[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomyślałem sobie: a co tam. W ka\dem razie po tym incedencie pan Wilkins codziennie
kupował od sprzedawcy na ulicy wielkiego balona i przywiązywał mi do guzika, \eby nie
stracić mnie z oczu. Poza tym codziennie przypinał mi do klapy kartkę, na której pisało jak
się nazywam i gdzie mieszkam. Czułem się jak niedorozwój.
Któregoś dnia nasi gospodarze ładują nas do autobusu i wiozą za miasto nad du\ą rzekę.
Nad rzeką stoi pełno Chińczyków i wszyscy zachowują się strasznie urzędowo, bo jak się
wkrótce dowiadujemy jest tu równie\ najwa\niejszy Chińczyk w państwie,
przewodniczÄ…cy Mao.
Przewodniczący Mao, gruby starszy gość podobny do Buddy, ściąga tę swoją ciemną
pi\amę i staje nad rzeką w samych kąpielówkach. Nasi gospodarze mówią nam, \e
przewodniczący Mao skończył ju\ osiemdziesiąt lat i ma zamiar przepłynąć rzekę. Dlatego
nas tu przywiezli. śebyśmy to zobaczyli.
No dobra. Przewodniczący Mao wchodzi do wody i zaczyna płynąć. My pstrykamy
zdjęcia, Chińczyki gadają ze sobą i mają zadowolone miny. Gdzieś tak w połowie rzeki
przewodniczący Mao podnosi do góry rękę i macha. Wszyscy mu odmachują.
Potem przewodniczący Mao znów macha i wszyscy znów mu odmachują.
Po chwili przewodniczÄ…cy Mao macha po raz trzeci i nagle wszystkim otwierajÄ… siÄ™
klapki, \e najwa\niejszy Chińczyk w państwie wcale nie pozdrawia narodu tylko się topi!
Kurde Balas, ale się zrobił rwetes. Zupełnie jakby się walił ten ich chiński mur. Ludzie
rzucają się do wody, z drugiego brzegu ruszają łodzie, reszta gapiów beczy, podskakuje w
nerwach i z rozpaczy wali się piachami po łepetynach. Myślę sobie: trzeba biedaka ratować,
tym bardziej \e widziałem gdzie poszedł pod wodę, więc ściągam buty i hops do rzeki. Mijam
w wodzie ró\nych Chińczyków i dopływam do miejsca gdzie znikł przewodniczący Mao. W
pobli\u kręci się łódka, ludzie wychylają się przez burtę jakby chcieli coś dojrzeć
optymiści, myślę sobie, bo woda ma mniej więcej taki kolor jak u nas w ryksztokach.
Zanurkowałem ze trzy albo cztery razy, no i oczywiście nadziałem się na starego
grubasa. Wyciągiem go na powierzchnię, Chińczyki w łodzi wciągły go przez burtę i szybko
popłynęły do brzegu. Mnie nawet się nie spytały czy chcę się z nimi zabrać, więc musiałem
wracać o własnej sile.
Kiedy wyła\ę z wody wszyscy na brzegu krzyczą, skaczą z radości i poklepują mnie po
plecach, potem biorÄ… mnie sobie na ramiona i zanoszÄ… do autobusu. Ale w drodze z powrotem
do miasta podchodzi do mnie pan Wilkins i jakoś tak dziwnie potrząsa głową.
Ty durny ośle! syczy. Gdyby się skurwysyn utopił, byłaby to najlepsza rzecz,
jaka mogłaby spotkać Stany Zjednoczone! Przez ciebie, Gump, dalej mamy go na karku!
Kurde Balas, zdaje się, \e znów coś schrzaniłem. A przecie\ chciałem dobrze.
Zawody pingpongowe powoli się kończą i ju\ straciłem rachubę kto wygrywa a kto
przegrywa. Ale w międzyczasie z powodu tego, \e wyciągiem starego Mao z wody stałem się
45
w Chinach bohaterem narodowym czy kimÅ› takim.
Gump mówi do mnie któregoś dnia pan Wilkins twoja głupota wyszła nam na
korzyść. Otrzymałem wiadomość, \e Chińczycy pragną rozpocząć rozmowy na temat
wznowienia stosunków dyplomatycznych. Poza tym chcą zorganizować na twoją cześć
wielką defiladę w centrum Pekinu, więc pilnuj się, byś nie popełnił \adnej gafy.
Defilada odbyła się dwa dni pózniej i mówię wam, to dopiero było coś. Wiezli mnie
przez miasto, na ulicach stało chyba z miliard Chińczyków, wszyscy mi się kłaniali, machali i
w ogóle. Pojechaliśmy na ich kapitol co to zwie się Kuomintang czy jakoś podobnie, gdzie
przewodniczący Mao osobiście miał mi podziękować za ratunek.
Kiedy wchodzimy do środka przewodniczący Mao ju\ jest suchy i wita mnie z
uśmiechem. Chińczyki przygotowały wielki stół z \arciem. Siadam koło przewodniczącego
Mao. Gdzieś tak w połowie posiłku przysuwa się do mnie i mówi:
Słyszałem, \e walczył pan w Wietnamie. Czy wolno mi spytać, co pan myśli o tej
wojnie?
Tłumacz tłumaczy pytanie. Dumam chwilę co by tu powiedzieć, potem myślę sobie: a
co tam, skoro się mnie pyta to znaczy \e chce wiedzieć, więc mówię:
- To jedno wielkie gówno.
Tłumacz tłumaczy. Przewodniczący Mao ma coraz bardziej zdziwiony wyraz twarzy,
patrzy na mnie, patrzy, potem oczy mu się zapalają, otwiera usta w szerokim uśmiechu,
chwyta mnie za łapę i potrząsa ją, a przy tym kiwa głową w przód i tył jak taka lalka co ma
łeb na drucie. Fotografy natychmiast zaczęły pstrykać zdjęcia, które pózniej widziałem w
amerykańskich gazetach. Ale nikomu dotąd nie zdradziłem co powiedziałem
przewodniczącemu Mao, \e się tak wyszczerzył od ucha do ucha.
W dniu wyjazdu wychodzimy z hotelu a na ulicy czeka wielki tłum. Ludzie wiwatują,
klaszczą. Nagle widzę w tym tłumie chińską mamę z małym chińskim chłopcem na ra-
mionach i od razu poznaję, \e chłopiec jest mongołem: ma oczy z zezem, język wywieszony,
ślini się i bełkocze jak to one. Nie mogę się powstrzymać. Niby pan Wilkins nam mówił, \e
mamy nie podchodzić do \adnego Chińczyka bez pozwolenia, ale nie słucham się. W kieszeni
mam dwie piłeczki pingpongowe, wyjmuję jedną, wyjmuję długopis, stawiam na niej krzy\yk
i daję piłkę chłopczykowi. Piersza rzecz co z nią robi to wsadza do ust. Kiedy mama mu ją
wyciąga, malec wysuwa rączkę, łapie mnie za palce i nagle zaczyna się uśmiechać. Coraz
szerzej! Widzę łzy w oczach jego mamy. Zaczyna coś szwargotać po swojemu i tłumacz
tłumaczy mi, \e to pierszy uśmiech w \yciu jej synka. Mógłybym jej wiele opowiedzieć o
byciu idiotÄ…, ale nie mamy czasu.
W ka\dem razie odwracam się i odchodzę, kiedy chłopiec rzuca za mną piłkę, a ta
odbija się o tył mojej makowy. Akurat w tym momencie ktoś pstryka zdjęcie co się nazajutrz
ukazuje w prasie. Pod zdjęciem pisze: Młody Chińczyk demonstruje swoją nienawiść do
amerykańskiego kapitalisty".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]