[ Pobierz całość w formacie PDF ]

właśnie w ten sposób mnie kochał. Ale jeśli jego kochanie
oznaczało, że nazywał mnie bękartem, twierdząc  całkowicie
niesłusznie  jakobym nie była jego córką; jeśli oznaczało, że nie
krępował się dusić mnie oparami piwa i przesiąkniętym nikotyną
oddechem, włazić do mojej pościeli, by zaspokoić swoje różne
potrzeby  to czy jest to miłość? Jakim cudem?
Wszystkie te wspomnienia. Wszystkie powracajÄ…, przesuwajÄ…
się błyskawicznie przed moimi oczami niczym obrazy utrwalone
na fotografiach.
Mama: moja biedna, cudowna mama. Jej twarz poraniona
butelką od mleka, którą cisnął w nią tata. Zliczna, dobra mamina
twarz wymagająca szwów; blizny pokryte warstwą kosmetyków,
żeby nie przerażały nas, dzieci. Moi rodzice kochali się  kiedyś.
Ale co to była za miłość? Jak mogła istnieć za zasłoną przemocy i
zniewag? Boże Narodzenie, jedno za drugim: dla dziecka
najwspanialszy, najcenniejszy, najbardziej wypełniony miłością
moment roku. Jak Boże Narodzenie ma być szczęśliwą porą, kiedy
spowija je cień?
Ayk kawy. Kolejne wspomnienia. Sarah Forsyth jest
nastolatką w domu dziecka  dużym, pełnym przeciągów
mauzoleum w wiejskiej okolicy, całe kilometry od czegokolwiek.
Samotna w grupie dwudziestu pięciu innych posępnych, pełnych
uraz dzieciaków. Bo takie dzieci zawsze ukrywają swoje
prawdziwe  ja za ochronnym murem wrogości. Samotna w łóżku,
ale nie na długo: zbliżająca się w ciemnościach latarka, snop
światła w oczy, sięgająca po mnie ręka. Palce odnajdujące,
badające, urażające moje ciało. Czy to była miłość  dla niego?
Opieka. Dom opieki  dom dziecka. Być pod opieką& Słowa
bez znaczenia, bo nikt się tam specjalnie o nas nie troszczył. Nikt
w tym zimnym, surowym miejscu nie dał nam tego, czego
naprawdę potrzebowaliśmy: miłości. Może nie mogli, może w
ogóle jej nie znali.
Zabawa. Dziecięce zabawy w miłość. Ale nie ta.  Droga do
szczęścia  jakieś dziwaczne, głupie rytuały dorosłych. Na
skrawku papieru prymitywnie wyrysowane szlaki i odgałęzienia.
Startujesz z głównej drogi, a potem wybieraj swoją ścieżkę:
niektóre są dobre, niektóre złe. Jednak żadna z nich nie była
ścieżką miłości. Zagarniające mnie ręce  znowu. Mężczyzni 
więcej niż jeden  przygwożdżają mnie do ściany za gardło. Na
dół, kładz się, no już. Pchnięcie, pchnięcie i postękiwanie z
rozkoszy. Czy to był jakiś rodzaj miłości  dla nich? Czy samo
zaspokojenie seksualne oznacza miłość? Kiedykolwiek?
Przeskok do przodu. Sala sądowa. Prawnicy, eksperci, sędzia.
Mój tata oskarżony o wyrządzone mi krzywdy. I ostatnie słowa,
które od niego usłyszałam:  Ty mały bękarcie  zabiję cię! Jak
może wyrosnąć miłość, skoro zasiano ją na takich jałowych
nieużytkach.
Kiedy miałam siedemnaście lat, prawda spadła na mnie jak
grom z jasnego nieba: zaszłam w ciążę.
I nie była to radosna ciąża, płód poczęty z miłości pomiędzy
dwojgiem ludzi, tylko tajemnicze, przerażające spęcznienie w
moim brzuchu, dostrzegalne jedynie dla mnie. Fałszywy krok, błąd
popełniony przez dziewczynę, która jednocześnie wiedziała za
wiele i za mało, i przez mężczyznę, starszego mężczyznę, który
nigdy się nie dowiedział.
Czy mogłam pokochać tamten traf? Czy mogłam wychować
dziecko  moje dziecko  i otoczyć ją (bo to była dziewczynka)
ciepłą, opiekuńczą miłością? Nigdy nie zdołam odpowiedzieć na to
pytanie. Podróż samochodem: mama wiezie córkę do kliniki, żeby
pozbyć się swojej wnuczki. Ukłucie igły, błoga mgła znieczulenia,
a pózniej nagła świadomość, co straciłam. Sarah Forsyth,
zniweczyłaś nadzieję na życie.
Wiatr się wzmógł. Słyszę, jak płacze za oknem, dmąc po
moim przyjemnym osiedlu, gdzie dom za domem, wszystkie pełne
są rodzin z dziećmi. Automatycznie wyciągam rękę w stronę
pobliskiego stołu. Ale nie, nie ma ich tam. Już nie palę. Nie mam
papierosów, żeby podtrzymały mnie na duchu, kiedy wspomnienia
przewijajÄ… mi siÄ™ przed oczami.
Teraz inny dom. To wejście nazywałam swoim. I mężczyznę
też  dobrego człowieka, który wiedział wszystko o mnie i o tym,
co się stało w moim bardzo jeszcze krótkim życiu. Wiedział o
tacie, wiedział o molestowaniu, wiedział o aborcji. Wysłuchiwał
mnie, wspierał i nigdy nie osądzał. Och, był takim dobrym
człowiekiem, ten mój Chris. I darzył mnie miłością. Nareszcie,
powiedziałam to  to słowo: miłość. Bo on naprawdę mnie kochał i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •