[ Pobierz całość w formacie PDF ]
książkę i usiadłszy w fotelu pogrążył się w lekturze. Za
chwilę usłyszał zbliżające się kroki Zagórskiego. Go-
spodarz wszedł z tacą, na której oprócz wiaderka z lo-
dem stała filiżanka kawy i talerzyk z kanapkami. Na-
pełnił szklaneczki i usiadł naprzeciw gościa.
Wkrótce nadeszła Małgorzata i, widząc obu męż-
czyzn w doskonałych humorach, uśmiechnęła się pro-
miennie. Już kilkakrotnie miała zamiar przyznać się
bratu do więzów łączących ją z Robertem, ale coś ją od
tego powstrzymywało.
107
Porozmawiajcie sobie jeszcze przez chwilÄ™, a ja
przygotuję kolację. Nie będę musiała pózniej się tym
zajmować i będę miała czas wyłącznie dla was.
A ja mam inny pomysł! zawołał Zagórski. -
Skoro Weronika zrobiła sobie wychodne, to i my mo-
żemy. Zapraszam was na kolację do Bristolu.
Pomysł niezły, ale ja nastawiłam się na kolację w
domu. Tym bardziej że w przyszłym tygodniu... Nie
wiem, czy wspominałeś już Bogdanowi zwróciła się
do Kellermanna.
Nie zdążyłem. Otóż mija pół roku od chwili mo-
jego przyjazdu do Warszawy. Chciałbym to jakoś
uczcić. W Warszawie, w sferach handlowych, panuje
miły zwyczaj zapraszania przy podobnych okazjach do
Opery. Zarezerwowałem kilka biletów na środę. Wy-
stawiają właśnie Spartakusa . Po przedstawieniu
chciałbym zaprosić wszystkich na kolację. Sądzę, że
pan mi nie odmówi, bo Małgorzata już mi obiecała...
Z największą przyjemnością. To teraz możemy
wypić za następne co najmniej pół roku pana pobytu w
Polsce, jeżeli to pierwsze zalicza pan do tak udanych.
Tak więc dogadaliśmy się, moi mili. Małgorza-
ta skierowała się do kuchni. Za pół godziny będzie
kolacja.
Wizyta Kellermanna przeciągnęła się prawie do pół-
nocy. Zagórski, który miał wspaniały humor, zapropo-
nował gościowi przejście na ty. Najbardziej ucieszyła
108
się z tego Małgorzata.
Jeszcze dwa takie wieczory i zostanę na stałe w ro-
dzinie pomyślał Kellermann już w taksówce.
Nazajutrz wstał dość wcześnie. Jeszcze przed tygo-
dniem upatrzył niedaleko hotelu niewielki warsztat ślu-
sarski.
Wszedł do ciasnej klitki zawieszonej różnym żela-
stwem.
Ja do pana z poufną prośbą zwrócił się do wła-
ściciela. Mam taki kłopot... Wie pan, ja często wyjeż-
dżam... Moja żona to dobra kobieta, ale coś mi się wy-
daje, że chyba mnie zdradza...
Zlusarz z politowaniem pokiwał głową.
To chcesz pan pewnie zamówić pas cnoty, co?
Przyprowadz pan kobietÄ™, to wezmÄ™ miarÄ™.
Dobre by to było westchnął gość. Widzi pan,
żona wynajmuje na poczcie skrytkę na listy. Dopiero
niedawno się o tym dowiedziałem. Podejrzewam, że ma
kogoś. We Wrocławiu. Postanowiłem, że będę otwierał
jej listy i jak stwierdzę, że on przyjeżdża, nie wypuszczę
w tym dniu żony z domu. Chyba w ten sposób romans
się skończy, bo temu facetowi nie będzie się opłacało
przyjeżdżać na próżno.
Jasne zgodził się ślusarz. Dobrze pan to sobie
wykombinował. Zrób pan tak. Tylko co ja mam do te-
go? Sam pan nie możesz sobie tych listów czytać?
109
Nie o to chodzi uśmiechnął się klient. Z pana
to wesoły człowiek. O, tu mam takie coś. Wyjął z
kieszeni pudełko. W nocy odcisnąłem kluczyk w pla-
stelinie. Czytałem w jakimś kryminale, jak to się robi.
Jeśli pan dorobi mi klucz według tego wzoru, to ja jej
pokażę.
No, no, całkiem fachowo pan to zrobił. Dobra
jest, będzie kluczyk. Chociaż lepiej by było, jakby pan
sprawił szanownej małżonce porządne lanie. Taniej i
skutek murowany.
Gdyby pan ją znał rozmarzył się klient.
W porzÄ…dku. Nie moja sprawa. Idz pan na kieli-
cha, a za pół godziny będzie robota.
Fajtłapa pomyślał z niesmakiem odprowadzając
wzrokiem wychodzącego gościa. A wygląda na chło-
pa...
13.
Edmundowi nie odpowiadała dzisiaj żadna propozy-
cja Barbary. Nie chciał pójść do kina, nie wyrażał też
chęci spędzenia wieczoru w lokalu. Nie pozostało jej
więc nic innego, jak przyjechać do jego kawalerki. We-
szła tam nadąsana i nachmurzona.
Tyle razy ustalaliśmy, że przed naszym wyjaz-
dem powinniśmy mieć trochę rozrywki, bo przecież nie
od tego tam zaczniemy...
110
Cicho bądz! przerwał. Czy nie możesz
wreszcie zrozumieć, że nie należy o tym głośno mówić?
Przecież nie jesteśmy w kawiarni, tylko u ciebie
w mieszkaniu, głuptasku. Barbara, widząc, że Ed-
mund nie jest w dobrym nastroju, od razu stała się ła-
godna i miła. Chciała go pocałować, ale Edmund odsu-
nÄ…Å‚ jÄ… z grymasem zniecierpliwienia.
Zciany też mają uszy. Tyle razy ci to powtarza-
Å‚em.
Już dobrze, kochanie Barbara wolała nie dopu-
ścić do najmniejszej sprzeczki. Już ani słowa o naszej
wspólnej tajemnicy. Czy przygotować coś do jedzenia?
Najwyżej sobie, mnie wystarczy kawa. Ed-
mund włączył telewizor i wyciągnął się na tapczanie.
Barbara zaczęła krzątać się po mieszkaniu. Nalała
wody do czajnika, zapaliła gaz, wyciągnęła z szafki pod
oknem i z lodówki wiktuały. Co chwilę spoglądała na
Edmunda, który zamiast w telewizor, patrzył na ścianę.
Podeszła, położyła się obok i przytuliła. Odwzajemnił
się pogłaskaniem jej ramienia.
Zrozum, że mam teraz tyle rzeczy na głowie.
Chciałbym jak najlepiej wszystko zorganizować.
Ależ ja to doskonale rozumiem. Przecież robię
wszystko, co każesz.
Tak, dobra z ciebie dziewczyna. A co nowego w
zakładzie? zmienił temat.
Wytłumaczył jej już dawno, dlaczego interesują go
problemy jej zakładu i produkcji. Bez trudności uzasadnił,
111
że ma to ogromne znaczenie dla urządzenia się ich
obojga w przyszłości, naturalnie za granicą. Takie ar-
gumenty zawsze znajdowały u niej zrozumienie. Wy-
dawało się jej rzeczą naturalną, że tego rodzaju wiado-
mości będą użyteczne i opłacalne. Zaczęła więc z zapa-
łem relacjonować:
Znów byli ci z WSW. W naszym wydziale zosta-
ły wprowadzone nowe przepustki. Są różnokolorowe.
Dany kolor upoważnia posiadacza do poruszania się
tylko po określonym terenie. Poza tym ostro kontrolują
przy wyjściu. Sprawdzają wszelkie paczki, teczki, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]