[ Pobierz całość w formacie PDF ]
właścicielki.
- Evie - wyszeptała Lucinda. Evelyn otrząsnęła się z zamyślenia.
- SÅ‚ucham.
- On jest tutaj.
- Wiem. Widziałam.
79
Przyjaciółki wymieniły spojrzenia, ale ona udała, \e tego nie dostrzega.
- I co zrobisz? - spytała Georgiana.
Evelyn wzięła głęboki oddech, \eby uspokoić bijące mocno serce.
- PoproszÄ™ o zwrot naszyjnika.
-, Ale...
Ruszyła do stołu z przekąskami, zanim straciła odwagę, Saint te\ zmierzał w
tamtÄ… stronÄ™,
więc uznała, \e przypadkowe spotkanie wywoła mniejsze poruszenie, ni\ gdy-by
podeszła do
markiza z wyciągniętymi rękami.
Ale kiedy dotarła do celu, St. Aubyn znajdował się kilka jardów dalej. Prosił
lokaja o drinka.
Evie przyjrzała mu się zza lodowej rzezby. Przezroczyste skrzydła łabędzia
wydłu\ały jego
sylwetkę, ale szczupła twarz pozostała nie-zniekształcona.
Michael Halboro. Ciekawe, jak brzmi jego drugie imię. Wiedziała o nim tak
niewiele, \e
ka\da dodatkowa informacja wydawała się cenniejsza, ni\ w rzeczywistości była.
Ciemne
włosy opadały na jedno oko, nadając mu łobuzerski wygląd. W pewnym momencie
Saint
pomknął ku niej wzrokiem, jakby wyczuł jej bliskość. W Evelyn zamarło serce.
Jednak chodziło mu o nią. Z lekkim uśmiechem odprawił lokaja i ruszył w jej
stronÄ™, nie
zaszczycając nawet spojrzeniem kilkunastu młodych dam, które mijał po drodze.
- Dobry wieczór, panno Ruddick - powiedział cichym barytonem, który nieodmiennie
przyprawiał ją o dreszcz. -Więc pani przyszła.
- Myślał pan, \e schowam się pod łó\kiem? - odparowała Evie.
Na szczęście jej głos brzmiał pewnie.
- Gdy o pani myślę, nie wyobra\am sobie pani pod łó\kiem. A teraz zamieniam się
w słuch.
O niebiosa! Stali pośrodku sali balowej, gdzie dziesiątki gości mogły usłyszeć
ich rozmowÄ™.
A ona nie potrafiła wy-
80
myślić zdania, które nie budziłoby podejrzeń, \e robią coś niewłaściwego. Bez
wÄ…tpienia
markiz właśnie na to liczył. Zamierzał wykorzystać ka\dą jej kwestię, \eby ją
skompromitować. Jednak powinna była schować się pod łó\kiem. Có\, raz kozie
śmierć.
- Zgubiłam naszyjnik, a lord Dare wspomniał, \e na wieczorze u Hansonów znalazł
pan jakiÅ›.
Mogę go zobaczyć?
Usta Sainta zadr\ały.
- Tak, znalazłem go w wazie z ponczem - powiedział gładko i sięgnął do kieszeni.
- Czy to
ten?
Evie omal nie westchnęła z ulgą.
Strona 38
Rozpustnik i dziewica
- Och, bardzo panu dziękuję, milordzie - zaszczebiotała. - To moja ulubiona
ozdoba.
Myślałam, \e ju\ jej nie odzyskam.
Wyciągnęła rękę.
- Pozwoli pani - rzekł St. Aubyn, zrobił krok i stanął za nią. Nim zdą\yła
zareagować, wło\ył
jej łańcuszek na szyję
i zapiął klamerkę, muskając palcami włoski na karku.
- Brawo, Evelyn Marie - pochwalił ją ściszonym głosem. -A teraz proszę się
uśmiechnąć i
powiedzieć: dziękuję, Saint", bo inaczej pocałuję panią w ucho.
Gdyby jej serce zaczęło bić jeszcze trochę mocniej, wyskoczyłoby z piersi. Evie
przywołała
na twarz miły uśmiech.
- Dziękuję, Saint.
- Podnieca mnie pani - szepnął. - I zapłaci mi pani za to. Następnie odsunął się
o krok.
Evelyn na chwilę zamknęła oczy, po czym, ju\ spokojniejsza, odwróciła się do
markiza.
- Lordzie St. Aubyn, poznał pan moją matkę? Na pewno chciałaby podziękować panu
za
uprzejmość.
Saint się zawahał.
- Chce pani przedstawić mnie matce? - spytał, wyraznie zaskoczony.
Po raz pierwszy widziała go wytrąconego z równowagi.
81
- Tak. Dlaczego nie?
- Potrafię wymienić tysiąc powodów - odparł, wzruszając ramionami. - Ale
rzeczywiście,
dlaczego nie? Wieczór jak do tej pory jest bardzo spokojny.
Owszem, gdyby nie jej zauroczenie.
- Więc chodzmy, milordzie.
- Saint - poprawił łagodnie i ku przera\eniu Evelyn podał jej ramię.
- Ale...
- Po prostu jestem grzeczny.
Bez ceregieli ujął jej dłoń i poło\ył ją na swoim przedramieniu.
Gdy przeszli z sali balowej do salonu, w którym zebrały się matrony, \eby
plotkować i jeść
słodycze, Evie uświadomiła sobie, jaki błąd właśnie popełniła.
- Saint, mama nie wie, \e pracuję w sierocińcu - wyszeptała błagalnym tonem. -
ProszÄ™ nic jej
nie mówić.
Przez chwilę myślała, \e jej nie usłyszał, bo kontemplował zdumione i przera\one
miny dam
obecnych w pokoju. Gdy wreszcie przeniósł na nią wzrok, w jego zielonych oczach
malowało
siÄ™ rozbawienie.
- Za pocałunek - odparł cicho.
- SÅ‚ucham?
- Słyszała pani. Tak czy nie? Genevieve Ruddick uśmiechnęła się z przymusem.
- Evie! Co, na Boga...
- Mamo, chciałabym przedstawić ci markiza St. Aubyna. Znalazł mój naszyjnik w
wazie z
ponczem na balu u Hansonów. Milordzie, oto moja matka.
- Pani Ruddick - powiedział Saint, ujmując jej dłoń. - Ju\ dawno chciałem sam
siÄ™
przedstawić, odkąd pani córka i ja...
O, nie!
- Tak - syknęła Evie.
- Tańczyliśmy walca na balu u Hansonów - dokończył gładko Saint. - To bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]