[ Pobierz całość w formacie PDF ]

byle jak skleconego baraku z dwoma koślawymi stołami na kozłach i czterema ławami, stojącymi
na glinianej polepie. W drugim końcu izby na nieodzownym palenisku płonął nieodzowny ogień
z sosnowych drew. W pobliżu niego, przy drugim krańcu dalej stojącego stołu, trzech mężczyzn
 sądząc po ich płaszczach z postawionymi wysokimi kołnierzami i broni u boków, z pewnością
wartowników zluzowanych z posterunków  piło kawę i przysłuchiwało się cichemu śpiewowi
postaci, która siedziała przy ogniu.
Zpiewak miał na sobie obdartą futrzaną kurtkę z kapturem, nawet jeszcze bardziej od niej
niewiarygodnie obszarpane spodnie i rozłażące się niemal we wszystkich szwach buty z
cholewami. Prawie całą twarz zasłaniała mu grzywa ciemnych włosów i duże ciemne okulary w
oprawkach.
Przy nim siedziała dziewczyna, która w tej chwili niewątpliwie spała, z głową złożoną na
jego ramieniu. Ubrana była w angielski płaszcz wojskowy z wysokim kołnierzem, będący w
mocno opłakanym stanie, tak długi, że całkowicie zakrywał jej podkulone nogi. Rozczochranych,
platynowych, rozrzuconych na ramionach włosów nie powstydziłaby się żadna Skandynawka, ale
szerokie kości policzkowe, ciemne brwi i długie ciemne rzęsy opadające na bardzo blade
policzki, należały bez wątpienia do Słowianki.
Neufeld przemierzył izbę, zatrzymał się z boku paleniska i pochylił nad śpiewającym.
 Chciałbym ci przedstawić kilku przyjaciół, Petar  powiedział.
Petar opuścił gitarę, uniósł głowę, a potem obrócił się i dotknął ramienia dziewczyny.
Natychmiast podniosła głowę i szeroko otworzyła oczy, wielkie i smoliste. Bardzo przypominała
zaszczute zwierzę. Rozejrzała się dookoła niemal dziko, i zerwała szybko na nogi, za sprawą
sięgającego kostek płaszcza wydając się jeszcze drobniejsza niż była, a potem wyciągnęła rękę,
żeby pomóc wstać gitarzyście. Kiedy wstawał, potknął się  był bez wątpienia niewidomy.
 To Maria  powiedział Neufeld.  Mario, to kapitan Mallory.
 Kapitan Mallory  powtórzyła cichym, nieco schrypłym głosem, w którym nie było
prawie śladu obcego akcentu.  Jest pan Anglikiem, kapitanie?
Mallory uznał, że nie miejsce i czas wyjaśniać swoje nowozelandzkie pochodzenie.
Uśmiechnął się.
 Tak, w pewnym sensie  odrzekł.
Maria odwzajemniła mu uśmiech.
 Zawsze pragnęłam poznać Anglika.  Zrobiła krok w stronę wyciągniętej ręki
Mallory ego odepchnęła ją i otwartą dłonią z całej siły uderzyła go w twarz.
 Mario!  Neufeld zmierzył ją groznym spojrzeniem.  Kapitan jest po naszej stronie.
 To Anglik i zdrajca!  ponownie zamachnęła się podniesioną ręką, lecz nagle
unieruchomił ją chwyt Andrei. Krótką chwilę szarpała się z nim nadaremnie, po czym ustąpiła.
W jej zagniewanej twarzy błyszczały ciemne oczy. Andrea podniósł wolną ręką i oddany
czułemu wspomnieniu pogładził swój policzek.
 Do diaska, ona przypomina mi moją własną Marię  rzekł z podziwem i uśmiechnął
się do Mallory ego.  Te Jugosłowianki wiedzą, od czego są ręce.
Mallory ponuro rozmasował swój policzek i zwrócił się do Neufelda.
 Może Petar... Tak brzmi jego imię...
 Nie.  Neufeld stanowczo potrząsnął głową.  Pózniej. Zjedzcie.  Poprowadził
Mallory ego do stołu w drugim końcu izby, gestem zaprosił pozostałych, żeby zajęli miejsca,
sam również usiadł i dodał:  Przepraszam. To moja wina. Powinienem być mądrzejszy.
 Czy jej... mmm... nic nie jest?  spytał delikatnie Mallory.
 Ma pan na myśli, że przypomina dzikie zwierzę?
 Jak na domowe zwierzątko, jest dość niebezpieczna, nie sądzi pan?
 Jest absolwentką uniwersytetu belgradzkiego. Wydziału języków obcych. Podobno
zdała z odznaczeniem. W jakiś czas po skończeniu studiów powróciła do domu w bośniackich
górach. Dowiedziała się tam, że jej rodziców i dwóch małych braci zamordowano. Od tej pory...
tak siÄ™ zachowuje.
Mallory poruszył się na ławie i spojrzał na dziewczynę. Jej ciemne, nieruchome, szeroko
rozwarte oczy były utkwione w nim, a ich spojrzenie bynajmniej nie budziło otuchy. Obrócił się
z powrotem w stronÄ™ Neufelda.
 Kto to zrobił? Pytam o jej rodziców.
 Partyzanci  wtrącił z furią Droszny.  Partyzanci, bodaj sczezły ich czarne dusze!
Rodzice Marii należeli do nas. Byli czetnikami.
 A ten śpiewak?  spytał Mallory.
 To jej starszy brat.  Neufeld potrząsnął głową.  Niewidomy od urodzenia.
Dokądkolwiek idą, ona zawsze prowadzi go za rękę. Jest jego wzrokiem, jego życiem.
Siedzieli w milczeniu aż do chwili, kiedy wniesiono jedzenie i wino. Gdyby jakaś armia
maszerowała o takim wikcie, nie zaszłaby daleko, pomyślał Mallory. Słyszał, że u partyzantów
jest bardzo krucho z żywnością, lecz to, co na stole, dowodziło, iż czetnicy i Niemcy mają się
niewiele lepiej. Bez zapału nabrał łyżką  bo widelec nie zdałby się tu na nic  trochę
szarawego gulaszu, gulaszu, w którym pośród papkowatego sosu niewiadomego pochodzenia
pływały osamotnione kawalątki niezidentyfikowanego mięsa. Spojrzał przez stół na Andreę i
zdumiał się wytrzymałością żołądka swojego przyjaciela, która musiała stać za jego niemal już
opróżnionym talerzem. Miller odwrócił oczy od stojącego przed nim talerza i ostrożnie łyknął
wstrętnego czerwonego wina. Trzej sierżanci jak dotąd nawet nie spojrzeli na jedzenie, zbyt
zajęci przyglądaniem się dziewczynie przy palenisku. Neufeld spostrzegł ich zainteresowanie i
uśmiechnął się.
 Przyznaję, panowie, że w życiu nie widziałem piękniejszej dziewczyny, i Bóg jeden
wie, jak by wyglądała po kąpieli. Ale ona nie dla was, panowie. Dla nikogo. Jest już poślubiona.
 Przyjrzał się ich pytającym minom.  Nie mężczyznie. Ideałowi... jeżeli śmierć można
nazwać ideałem. Zlubowała śmierć partyzantom.
 Milutka osóbka  mruknął Miller.
Nie było innych uwag, bo też nie było o czym mówić. Zjedli w ciszy, którą zakłócał
jedynie cichy śpiew dobiegający od paleniska. Głos śpiewaka był nawet melodyjny, ale jego
gitara, niestety, rozstrojona. Andrea odsunął od siebie pusty talerz, z irytacją popatrzył na
niewidomego muzyka i zwrócił się do Neufelda.
 Co on takiego śpiewa?  spytał.
 Podobno starą bośniacką pieśń miłosną. Bardzo starą i bardzo smutną. W Anglii też ją
śpiewacie.  Neufeld strzelił palcami.  Tak, mam. To  Dziewczyna, którą zostawiłem .
 Niech pan mu każe zaśpiewać co innego  mruknął Andrea.
Neufeld spojrzał na niego zaintrygowany i odwrócił głowę, gdyż właśnie wszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •