[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wspomnienie szczerego spojrzenia, autentycznego zainteresowania, jej próby przebicia się przez
ochronny pancerz. Miał do siebie żal o chwilę słabości, o to, że wdał się z nią w rozmowę.
Właściwie monolog, ale... Było, minęło. Teraz wystarczy na jakiś czas zmienić zwyczaje, przenieść
się do innej części miasta, unikać szarych oczu...
To mogło mieć sens - nowe tereny, wyzwania. Może to był sygnał alarmowy,
przestrzegający przed rutyną, może to wszystko jeszcze wyjdzie mu na dobre?
Nagle zatrzymał się.
Stanął, jakby ktoś wcisnął nagle:  pause". Czuł skupione na sobie spojrzenie. Stał się
zwierzęciem, na które zarzucono sieć, muchą, uwięzioną w stygnącej żywicy...
Dziewczynka siedziała na barierce schodów przy wejściu do metra. Nie wykonała żadnego
ruchu, gestu. Spokojnie siedziała i patrzyła na niego.
Uciekaj Sick! - pomyślał i noga za nogą, niechętnie ruszył w jej kierunku.
Trening
- Po prostu potraktuj to jako pierwszÄ… lekcjÄ™.
- Tak, mój mistrzu! - odparła słodko, patrząc mu prosto w oczy, w taki sposób, że nie
wiedział czy z niego żartuje, czy jest poważna.
- Tak. Nic nie jest tym, na co wygląda. Do niczego i nikogo nie możesz mieć zaufania.
Twoje myśli muszą być jednocześnie w trzech miejscach.
- Jasne! - I znowu to spojrzenie. Robi sobie jaja! Sick zaczął się wewnątrz gotować.
- Nie przeginaj. Chodz!
Złapał dziewczynkę za rękę, pociągnął za sobą i przeskakując po dwa stopnie, zbiegł na
stację. Wbrew oczekiwaniu, Lucyna nie stawiała żadnego oporu. Doskonale dostosowała się do
rytmu, znakomicie naśladowała wężowe ruchy swojego przewodnika, prześlizgując się pomiędzy
marionetkami, zmierzającymi w kierunku wyjścia.
Kiedy dobiegli do bramek, Sick, nie puszczając swojej uczennicy, przeskoczył przez rząd
zapór oczekując szarpnięcia, a może nawet uwolnienia od niechcianego balastu. Tymczasem nic
podobnego nie nastąpiło. Kiedy odwrócił się, Lucyna wciąż tam była. Skupiona, gotowa do
dalszego wysiłku.
- Możesz mnie puścić?
- Co? - zdziwił się chłopak.
- Czy możesz mnie puścić? Bo chyba dam radę za tobą nadążyć, jeśli nie będziesz używał
deski...
Sick był zaskoczony, ale i rozbawiony. Wiedział, że nikt nie jest w stanie mu dorównać,
chociaż nie chełpił się tym. To zwyczajnie był fakt.
A teraz ktoś rzucał mu wyzwanie, jednocześnie dając furtkę do łatwego zwycięstwa i
uwolnienia się od kłopotu.
-Nie.
- Co nie? Nie możesz mnie puścić?
- Nie, nie dzisiaj! - odparł, przekrzykując gwizd składu, wpadającego na peron.
- Dlaczego?
Sick wzruszył ramionami i pociągnął dziewczynkę na koniec peronu.
Miał swój plan i nie interesowały go łatwe wygrane. Chciał pozbyć się problemu raz na
zawsze.
Kiedy pociąg ruszył i skupił na sobie uwagę dyżurnych obserwujących peron, nietypowa
para zeskoczyła na tory i pobiegła w przeciwnym kierunku.
Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Chłopak liczył, że uda mu się wystraszyć i zniechęcić Lucy
tak, że zostawi go w spokoju. Dlatego pobiegli po betonowym obrzeżu toru w stronę poprzedniej
stacji.
Jedną z niepowtarzalnych cech Sieka była jego idealna synchronizacja z miastem. Ten
chłopak nie czekał na zmianę świateł - one się zmieniały, kiedy biegł. Nie musiał patrzeć na rozkład
jazdy tramwajów - wiedział, kiedy wjadą czy wyjadą z przystanku. Niezależnie od pory roku znał
moment, w którym rozjarzą się miejskie latarnie, tak jakby to on naciskał włącznik.
Wiedział więc, kiedy pojawi się następny skład metra. Właściwie mogło się wydawać, że
ma to wyliczone, ale jego związek z miastem nie wymagał kalkulacji. Najpierw poczuli ruch
powietrza, potem dało się słyszeć świst nadjeżdżającego pociągu. Kiedy zza łuku tunelu wychynęły
światła, wydawało się, że elektrowóz jest tuż, tuż. Sick wyskoczył na środek torów, wciąż nie
wypuszczając dłoni Lucyny. Wolną rękę uniósł do góry, zaciskając pięść, i - jak to często robił
wcześniej - wydał z siebie dziki ryk, wiedząc, że maszyna zaraz odpowie mu tym samym. Tym
razem do wtóru zabrzmiał znacznie słabszy, choć jednak słyszalny dziewczęcy pisk. Sick szarpnął
Lucynę i skoczył w bok, prosto w otwartą szczelinę wyjścia ewakuacyjnego. Dalej, nie zatrzymując
się, pognał do góry po metalowych stopniach, ciągnąc dziewczynkę za sobą. Po pięciu nawrotach
schodów znalezli się w zaśmieconym betonowym szybie, z którego ukośna pochylnia prowadziła
do podziemnego parkingu biurowca. Chłopak przysiadł na krawędzi rampy i wreszcie puścił swoją
podopiecznÄ….
- Wow! - Lucyna powinna być przerażona, jednak jej oczy śmiały się figlarnie. - Wow,
wow! To było coś! Wiedziałeś, że tam jest wyjście, prawda?
- Taa... - Sick był zrezygnowany. Wpatrywał się w koszulkę dziewczyny, na której napis
uśmiechał się hasłem:  run4fun". Poza tym dopiero teraz zauważył, że Lucy dobrze się
przygotowała. Miała używane, wyglądające na wygodne, buty sportowe, a zamiast ogrodniczek
założyła czarne legginsy. Włosy upięła w wysoką kitkę, zaś jej dłonie chroniły skórzane
półrękawiczki bez palców..
- Ty się nie odczepisz, prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •