[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cokolwiek złowić? - zaciekawiła się Zara.
- Najlepiej zapytaj tę panią - doradził jej szejk. Podeszli
bli\ej do kobiety z wędką.
- Dzień dobry. Czy pani ju\ coś złowiła? - odezwała się
Zara.
- Przepraszam, ale nie rozumiem tutejszego języka.
Jestem Amerykanką - odpowiedziała po angielsku i spojrzała
na Zarę spod szerokiego słomkowego ronda tak jakoś dziwnie
miękko, czule, tkliwie, jakby przez łzy.
Amerykańska turystka z wędką tutaj, w Rahmanie, w
oazie Habbah, w samym środku pustyni, akurat teraz, kiedy i
ja tu jestem? Co za niezwykły zbieg okoliczności! - zdumiała
siÄ™ w duchu Zara.
I zapytała:
- Jak pani tutaj trafiła?
A wtedy starsza pani, nie będąc w stanie ju\ dłu\ej
panować nad emocjami, rozpłakała się i przez łzy wykrztusiła:
- Przyjechałam do ciebie... Sarah.
Zara potrzebowała tylko kilku sekund, \eby skojarzyć
prawidłowo wszystkie fakty i zrozumieć, \e siwowłosa
Amerykanka, wędkująca nad jeziorkiem w pustynnej oazie
Habbah, to jej własna babcia, odnaleziona jakimś cudem w
Stanach Zjednoczonych przez szejka Malika i specjalnie na
dzisiejszą okazję zaproszona do Rahmanu. I to była ta trzecia
najwspanialsza niespodzianka!
ROZDZIAA DZIESITY
W ciągu następnych kilku sekund Zara równie\ rozpłakała
siÄ™ ze wzruszenia.
Po czym rzuciła się w szeroko otwarte ramiona starszej
damy i odwzajemniając jej serdeczne uściski, zaczęła
powtarzać raz po raz:
- Babcia, babcia, moja babcia.
- Tak, jestem twojÄ… babciÄ…, moje dziecko, rodzonÄ… matkÄ…
twojej matki - potwierdziła starsza pani, cofnąwszy się o pół
kroku, na odległość wyciągniętych ramion, \eby się lepiej
przyjrzeć cudownie odnalezionej wnuczce. - Masz właśnie po
mnie te zielone oczy, bo twoja mama miała niebieskie, a
ojciec piwne. I te jasnoblond włosy te\ masz po mnie, bo twoi
obydwoje rodzice byli ciemnymi blondynami, Sarah.
- To ja mam na imiÄ™ Sarah, a nie Zara?
- Oczywiście, moje dziecko - odpowiedziała na pytanie
wnuczki starsza dama. - Przynajmniej w Ameryce miałaś na
imiÄ™ Sarah, zanim ciÄ™ tutaj na tej pustyni przechrzcili po
swojemu - dodała \artobliwym tonem.
- A ty, babciu, jak masz na imiÄ™?
- W dokumentach zapisali mi Caroline, ale wszyscy moi
bliscy nazywają mnie Lottie. Więc tak\e dla ciebie, moje
dziecko, mam na imiÄ™ Lottie.
- Babcia Lottie. Moja babcia Lottie - powtórzyła z
radosnym uśmiechem Zara, ciesząc się, wręcz delektując
ka\dym wypowiadanym słowem.
Zerknęła na szejka Malika. Wycofał się dyskretnie i stał w
pewnym oddaleniu, by nie przeszkadzać. Zara miała ogromną
ochotę podzielić się z nim swoją radością, powiedzieć mu, jak
bardzo jest szczęśliwa i jak ogromnie mu wdzięczna za
odszukanie bliskiej krewnej, z którą nie utrzymywała \adnych
kontaktów i której nawet nie pamiętała z dzieciństwa. Nie
chcąc jednak zostawiać, choćby na moment, cudownie
odnalezionej babci Lottie, przesłała mu tylko uśmiech.
Starsza pani spostrzegła ten uśmiech i oczywiście nie
omieszkała zauwa\yć:
- Ten twój Malik Haidar, to świetny chłopak, Sarah. To
znaczy wspaniały mę\czyzna - poprawiła się.
- O, tak! - potwierdziła bez wahania Zara.
- Ogromnie siÄ™ cieszÄ™, moje dziecko, \e sobie kogoÅ›
takiego znalazłaś. Bo, szczerze mówiąc, ilekroć o tobie
myślałam, zawsze się bałam, \e zostaniesz zmuszona do
jakiegoś niechcianego mał\eństwa - wyznała.
Zara nie podjęła tego tematu i nie nawiązała do swego
ewentualnego maria\u. Nie chciała przera\ać starszej pani
opowieścią o tym, \e zale\nie od decyzji, jaką podejmie w
najbli\szym czasie król Hakem, mo\e wkrótce zostać albo
drugą królewską mał\onką, albo \oną
siedemdziesięcioletniego wuja swego ojczyma, albo - w
najlepszym razie - kochanką szejka Malika. Wolała więc
zapytać o swą amerykańską rodzinę.
- Czy mam w Stanach Zjednoczonych jeszcze kogoÅ›
bliskiego poza tobą, babciu Lottie? Jakieś ciocie, wujków,
kuzynów?
- Oczywiście, \e masz, moje dziecko - odpowiedziała
starsza pani. - Przywiozłam ze sobą rodzinny album ze
zdjęciami, więc zaraz ci ich wszystkich poka\ę. Pomyślałam,
\e na pewno chętnie obejrzysz ich fotografie, zanim będziesz
miała okazję poznać swoich amerykańskich krewniaków
osobiście!
- A czy oni... zaakceptowaliby mnie, przyjęliby mnie do
rodziny? - zapytała Zara trochę niepewnie, z wyraznym
wahaniem.
- Ma się rozumieć, moje dziecko, z otwartymi ramionami!
- wykrzyknęła podekscytowana starsza pani.
- Tak samo, jak ja! Bo ja przez te wszystkie lata to wprost
nie mogłam sobie darować - wyznała - \e poró\niłam się z
twoją mamą z zupełnie bezsensownych powodów i przez to
straciłam z nią kontakt, niestety, ju\ do końca jej \ycia. A
przez to straciłam równie\ kontakt z tobą.
- Na szczęście spotkałyśmy się w końcu, babciu Lottie
- szepnęła Zara, z najwy\szym trudem tłumiąc łzy, które
napłynęły jej do oczu na myśl o straconych latach i
przedwcześnie zmarłej matce.
- Na szczęście - szepnęła starsza pani i ponownie wzięła
wnuczkÄ™ w ramiona.
Kiedy się ju\ do woli wyściskały, przez dobrą godzinę
oglądały rodzinne zdjęcia.
W tym czasie Malik zarządził dla całej trójki kolację.
Zjedli ją na wolnym powietrzu, przy świetle pochodni,
poniewa\ właśnie zapadał ju\ zmierzch i nagle całkowicie się
ściemniło.
- Niestety, robi się pózno, muszę się chyba powoli z wami
\egnać, moi drodzy - stwierdziła po posiłku starsza pani,
spojrzawszy na zegarek. - Panie Haidar - zwróciła się do
szejka Malika - bardzo panu dziękuję za to wspaniałe
spotkanie! A przede wszystkim za to, \e pomógł mi pan
odzyskać wnuczkę.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział szejk
i szarmancko pocałował babcię Lottie w rękę. Po czym dodał:
- Proszę nie sądzić, \e \egna się pani z nami na długo. Gdy
tylko wrócimy, podam memu kuzynowi Hakemowi nazwę
pani hotelu i poproszę go, by umo\liwił pani dłu\szy pobyt w
pałacu, gdzie w tej chwili przebywamy obydwoje z Zarą.
- To byłoby cudownie! - ucieszyła się starsza pani.
Uścisnąwszy kordialnie dłoń Malikowi, podeszła z kolei do
wnuczki, by na po\egnanie wziąć ją w objęcia.
- To dobry człowiek - szepnęła jej do ucha. - Koniecznie
trzymajcie siÄ™ razem, moje dziecko!
- Przecie\ to nie zale\y tylko ode mnie, babciu - rzekła
półgłosem Zara. - Niestety, to w ogóle nie zale\y ode mnie.
- Aha, więc on jeszcze ci się nie oświadczył, nie poprosił
cię o rękę? - trafnie wywnioskowała starsza pani.
- Nie przejmuj się tym, moje dziecko - pocieszyła
wnuczkÄ™. - Poprosi, na pewno poprosi! Przecie\ z daleka
widać, jak bardzo mu na tobie zale\y.
- Babciu, to ja jutro zadzwoniÄ™ do ciebie, do hotelu!
- Zara szybko zmieniła temat, obawiając się, \e Malik
mo\e usłyszeć ich rozmowę.
- Będę czekała na telefon.
- A ja teraz odprowadzÄ™ paniÄ… do samochodu -
zaofiarował się Malik.
Podał starszej pani ramię i odszedł z nią w kierunku
zabudowań oazy.
Kiedy po kilkunastu minutach wrócił nad jezioro, miał ze
sobą koc, który przyniósł z samochodu.
- To dla nas, \ebyśmy - mogli wygodnie przysiąść,
patrząc na fajerwerki - poinformował.
- To będą jeszcze fajerwerki dziś wieczorem? - zdziwiła
siÄ™ Zara.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]