[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedyś, przed laty, w liście do przyjaciółki wyznawał z radością: Czy to nie jest szczęście
niezasłużone i niesprawiedliwe, że nam książka przynosi - prócz innych dóbr jeszcze przyja-
ciół? Teraz mógł myśleć z równą, jeśli nie większą wdzięcznością o swoim malarstwie.
Czuł, wiedział, że swoim talentom plastycznym zawdzięcza życie. W okresie malowania fre-
sków był ożywiony nadzieją, chodził jak w transie, wierzył, że jego praca malarska zapewnia
mu życie. Wiedział, że ten stan bezpieczeństwa trwać będzie, dopóki nie ukończy nakazanych
mu prac. Toteż zwlekał, opózniał ich wykonanie i pełen obaw wyrażał w rozmowach z przy-
jaciółmi niepokój, czy ta jego gra na zwłokę nie została dostrzeżona w gestapo przez władców
jego życia i śmierci.
W budynku zdarto tynki ze ścian, ustawiono rusztowania i Schulz całymi dniami malował,
trzymając się kurczowo drabiny w obawie przed upadkiem. Głównym motywem tych fresków
były postacie kobiece, co być może także sprawiało, że przymus tej niewolniczej pracy był
mu mniej gorzki. W 1942 roku gestapo zatrudniło go ponadto przy katalogowaniu skonfisko-
wanych księgozbiorów, złożonych w drohobyckim Domu Starców. Trzonem tych zbiorów
była skonfiskowana jeszcze przez władze sowieckie biblioteka jezuitów z Chyrowa. Z czasem
ilość książek wzrosła, wskutek hitlerowskich konfiskat zbiorów publicznych i prywatnych,
62
tak że w Domu Starców znalazło się w rezultacie ponad sto tysięcy tomów. Przy porządko-
waniu tych księgozbiorów pracował wraz z Schulzem jego znajomy, młody adwokat Izydor
Friedman. Praca ta trwała kilka miesięcy i była mniej uciążliwa niż praca fizyczna, której
Schulz nie mógłby podołać. Był przy tym nie zagrożony szykanowaniem i biciem, co było
codziennym udziałem %7łydów pracujących dla okupanta pod esesowskim nadzorem. Skatalo-
gowanie książek miało posłużyć władzom hitlerowskim do selekcji zbiorów, które częściowo
przeznaczono do wywiezienia, częściowo do zniszczenia.
Schulz na rozkaz gestapo służył jako rzeczoznawca przy ocenie zrabowanych dzieł sztuki
- głównie obrazów. Oficer gestapo, nazwiskiem Pauliszkis, nakazał Schulzowi sporządzenie
referatu-sprawozdania o książkach zgromadzonych w Domu Starców. Schulz napisał żądany
elaborat świetną niemczyzną, tak że wkład Pauliszkisa ograniczył się tylko do złożenia pod
tym tekstem swego podpisu i wysłania referatu do Berlina.
Przyjaciele z Warszawy usiłowali przyjść Schulzowi z pomocą, przygotowywali dla niego
pieniądze i fałszywe dokumenty. Ale jego paraliżował lęk, obawa przed schwytaniem. Nie
mógł się zdecydować na ucieczkę, nie chciał na pastwę losu pozostawić rodziny, która znala-
złaby się w sytuacji bez ratunku. Jak w jego twórczości - możliwości realizowały się w wy-
obrazni, obawy wyrażały się w najstraszliwszych spełnieniach, prześladujących go na jawie i
we śnie. Zwierzał się przyjaciołom, że już widzi siebie jadącego pociągiem z zaciemnionymi
niebieską farbą szybami. Na jakiejś małej stacyjce pociąg zatrzymuje się, słychać podkuty
krok żandarmów, światło ręcznej latarki pada mu na twarz i słychać słowa: Komm, du Jude,
komm! Tak dotkliwie i dotykalnie przeżywał swoją ucieczkę w wyobrazni, że nie mógł się
już zdobyć na ryzyko zaznania jej w rzeczywistości.
Do pozostania w Drohobyczu przyczyniła się także wiara Schulza, że najpewniejszą gwa-
rancją przetrwania jest dlań protekcja Landaua. Ufał, że snobujący się znajomością z artystą
gestapowiec, eksploatujący dla siebie jego umiejętności plastyczne, we własnym interesie
będzie dbał o to, by nie stało mu się nic złego. Przekonanie to bywało tak silne, że chwilowa
nieobecność Landaua w Drohobyczu skłaniała Schulza do paniki. Raz, już we wrześniu 1942
r., w czasie jednodniowej nieobecności gestapowskiego protektora, Schulz z siostrą i sio-
strzeńcem ukrył się wraz z kilku %7łydami w piwnicy pustej willi, skąd wyszedł dopiero po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]