[ Pobierz całość w formacie PDF ]
narne babci Fąferskiej, nawet o adres i numer telefonu. Zachodziłem w głowę,
do czego mu potrzebne tak mało ważne szczegóły. My tu nad jeziorem Mieliwo,
a on wypytuje o numer telefonu. No, ale skoro taki ciekawy, niech wie, że ma do
39
czynienia z solidną firmą. Wyśpiewałem wszystko i Duduś wyśpiewał i wcale nie
poniosła mnie fantazja. Potem pan kierownik zaprowadził nas do pokoju, gdzie
stało kilka łóżek, dał nam czystą pościel i koce, a na koniec powiedział:
Jesteście brudni jak kominiarze. Jazda wykąpać się w jeziorze.
Myślałem, że Duduś zapyta, czy jest gorąca woda i natryski, ale na szczę-
ście nie zapytał. Wzięliśmy ręczniki i mydło, poszliśmy nad jezioro. Po drodze
spotkaliśmy znowu Martę. Zawołała mnie na bok i zapytała tajemniczym głosem:
Chcesz zobaczyć czaple?
Przecież po to tu przyjechałem odrzekłem uradowany.
Marta uniosła palec do ust gestem nakazującym milczenie. W mig pojąłem,
0co chodzi. Zapewniłem Dudusia, że zaraz wrócę, zostawiłem na brzegu ręcznik,
poszedłem za Martą. Szliśmy wąską ścieżką wzdłuż brzegu jeziora. Po piętnastu
minutach znalezliśmy się nad zaciszną zatoczką, zarośniętą głęboko sitowiem.
Marta odszukała w sitowiu łódkę.
To jednego rybaka powiedziała. To bardzo miły człowiek. Lubi mnie
1pozwala mi zabierać łódkę.
Morowa dziewczyna pomyślałem. Gdyby tak z nią, zamiast z Dudu-
siem, można było jezdzić autostopem".
Odcumowaliśmy łódkę. Wypłynęliśmy z zatoczki. Woda leżała jak metalowa
tafla. W cieniu była granatowa, w słońcu miedziana, a tam gdzie wiatr uderzał
marszczyła się srebrzyście.
Czy lubisz ptaki? zapytała Marta.
Bardzo. Mam w domu, nad oknem, budkę dla szpaków, a w zimie wysta
wiam zawsze karmnik dla sikorek.
A czy widziałeś kiedy czaple?
Kiedyś ojciec pokazywał mi jesienią lecące na południe. Ale leciały tak
wysoko, że trudno było je zobaczyć. Zresztą tata sam nie wiedział, czy to
czaple,
czy bociany.
Aatwo je w locie odróżnić. Bociany lecą z wyciągniętą szyją, a czaple kładą
szyjÄ™ na grzbiet.
Ciekawe. I w ogóle skąd ty się na tym znasz?
Mamy w szkole kółko ornitologiczne.
A cóż to takiego?
Ornitologia to nauka o ptakach. Kapujesz?
KapujÄ™.
Często wyjeżdżamy z naszą panią za miasto i obserwujemy ptaki.
To musi być interesujące.
Bardzo.
Naraz Marta przestała wiosłować i dała mi znak, żebym zamilkł. Potem wska-
zała ręką na brzeg.
40
Patrzyłem, patrzyłem i nic nie mogłem wypatrzyć. Nagle coś zatrzepotało nad
wodą. Zdawało mi się, że stara, uschnięta gałąz uniosła się w powietrze. Jednak
nie mogła to być gałąz, gdyż gałąz o ile mi wiadomo nie ma skrzydeł ani
nie lata. Wielki, siwy ptak ciężko wzbił się w powietrze, zatoczył łuk nad wodą,
a zanim mu się dobrze mogłem przyjrzeć, znikł za czubami sosen.
Gapa zaśmiała się Marta. Nie zauważyłeś, jak stała nad wodą?
Nie. Myślałem, że to sucha gałąz.
No tak, czapla stoi zawsze nieruchomo, ma barwÄ™ ochronnÄ… i trudno jÄ…
zauważyć. Jeżeli będziemy mieli szczęście, to spotkamy jeszcze całe stado.
To
była stara czapla. Stare zwykle żyją samotnie.
Popłynęliśmy dalej, wolno i ostrożnie robiąc wiosłami. I wtedy zobaczyłem.
Nad brzegiem, w miejscu wolnym od sitowia, stały nieruchomo wielkie, wspa-
niałe ptaki. Były siwosrebrzyste i dobrze odbijały od rudych pni sosen. Naraz wio-
sło głośniej plusnęło w wodzie. Czaple wzbiły się w powietrze. Teraz dokładnie
widziałem je w locie. Miały podkurczone pod brzuch nogi, a długie szyje pokła-
dły na grzbiety. Zdawało się, że ich ruchy są wolne, tymczasem bardzo szybko
zniknęły nad lasem.
Wspaniałe! zawołałem za odlatującymi ptakami.
Teraz pokażę ci ich gniazda.
Z pisklętami?
Nie. Pisklęta wykluwają się już w kwietniu i dawno wyrosły z nich młode
czaple.
Dobiliśmy do brzegu. Marta zaprowadziła mnie na strome wzniesienie porosłe
starymi bukami. Naraz przystanęła.
Widzisz? zapytała.
Chwilowo nic nie widziałem prócz rozłożystego buka i pnia opryskanego bia-
łymi odchodami. Ale gdy się bacznie wpatrzyłem w koronę drzew, między li-
stowiem ujrzałem wielkie, zbudowane z suchych gałązek gniazda. Było ich pięć,
a może więcej.
To cała kolonia czaplich gniazd. Co roku tutaj przylatują i jeżeli nikt im nie
zburzy gniazda, gnieżdżą się w tym samym miejscu.
Wróciliśmy do łódki. Słońce zapadło już za ścianę lasu, a niebo poszarzało
nad czuprynami sosen. Zobaczyłem chudy rożek księżyca. Wisiał nieśmiało, jak
nieproszony gość. Było cicho. Słyszałem tylko plusk wioseł i nasze przyspieszone
oddechy. A w tej ciszy, w tym łagodnym zmierzchu kryła się dziwna tajemnica.
Milczeliśmy długo. Pierwsza odezwała się Marta:
Bardzo lubiÄ™ wieczory na jeziorze. A ty?
Ja też.
Czy ty masz romantycznÄ… naturÄ™?
To zależy kiedy. Teraz mam.
Marta westchnęła.
41
Mama mówi, że jestem sentymentalna.
Nie wyglÄ…dasz na to.
A jednak jestem. Lubię wszystko, co piękne, i bardzo szybko się wzruszam.
Teraz jestem ogromnie wzruszona.
No tak rzekłem niezręcznie bo jest naprawdę bardzo ładnie.
Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Spojrzała na mnie trochę dziwnie
i nagle spuściła głowę. Czy wpiszesz się do mojego pamiętnika?
zapytała
nie swoim głosem.
Bardzo chętnie... tylko powiem ci szczerze, nie lubię pisać rozmaitych
takich głupich wierszyków w rodzaju: Na górze róże, na dole fiołki,
kochajmy
się razem jak dwa aniołki".
Roześmiała się.
To przecież strasznie banalne.
Zwłaszcza że ja nie wierzę w aniołki.
Ale napisz coś prosto od serca... znowu spojrzała mi w oczy: Bo po
wiem ci coś... bardzo mi się podobasz i jestem przekonana, że mogłabym...
Nie dokończyła, a ja pomyślałem, że jest naprawdę bardzo miła i
sentymentalna.
I ty mi się podobasz powiedziałem, chociaż przyszło mi to bardzo trud
no. Jednego nie rozumiem, dlaczego ja ci się podobam. Przecież mam
odstajÄ…ce
uszy.
To nie szkodzi.
I zle się uczę. Mam same trójki, tylko z gimnastyki piątkę.
To nieważne. Chłopców nie lubi się za piątki.
I do tego mam wybujałą wyobraznię... Często bujam jak najęty. Ciebie też
dobrze zbujałem, bo my wcale nie zwiedzamy, tylko zgubiliśmy pieniądze,
które
dała nam moja ciotka na bilety, i teraz jedziemy autostopem do
Międzywodzia.
To wspaniale. Od razu wiedziałam... Może dlatego podobasz mi się, że
masz fantazję. W każdym razie bardzo się cieszę, że cię poznałam. Napiszesz
do
mnie?
Strasznie nie lubiłem pisać listów, ale skoro taka morowa dziewczyna jak Mar-
ta prosi, to nie wypada jej odmówić. Nie odmówiłem. Co gorsza, przyrzekłem, że
z drogi do Międzywodzia będę jej przysyłał pocztówki. Ogromnie się ucieszyła
i powiedziała, że jestem wspaniały chłopiec, a gdy dobiliśmy do zatoczki, jeszcze
raz powtórzyła, że jestem najmilszy na świecie i chce się koniecznie spotkać ze
mnÄ… w Warszawie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]