[ Pobierz całość w formacie PDF ]
związana, mimo całego twojego optymizmu. Jak to wyjaśnisz? -
spytał sarkastycznym tonem.
- Może mam spełnić jakąś rolę w twoim życiu?
- Ciekawe, jaką. Wejść mi w drogę?
123
S
R
Pokochać cię, pomyślała. Z kącików jej oczu spłynęły łzy.
Czemu wciąż zakochuje się w mężczyznach, którzy nie chcą od-
wzajemnić jej uczucia?
Teraz wiedziała już, że Tucker wykorzystywał ją i jej miesz-
kanie, aby śledzić braci Stravanos. Namiętne pocałunki, miłe
chwile, jakie ze sobą spędzili, były jedynie pozorami, częścią jego
planu zatrzymania przestępców. Przez cały czas oszukiwał ją,
używał do własnych celów. Przyjął jej pomoc nie po to, aby zmie-
nić swoje życie, ale by wykonać zadanie. Nie zastanowił się nad
tym, że może przy tym zranić July. To ona powinna być wściekła,
została przecież oszukana w oczywisty sposób.
Tucker poruszył się na krześle i sznury wbiły się mocniej
w jej nadgarstki.
- A!
- Boli cię? - spytał troskliwym tonem. - Przepraszam.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała, choć było to dalekie
od prawdy. Obawiała się, że teraz już nic nie będzie w porządku.
- Sprawdzałem sznury. Nikt nie wie, że tu jesteśmy. Jeśli nie
uwolnimy się sami, możemy bardzo długo czekać, aż ktoś nas
znajdzie.
- Nikt cię nie osłaniał, kiedy tu wchodziłeś?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie miałem czasu zadzwonić po tym, jak zobaczyłem, że
ktoś ochoczo wkroczył do mieszkania przestępców, zupełnie nie
zastanawiajÄ…c siÄ™ nad tym, co robi.
- Dlaczego mnie obwiniasz?
- Nie miałaś powodu tu przychodzić.
- Przyszłam ze względu na ciebie.
- Na mnie?
- Tak. Myślałam, że jesteś wspólnikiem braci Stravanos. Za-
124
S
R
chowywałeś się dziwnie, miałeś przy sobie broń. Skąd mogłam
wiedzieć, że jesteś gliną, a nie bandytą?
- No dobrze, przepraszam - westchnął Tucker. Spróbuj
uwolnić ręce.
- A jeśli zrobię ci krzywdę?
- Nie martw się o mnie. Nie tak łatwo mnie zranić.
Tak ci się tylko wydaje, skomentowała July w duchu. Była bo-
wiem pewna, że pod maską twardego faceta ukrywał się mały
chłopiec, który nigdy nie zaznał prawdziwej miłości.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że jesteś policjantem? - spytała,
sprawdzając jednocześnie, czy może poruszyć ręką.
- Nie chciałem cię w to mieszać.
Ich głowy dotykały się. July poczuła, że napiął mięśnie szyi,
usłyszała przyspieszony oddech. Nie widziała jego twarzy, ale by-
ła pewna, że dręczą go wyrzuty sumienia.
- Nie powinieneś czuć się winny - powiedziała, zawsze goto-
wa pocieszać innych. - W końcu to ja nalegałam, żebyś został.
- A ja skrzętnie wykorzystałem okazję. To, że mieszkałaś
naprzeciwko braci Stravanos, że niespodziewanie przyszła śnieży-
ca... Wszystko tak dobrze się składało. Zbyt dobrze.
- Wiedziałam, że nie jesteś przestępcą - szepnęła. - Czułam to.
- Mimo wszystko nie postąpiłaś rozsądnie, zapraszając mnie -
upomniał ją. - Instynkt może czasem zawieść.
- Potrzebowałeś pomocy, to było oczywiste. - Poczuła, że po-
ruszył się niespokojnie na te słowa. - Nieważne, czy byłeś bez-
domnym włóczęgą, wyrzutkiem, kryminalistą czy gliną. Odpo-
wiedziałam na twoją potrzebę.
- Mylisz się. Nie potrzebuję nikogo - zaprzeczył stanowczo.
- PrzywiÄ…zywanie siÄ™ do ludzi przynosi jedynie cierpienie.
- A więc wróciliśmy do problemu różnej filozofii życiowej.
July patrzyła w ciemność przed sobą, starała się zwalczyć dziwny
125
S
R
ucisk w gardle. Czemu wciąż próbuje zbliżyć się do mężczyzny,
który otwarcie głosi, że chce być sam?
- Lepiej spróbujmy się stąd wydostać. Dyskusje o filozofii
mogą poczekać.
- Typowy przypadek tłumienia.
- Czego? - spytał poirytowany.
- To mechanizm obronny. Zamiast stawić czoło własnym
uczuciom, tłumisz je, ukrywasz. Robisz wszystko, aby uniknąć
kłopotliwego tematu.
Nie odpowiedział. Ciszę przerywał jedynie odgłos jego przy-
spieszonego oddechu.
- Co powiesz o sobie? - odezwał się po chwili. - Ty też masz
swoje dziwactwa. Na przykład obsesję bycia potrzebną.
- Nie mam żadnej obsesji!
- Co ty powiesz? Czemu więc zapraszasz zupełnie obcego
człowieka do domu i proponujesz mu pomoc?
Milczała.
- Chciałaś się mną zaopiekować, przyznałaś sama. Dlaczego?
Bo zajmowanie się innymi daje ci satysfakcję. Nawet jeśli cię wy-
korzystujÄ…, jak ja. Czy kiedykolwiek zamierzasz siÄ™ z tego wyle-
czyć?
- Masz rację - przyznała słabym głosem, jakby brakowało jej
powietrza.
- Przepraszam, July. Nie chciałem na ciebie naskakiwać.
- Delikatnie pogłaskał jej rękę koniuszkami palców. - Przebaczysz
mi?
- Zapomnijmy o tym. - Skupiła całą wolę, aby odpowiedzieć
spokojnie.
Nie powinna pokazywać mu, jak mocno ją zranił, ani jak bar-
dzo jej zależało na nim. Najwyrazniej nie był w stanie jej zaufać
na tyle, aby stworzyli związek. Kolejne próby zbliżenia się potrak-
126
S
R
tuje z pewnością jako przejaw jej obsesyjnego charakteru. Nie
chce tego. Pozwoli mu odejść.
Podjęte postanowienie sprawiło jej ogromny ból. Tak bardzo
go kochała. Usiłowała zwalczyć to uczucie, ale wspomnienia,
wciąż żywe w jej pamięci, wzięły górę. Tucker stojący na progu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]