[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dostrzegała żadnej różnicy pomiędzy tym, co teraz, a swoim dawnym ja .
Czuła się normalnie. Tylko, że teraz znała już prawdę- prawdę, o której można
powiedzieć wszystko oprócz tego, że jest normalna.
Musi porozmawiać z Tamanim.
Zeszła na palcach na dół i chwyciła za telefon. Wybrała numer komórki
Dawida, ale dopiero kiedy się odezwał zaspanym głosem, zdała sobie sprawę z
tego, która jest godzina.
- Halo?
Nie było sensu odkładać słuchawki, skoro i tak go już obudziła.
- Cześć. Przepraszam. Nie pomyślałam, że śpisz.
- A co ty robisz o szóstej rano?- zapytał
- No, wiesz. Słońce już wstało.
- No tak- rzucił
Spojrzała na uchylone drzwi do sypialni rodziców i schowała się w skrytce
przy kuchni.
- Mógłbyś mnie dzisiaj kryć?- zapytała szeptem.
- Kryć?
- No, czy mógł być w razie czego powiedzieć moim rodzicom, że jestem u
ciebie?
Dawid wydawał się teraz całkiem rozbudzony.
- Co chcesz zrobić?
- Muszę się zobaczyć z Tamanim. A przynajmniej spróbować go znalezć.
- Chcesz jechać do waszego starego domu? Czym?
- Autobusem? Chyba coÅ› tam jezdzi w niedzielÄ™.
- Na pewno dojedziesz do Orick. Jak to daleko stamtÄ…d?
- Ze dwa kilometry od dworca autobusowego. Mogę zabrać rower, dojadę
tam w parÄ™ minut.
- Szkoda, że nie mam jeszcze prawa jazdy- westchnął.
Laurel zaśmiała się, bo Dawid ciągle o tym wspominał.
- Jeszcze tylko dwa tygodnie. Dasz radÄ™.
- To nie o to chodzi. Chciałbym jechać z tobą.
- Nie możesz. Jeśli zobaczy, że jesteś ze mną, może się nie pojawić Nie był
szczególnie zadowolony kiedy dowiedział się, że powiedziałam ci o kwiecie.
- Mówiłaś mu o mnie.
Laurel owinęła kabel telefoniczny wokół swojego nadgarstka.
- Zapytał, czy komukolwiek o tym mówiłam, i mi się wymsknęło. On jest inny-
zupełnie jakby& nie można go było okłamać.
- Nie podoba mi się to Laurel. On może być niebezpieczny.
- To ty przez cały tydzień powtarzałeś, że on miał Recję. Przecież mówił, że
jest taki jak ja. Skoro to wszystko była prawda, czemu w tym jednym miałby
skłamać?
- A pan Barnes? Może tam być.
- Rodzice jeszcze nie podpisali dokumentów. Nadal jesteśmy właścicielami.
- Na pewno?
- Tak. Jeszcze wczoraj mama mówiła.
Dawid westchnął i zamilkł.
- Proszę! Muszę tam jechać. Dowiedzieć się czegoś więcej.
- Dobrze. Ale pod jednym warunkiem: kiedy wrócisz, powiesz mi wszystko, co
od niego usłyszałaś.
- Wszystko co będę mogła.
-Co to ma niby znaczyć?
- Nie wiem, czego się dowiem. A co, jeśli zdradzi mi jakiś wielki sekret
wróżek, o którym nie będę mogła nikomu powiedzieć?
- Dobrze. W takim razie wszystko oprócz wielkiego sekretu, jeśli taki będzie
Umowa stoi?
- Stoi.
- Laurel?
-Co?
- Uważaj na siebie. Proszę.
***
Laurel przymocowała rower łańcuchem do niedużego drzewa i zarzuciła
plecak na jedno ramię. Minęła pusty dom i zawachała się na skraju lasu, skąd
kilka ścieżek prowadziło w gąszcz drzew i zarośli. W końcu zdecydowała się
pójść dróżką do miejsca, w którym ostatnio go spotkała. Wydawało jej się to
rozsądnym posunięciem. Kiedy dotarła do głazu nad strumieniem, rozejrzała się
dookoła. Przesiadywanie w tym pięknym miejscu zawsze ją uspokajało i
nastrajało pozytywnie, więc przez chwilę nosiła się z myślą, żeby tylko
posiedzieć tu przez jakiś czas, a potem wrócić do domu, bez rozmowy z
Tamanim. Ta kosztowała by ją wiele nerwów.
Powstrzymała się jednak przed ucieczką. Wzięła głęboki oddech i krzyknęła:
- Tamani!
Oczekiwała, że jej krzyk odbije się od skał, ale miała wrażenie, że został
wchłonięty przez drzewa. To sprawiało, że poczuła się taka maleńka&
- Tamani?- zawołała ponownie, tym razem nieco ciszej- Jesteś tu? Chcę
porozmawiać.- Obróciła się dookoła, próbując jednocześnie patrzeć we
wszystkie strony.- Tama&
- Hej!- usłyszała miły głos, w którym brzmiało dziwne wahanie. Odwróciła się
i o mało się z nim nie zderzyła. Zakryła usta dłonią, by powstrzymać okrzyk.
Przed nią stał Tamani, ale wyglądał zupełnie inaczej. Na ramionach i tułowiu
miał coś, co przypominało zbroję z kory i liści. Trzymał długą włócznię, z
niezwykle ostrym grotem. Wyglądał olśniewająco, jak poprzednio, ale
onieśmielenie spowijało go niczym gęsta mgła.
Przyglądał jej się przez dłużą chwilę i chociaż próbowała odwrócić wzrok, nie
mogła. Kącik jego ust podniósł się w delikatnym uśmiechu. Po chwili zdjął
dziwną zbroję i razem z nią zniknęła nieśmiałość
- Przepraszam za to przebranie- powiedział, kładąc zbroję za drzewem.-
Mamy tu dziś stan gotowości- dodał, prostując się i uśmiechając z wahaniem-
Cieszęsię, że wróciłaś, nie byłem pewien, czy to zrobisz.
Cały jego strój był ciemnozielony- miał obcisłą koszulę z rękawami do łokci i
luzne spodnie, podobne do tych, które widziała poprzednio.
- I przyjechałaś sama.- to nie było pytanie
- SkÄ…d wiesz?
Zaśmiał się, a w oczach rozbłysły mu wesołe iskierki.
- Kiepski byłby ze mnie wartownik, gdybym nie wiedział ile osób wtargnęła
na mój teren.
- Wartownik?
- Zgadza się- powiedział.
Prowadził ją ścieżką w stronę polany, na której ostatnio rozmawiali.
- Czego pilnujesz?
- Czegoś bardzo, bardzo ważnego- odrzekł, odwracając się z uśmiechem, a
potem dotknÄ…Å‚ koniuszka jej nosa.
Z trudem złapała oddech.
- Ja& przyjechałam, żeby& eee& żeby przeprosić- wyjąkała.
- Za co?- zapytał, nie zwalniając
Kpi sobie ze mnie czy naprawdę wcale go to nie obeszło? - pomyślała/
- Ostatnio zareagowałam zbyt nerwowo - powiedziała zrównując się z
Tamanim- Byłam okropnie zestresowana tym wszystkim, co się działo, a to, co
mi powiedziałeś doprowadziło mnie do wściekłości. Nie powinnam jednak była
na ciebie krzyczeć. Przepraszam.
Przeszli w milczeniu kilka kroków.
- I& ?- w głosie Tamaniego słychać było wesoły nastrój.
- I co?- odpowiedziała pytaniem, czując, że brakuje jej tchu pod spojrzeniem
jego zielonych oczu.
- I wszystko co powiedziałem, okazało się prawdą, więc przyszłaś dowiedzieć
się więcej- powiedział i zatrzymał się gwałtownie- Po to tu jesteś, prawda?-
oparł się o drzewo i spojrzał na nią filuternie.
Pokiwała tylko głową, bo nie mogła wykrztusić słowa. Jeszcze nigdy nie była
taka onieśmielona. Dlaczego przy nim usuwał jej się grunt spod nóg? Nie
potrafiła myśleć w jego obecności. A on zachowywał się przy niej zupełnie
swobodnie.
Tamani opadł wdzięcznie na ziemię i Laurel zdała sobie sprawę z tego, że
doszli do przesieki. Wskazał jej gestem miejsce naprzeciwko.
- Siadaj- zachęcił, a potem obdarzył ją przekornym uśmiechem i poklepał
trawę tuż obok swojej nogi.- Jeśli wolisz, możesz oczywiście usiąść koło mnie.
Odkaszlnęła i usiadła naprzeciwko.
- Ach, więc na razie nie zasłużyłem na takie szczęście?- zapytał i splótł palce
za głową- Będzie jeszcze na to czas. A więc- powiedział, kiedy usiadła- twoje
płatki zwiędły.
Laurel pokiwała głową.
- Wczoraj w nocy.
- Czujesz ulgÄ™?
- Głównie.
- A teraz chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o tym, że jesteś wróżką,
prawda?
Wstydziła się tego, że jej zamiary są aż tak czytelne, jednak Tamani miał rację
i musiała to przyznać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]