[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nać każdy z nich podczas swojej kolejki.
Piąty mężczyzna w tym czasie zgarniał zgromadzone odpadki do toreb, a szósty przewoził je na
bok za pomocÄ… taczki.
Kamieniarz wysączył do ostatniej kropli wodę z butelki.
Wtedy odwrócił się do Spaggiariego i kładąc rękę na jego ramieniu zapytał.
- Co straciliśmy dzisiaj w telewizji?
- "Nietykalnych" - odparł Spaggiari.
Wszyscy roześmiali się głośno.
P. Wykonał swoich osiemdziesiąt uderzeń i gdy wrócił do reszty, Spaggiari ogłosił przerwę. Po-
gasił wszystkie reflektory, zostawiając tylko małą, dwudziestopięciowatową żarówkę.
W ten sposób powietrze w tunelu miało szansę się ochłodzić.
Potem wyjął z torby termos i nalał wszystkim po kubku kawy.
Atmosfera od razu się rozluzniła, mimo iż wcześniejsze akcenty nie wróżyły tego. Wszyscy bo-
wiem spodziewali się, iż do burzenia betonowej ściany zostanie użyty laser. Spaggiari uznał jednak
to za niemożliwe. To urządzenie wytwarzało zbyt dużo ciepła, gazów i dymu, aby można było go
użyć w zamkniętej przestrzeni. A ponadto do takiej pracy powinno się używać specjalnych ubrań
ochronnych.
Spaggiari kupił ten laser jedynie po to, by dodać im otuchy na wstępie. Wiedział, że zbuntują się
od razu, kiedy odkryją, iż mają stawić czoła tej ścianie przez kilka nocy z rzędu kując i drążąc ją
ręcznie. Jednak teraz - jak skalkulował to chytrze - byli zbyt blisko celu, aby mogli zrezygnować z
niego. Krytyczny moment minÄ…Å‚.
Marcel, obserwator stojący na straży w "syfonowym zaułku", przyszedł do nich gnany cieka-
wością i zapytał:
- Jak wam idzie?
- A co ty tutaj robisz?! - rzucił w odpowiedzi Spaggiari.
- Roger mnie zmienił&
Roger odsiadywał właśnie trzyletni wyrok w marsylskim więzieniu i dostał akurat przepustkę na
weekend, aby mógł odwiedzić swoją matkę. Jednak zamiast znalezć się w rodzinnym domu, zdecy-
dował, że lepiej mu się opłaca zarobić trochę grosza, nim wróci do celi.
- I jak idzie? - dopytywał się Marcel.
- Zciana brzmi jeszcze trochę głucho - odparł mu P. -ale chyba jesteśmy już blisko. Za jakąś god-
zinę powinniśmy się przedostać&
***
Sobota, godzina 10:30 Dłuta już się stępiły, ekipa rozkuwająca mur ledwo żyła,, a ściana w dal-
szym ciągu była nie do pokonania. Wszyscy czterej: Kamieniarz, Henri Spawacz, Marcel i Roger
leżeli teraz plackiem na sznurkowym chodniku. Wszyscy byli zbyt zmęczeni, aby wykonać nawet
najmniejszy ruch.
W kanałach ośmiu innych mężczyzn, ubranych w wysokie buty, wykonywało właśnie różne ćwi-
czenia, które miały im pomóc w rozluznieniu skurczonych mięśni. Wymachiwali ramionami, prze-
ciągali się, kołysali na boki - byle tylko nie stać w bezruchu.
- Jak tak dalej pójdzie, to zdechniemy tu do jutra -przeklinał pod nosem Roger. - Mieliśmy prze-
cież użyć tego pieprzonego lasera&
- W żadnym wypadku - twardo odparł mu Spaggiari. -Czy nie rozumiesz, co oznacza temperatura
pięciu tysięcy stopni w tej zamkniętej przestrzeni? Usmażymy się wszyscy!
- Ale możemy przecież ustawić to urządzenie i poczekać w kanale&
- Możemy, ale wtedy opary uduszą nas. A do tego jeszcze dym może się wydostać przez włazy
prosto na ulicę. W takim układzie równie dobrze możemy oddać się od razu w ręce policji!
Po tym stwierdzeniu wokół zaległa kompletna cisza. Na koniec Spaggiari wyciągnął z kieszeni
cygaro i oznajmił spokojnym głosem:
- Każdy, kto chce nas opuścić, może to zrobić teraz&
Kamieniarz przecząco pokiwał głową, podniósł się na nogi i wrócił z powrotem do ściany. Po
chwili Chińczyk dołączył do niego.
Spaggiari znowu mógł odetchnąć z ulgą. Najgorsze miał już chyba za sobą&
***
Sobota.. godzina 16
- O, Matko Boska!
Kamieniarz skierował dłuto na szczelinę w ścianie. Narzędzie zdawało się być już na wieki zes-
polone z jego dłonią.
Oczy płonęły mu dziko, gorączka zalewała całe ciało, a do tego rozpaczliwie morzył go sen. Pa-
trzył, jak beton, kawałek po kawałku, odłupuje się od stalowej siatki wzmacniającej ścianę.
Jego uwaga słabła z każdą minutą. Wpychał dłuto w ścianę i machał młotkiem dosłownie reszt-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]