[ Pobierz całość w formacie PDF ]
współczucia w jej głosie, gdy mówiła o Okropnej Trójce, i jej determinację w obronie przyjaciół,
chociaż miała przeciwko sobie całą potęgę skumulowanego w jednym ręku pieniądza. Myślał też, z
mieszaniną humoru i szacunku, o tych wszystkich podstępach i sztuczkach, do których uciekała się, by
tchnąć energię w jego leniwą matkę, a które znał ze szczegółowych telefonicznych sprawozdań pani
Haggerty.
Ale najbardziej zaprzątał jego myśli jej fizyczny wizerunek. Widział rozrzucone na wietrze gładkie
czarne włosy, skręcające się na końcach w krótkie loczki cherubinka, i przydymiony błękit jej oczu. A
potem odwoływał się do pamięci innych zmysłów i odtwarzał sobie śmiech, którym wybuchnęła na
widok podarowanych jej stoperów do uszu. Przypominał sobie również smak jej
207
ust i niebiańską gładkość piersi, do których sięgnął świętokradczym gestem wówczas na plaży.
Poluzował węzeł krawata. Gotów był teraz na romans, jakiego nigdy przedtem nie doświadczył, lecz
miał wpierw do pokonania dwie ostatnie przeszkody. Musiał wytłumaczyć tym ludziom swoje
prawdziwe intencje oraz przypilnować, żeby Elise jak najszybciej odzyskała dawną formę i przestała
zajmować Mirandę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- No, Prescott - powiedział do siebie, wstępując na ganek - za chwilę znajdziesz się w paszczy lwa.
Zapukał w dębowe drzwi.
Usłyszał grozne warczenie, do którego natychmiast dołączyły się dwa piskliwe soprany. Rozpoznał
całą trójkę. Puccini miał damskie towarzystwo - Jacqueline i Susanne.
- Zapowiada się istna heca - mruknął, tłumiąc nerwowy śmiech i wznosząc oczy ku pogodnemu niebu,
jakby oczekiwał stamtąd cudownego wsparcia.
Drzwi otworzyły się i znalazł się oko w oko z Mirandą.
- Simon - powiedziała cichym głosem, po czym cofnęła się, by zrobić mu przejście. - Czekaliśmy na
ciebie. Jeden z twoich prawników, przedstawił się jako Jackson, uprzedził nas przez telefon, że już
znajdujesz siÄ™ w drodze.
- Muszę go jakoś wynagrodzić za tę przedsiębiorczość - powiedział Simon, wchodząc do środka. - Za-
służył sobie na nagrodę tym i jeszcze jednym posunięciem. Szkoda, że nie mam hotelu w centrum
Bagdadu. Byłby tam idealnym chłopcem hotelowym.
208
Elise na widok syna otworzyła ramiona w matczynym geście.
- Wreszcie cię widzę, mój chłopcze. Ależ dłużyło się nam to czekanie. Czyżbyś całą drogę z Atlantic
City przeczołgał się na brzuchu? Zresztą taka kara nie byłaby niczym dziwnym po tym, co zrobiłeś
tym przemiłym, kochanym ludziom.
Simon bynajmniej nie padł matce w objęcia, tylko przywitał ją skinieniem głowy. Przy okazji
zauważył, że siedząc na zwykłym i raczej odrapanym krześle, wyglądała niczym królowa na tronie,
mająca u swych stóp cały dwór. Do zastępu dworzan zaliczały się również wszystkie trzy czworonogi,
które zaprzestawszy jazgotu, obsiadły tron wokoło, wpatrzone z uwielbieniem ty oblicze monarchini.
Powitanie Simona z panią Stein i panem Pantoni również ograniczyło się do skinienia głową.
- A gdzie się podziewa pani 0'Shaughnessy? Czyżby przygotowywała dla mnie w kuchni smołę i
pierze? Ale zanim, wysmarowanego smołą i pokrytego pierzem, wypędzicie mnie z miasta, może
posłuchacie, co mam i do powiedzenia?
Helen Stein przyłożyła zwiniętą dłoń do ucha i pochyliła się ku swemu sąsiadowi.
- Co on mówi, Tony? Dopiero wszedł, a już się żegna? Bo usłyszałam do widzenia".
- Nastaw maksymalnie swój aparat słuchowy, Helen! - huknął pan Pantoni, gładząc przyjaciółkę i
sąsiadkę po ramieniu. - Musisz usłyszeć każde słowo, bo każde słowo jest ważne. Teraz będzie mówił
pan Prescott, a pani Manchester będzie milczała.
Nad brzegiem oceanu
209
Simon spojrzał na Mirandę, której mimo wysiłków nie udało się stłumić uśmiechu.
- Co tu właściwie jest grane?
- Elise opowiadała nam właśnie o swoim safari w Kenii - odparła uważając, że skoro zadał sobie trud
osobistego odwiedzenia jej przyjaciół, to przynajmniej winna mu jest to jedno krótkie wyjaśnienie. -
Helen nie spodobała się historyjka o rannym lwie, który zaatakował obóz nocą. Helen kocha koty,
obojętnie, duże czy małe, i nie lubi słuchać opowiadań o ich zabijaniu.
- Ależ ten lew wcale nie został zabity - wtrąciła się Elise. - Nasz przewodnik wpakował w niego jakiś
usypiający nabój, opatrzył mu rany, po czym wywiózł w bezpieczne miejsce. I o tym wszystkim Helen
z pewnością by usłyszała, gdyby nie wyłączyła swojego aparatu. Bo to było szczególne safari.
Strzelaliśmy nie ze sztucerów, tylko z aparatów fotograficznych. Zresztą ja osobiście nie mogłabym
zabić żadnej żywej istoty.
- Wiem o tym coś niecoś, Elise - powiedział Simon drwiącym tonem. - %7ładnej żywej istoty, z
wyjątkiem własnego syna. Bo w tym tygodniu strzelałaś do mnie, by tak rzec, bez pudła. Jadąc tu
rozmawiałem przez telefon z panią Haggerty. Dowiedziałem się, że konsekwentnie udaremniałaś
moje próby skontaktowania się z Mirandą.
Elise machnęła ręką, jakby nie uważała tego zarzutu za zbyt poważny. Na jej palcu błysnął pierścionek
z imponującym diamentem. Helen Stein, u której tylko słuch szwankował, dostrzegła klejnot bystrym
okiem.
- Widziałeś, Tony? Jest tak wielki, że mogłaby go
210
WIOSENNE FANTAZJE
włożyć do pępka i odstawić taniec brzucha. I w środku dnia ubiera się, jakby szła właśnie na
całonocne przyjęcie. Wysztafirowana niczym ulubiona klacz Astora, powtarzam powiedzenie mojej
matki, świeć, Panie, nad jej duszą.
Tym razem to Simon walczył ze swoim uśmiechem. Również bez powodzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]