciągu minuty!
Minuty? Najmniej godzinę musi trwać gruntowne omówienie li tylko tego spadko-
wego interesu, a potem...
O interesach pomówimy kiedy indziej i jedynie przez telefon lub wobec świadków.
Powtarzam więc moje ultimatum i głośno liczę sekundy tej ostatniej pańskiej pod tym dachem
minuty! Jedna... Dwie... Trzy... Cztery...
Pięć, sześć przedrzezniał ją z irytacją. Jakże ja mógłbym wyjść stąd na ulicę
podczas takiego oberwania chmury?
W hallu są parasole. Wez pan jeden i znikaj... Siedem... Osiem... Dziewięć.
Mam zniknąć ci z oczu chwilowo? Pomysł wręcz doskonały! zamruczał knując
nowe szelmostwo, podczas gdy Urszula głośno liczyła sekundy.
Trzynaście... Czternaście... Jeszcze pan marudzi? Chciałam sobie i panu oszczędzić
nowej reklamy w brukowcach, których reporterzy snują się jak cień za policją. Ale skoro pan
zmusza mnie...
Nie zmuszam pani do niczego... teraz. Ostatnie słowo znowu bąknął cicho pod
nosem. Ufam, że innym razem dojdziemy do porozumienia.
Byle nie tutaj!... Siedemnaście... Osiemnaście...
Wkrótce policzymy się inaczej!
Nie rozumiem, co pan tam mamrocze.
%7łe właśnie odchodzę i zatelefonuję do pani jutro lub pojutrze od adwokata, by pani z
nim uzgodniła czas i miejsce naszej konferencji.
Nareszcie pana przekonałam ucieszyła się przedwcześnie.
A na razie do widzenia, piękna... wspólniczko.
%7łegnam... Ale muszę dotrzymać obietnicy i liczyć dalej, dopóki nie usłyszę zatrza-
śnięcia drzwi od ulicy... Dwadzieścia... Dwadzieścia jeden...
Odetchnęła z wielką ulgą, gdy zabrzmiało dobrze jej znane trzaśnięcie frontowych
drzwi; jeszcze za życia żony Theofil wychodząc z domu zatrzaskiwał je tak ordynarnie gło-
śno, że szyby dzwięczały.
Ponieważ okna wychodziły na ogród, nie mogła stąd zobaczyć ulicy ani auta, jakie
Theofil zaparkował zapewne gdzieś w pobliżu, skąd teraz powinien by odjeżdżać. Jestem
już uczciwie głodna, lecz jeszcze bardziej zmęczona tą denerwującą przygodą i najpierw
muszę odpocząć.
Jednak czuła się tak wyczerpana fizycznie, że nie miała sił ani chęci do odsuwania
ciężkich mebli, bez czego przecież nie mogłaby wydostać się stąd i pójść do swojej sypialni.
Przezwyciężyła swą odrazę do mebla z tak bujną przeszłością i od razu zauważyła, że
jego materac jest szczytem amerykańskiego komfortu. Ba, według przechwałek Ruth
Strickner, był on sporządzony na jej specjalne zamówienie i zawierał aż 1930 sprężyn i sprę-
żynek, czyli ponad dwa razy więcej, niż ma standartowy beauty-rest, ulubiony materac akto-
rów i aktorek, najwięcej pono potrzebujących gruntownego wypoczynku, nie przerywanego
snu i łatwych zaśnięć.
Nic dziwnego, że w tych warunkach i przy kołysance deszczy za oknami projektowany
na parę minut japoński odpoczynek przedzierzgnął się w drzemkę długą jak siesta rutynowa-
nego lenia w tropikach.
Wtem odezwał się telefon, ale przerywane dzwięki jego dzwonka, które moderator
przygłusza i tłumi jak w większości nowoczesnych aparatów telefonicznych, były tak ciche,
że nieprędko zbudziły zmęczoną Polkę.
Nie zmieniając wygodnej pozycji w rozkosznie elastycznym łożu, podłożyła sobie pod
policzek zdjętą z widełek aparatu słuchawkę, w której zachrobotał głos Kamila Hetmana, głos
zachrypły jak po niewąskim pijaństwie, lecz mimo to dla niej miły, najmilszy, kochany. I
ogromnie potrzebny obecnie dla pokrzepienia na duchu samotnej młodej wdówki, po jej
dzisiejszych przejściach, okropnych i z pewnością jeszcze nie zakończonych.
Halo, Kamil? Jak to dobrze, że pan już wrócił i nie nocuje w Hartford! Proszę teraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]