[ Pobierz całość w formacie PDF ]

telefonistki z centrali międzymiastowej:
- Halo, mówi się?
- Tak, mówi się, co?
- Halo, mówi się? - powtórzyła zniecierpliwiona kobieta, do której
najwyrazniej nie dotarła odpowiedz Marcinkowskiego.
- No mówię przecież, że się mówi, nie? - warknął do słuchawki Fred,
zły na telefonistkę, która bezceremonialnie przerywając rozmowę,
sprawdzała zajętość linii. - Niech się pani, do cholery, wyłączy i pozwoli
nam dalej rozmawiać. Tak, to jest służbowa rozmowa z Komendy
Wojewódzkiej... Jesteście tam jeszcze, poruczniku?
Po drugiej stronie odezwał się ledwo słyszalny głos Martyniuka.
- Więc słuchajcie, chodzi mi o to, żebyście jak najszybciej zrobili
jakieś zdjęcia temu zabitemu kolejarzowi i dostarczyli je nam
niezwłocznie. Co mówicie, jak to nie macie fotografa? No to niech ktoś
sprowadzi fotografa z miasta i niech ten fotograf zrobi jak najszybciej
zdjęcia. A jak już będą wywołane, to dajcie jakiś samochód i niech ktoś je
przywiezie do nas do Poznania. Nie, nie chcę całego trupa, tylko jego
zdjęcia. Zdjęcia twarzy, rozumiecie, chodzi mi o identyfikację zwłok. Jak
zrobicie zdjęcia, to wyślijcie do nas auto z tymi zdjęciami... No pewnie, że
z kierowcÄ…...
Aha, nie macie żadnego auta na chodzie. Dobra, zróbcie tak, niech te
zdjęcia ktoś przekaże kierownikowi pociągu do Poznania. Tak,
najbliższego pociągu. Nie martwcie się, do cholery. Jakoś je odbierzemy z
dworca... Dobra, czekam w takim razie na sygnał od was.
Major Marcinkowski odłożył słuchawkę i otarł pot z czoła. Spojrzał na
Grzecha Kowala, który rozsiadł się wygodnie w fotelu przed jego
biurkiem i z uwagą przyglądał się swojemu szefowi.
- Nie mają fotografa - wyjaśnił sierżantowi Marcinkowski. - Ten
porucznik, z którym rozmawiałem, to jakiś idiota. Wyobraz sobie,
powiedział, że jak nie ma fotografa, to oni mogą wynająć karawan i
przywiezć nam zwłoki.
- Może to byłoby najlepsze - zaśmiał się Kowal. - Jak te fotki zrobi im
jakiś miejscowy spec od wesel i chrzcin, to może jeszcze przedobrzyć i tak
nam wyretuszować facjatę tego naszego gnojka, że go nie rozpoznamy.
- Ten Martyniuk powiedział, że prześlą nam samą rolkę filmu, bez
wywoływania, żeby było szybciej, jak nam się tak spieszy. Tłumaczył też,
że ten teleks miał być wysłany dopiero dziś po zaakceptowaniu przez ich
komendanta, ale poszedł wczoraj, bo jakiś porucznik z KW im kazał
szybko coś napisać, a pózniej tworzyć sobie od nowa cały dokument.
- Adamski do nich dotarł i już nie wypuścił - zaśmiał się Kowal,
domyślając się, kto mógł zmusić jakiegoś prowincjonalnego milicjanta do
wysłania teleksu.
- No pewnie, że on. Jak poczuje sprawę, to potrafi zamęczyć
człowieka na śmierć. Musi mieć papier, i koniec.
Teleks z odpowiednią adnotacją od Adamskiego znalazłem rano na
swoim biurku.
- A co do tej fotki, to ni ma strachu, jakby nawet pomazali mu pysk
szminkÄ… i umalowali oczy, to i tak rozpoznam tego gnoja. Tej
kwadratowej grubej mordy nie zapomnę do końca życia.
Sierżant Kowal miał zwolnienie lekarskie. Dziś rano był na Lutyckiej
na zmianie opatrunku. Owinięto mu głowę świeżym bandażem, a lekarz
jeszcze raz dokładnie przyjrzał się ranie. Na szczęście, jak zapewnił
sierżanta, wszystko goiło się doskonale. Zresztą ta rana na głowie nie była
zbyt poważna, kula prześlizgnęła się po skórze tuż nad uchem. Gdyby
poszła trochę niżej, Kowal straciłby ucho, a wystarczyło tylko parę
milimetrów w bok i byłoby już po nim.
- Niech pan nie wydaje niepotrzebnie pieniędzy na wódkę, by opijać
ocalenie, tylko na mszę niech pan da, bo to prawdziwy cud, że pan żyje -
powiedział doktor Piotrowski, który przyglądał się jego głowie. Kowal
wziął to do serca i postanowił, że pójdzie do znajomego księdza. Jeden z
kolegów jeszcze z podstawówki był wikarym na Wildzie. Obiecał więc
sobie, że jak tylko całkowicie wydobrzeje, pójdzie go odwiedzić i poprosi,
by ten odprawił mszę za jego milicyjną duszę. Wiedział, że ksiądz
Mizerski nie odmówi. Można się było z nim dogadać. Już nieraz Kowal
załatwiał u niego potajemne chrzty dzieci swoich najbardziej zaufanych
kolegów. Najważniejsze, że dawny szkolny kolega potrafił dotrzymać
tajemnicy, bo gdyby informacja o chrzcinach milicyjnego dzieciaka
wyciekła gdzieś na zewnątrz i dotarła do organów, jego ojciec miałby
poważne kłopoty w pracy - z wyrzuceniem włącznie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •