[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest dupkiem, dobrze?
- Dobrze, proszę pani. Przepraszam, że niepokoiłem panią o tej porze.
- Za pięćset dolców dziennie może mnie pan niepokoić, ile pan chce.
- Dziękuję. Dobranoc.
Wsiadłem do samochodu i wróciłem na autostradę. Parking dla ciężarówek jest kilka
kilometrów na północ. Widać go z daleka, na oświetlonym całą noc placu setka ciężarówek
albo tankuje, albo stoi, podczas gdy kierowcy jedzÄ… szarlotkÄ™ i popijajÄ… kawÄ™.
Prudell sprzątał właśnie ze stołu, ubrany w wielki biały fartuch. Kiedy mnie zauważył,
odstawił z brzękiem stertę talerzy.
- Proszę, proszę, kogo my tu widzimy - warknął. - Tylko mi nie mów, że i tę robotę
chcesz mi zabrać.
- Siadaj, Prudell.
- Proszę bardzo. Zdejmę fartuch, może ci się przydać.
Przy barze stało kilku kierowców, obsługiwanych przez kelnerkę. Druga siedziała przy
stoliku. Wszyscy spojrzeli na nas.
- Usiądz wreszcie - powiedziałem.
- Musisz tylko sprzątać ze stołów - ciągnął Prudell. - I raz na godzinę umyć kible. Na
pewno sobie poradzisz.
- Prudell - przerwałem mu. Próbowałem nad sobą panować. Naprawdę się starałem. -
Jeśli się nie zamkniesz i nie usiądziesz, to cię trzepnę. Rozumiesz? Obiję ci mordę tu w
restauracji.
- McKnight, jeśli natychmiast się stąd nie wyniesiesz...
Złapałem go za lewą rękę i wygiąłem w nadgarstku. Ten chwyt sprawdzał się
najlepiej, kiedy ktoś nie chciał wsiąść do radiowozu. Nie wyglądał tak dramatycznie jak
wykręcenie ręki na plecach, ale był równie skuteczny. Prudell jęknął cicho i usiadł przy
stoliku. Wszyscy się na nas gapili, ale się tym nie przejmowałem.
- Co ci odbiło? - zapytał. - Chcesz mi połamać kości?
Usiadłem obok niego. Ledwo się zmieściłem.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Pamiętasz ten wieczór w barze, pierwszy wieczór,
kiedy zacząłeś mnie zaczepiać? Wiem, że byłeś niezle pijany, ale spróbuj sobie przypomnieć,
co mi wtedy powiedziałeś.
- O co ci chodzi?
- Powiedziałeś, że zabrałem ci pracę, że teraz pójdziesz z torbami, że masz rodzinę na
utrzymaniu, pamiętasz? Użalałeś się nad dziećmi, które nie pojadą do Disney World, nad
żoną, bo nie dostanie nowego samochodu, i tak dalej. A potem powiedziałeś coś jeszcze, coś
o człowieku, który ci pomaga: że facet nie ma szczęścia i trzyma się jeszcze tylko dlatego, że
robi dla ciebie różne drobne fuchy, z poczuciem, że to coś ważnego. Pamiętasz?
- Pamiętam - odparł. - To wszystko prawda. McKnight, spieprzyłeś życie wielu
ludziom. Nie tylko mnie.
Minęło pięć miesięcy i kilka dni, od kiedy przejąłem robotę Prudella. Przez kilka
miesięcy żywił do mnie urazę, aż w końcu nabrał odwagi, by rzucić mi to w twarz.
- Niech ci będzie - odparłem. - Spieprzyłem wam wszystkim życie. A teraz powiedz
mi, jak się nazywał.
- Ten facet, który dla mnie pracował?
- Tak. Jak miał na nazwisko?
- Julius. Raymond Julius.
Rozdział 18
MINAA DAUGA CHWILA CISZY, zanim dotarło to do mojej świadomości. Prudell walnął mnie
łokciem w żebra, ale nie wypuściłem go z boksu. Tylko jeszcze bardziej mnie to
rozwścieczyło.
- Zrób to jeszcze raz, a urwę ci łeb - ostrzegłem.
- Nerwy ci puszczajÄ…, McKnight. Odczep siÄ™ ode mnie.
- Gdzie on mieszka? - zapytałem.
- Nie wiem.
- Nie chrzań. Facet dla ciebie pracował.
- Tylko raz widziałem jego dom. To było bardzo dawno temu, zanim ty...
- Tak, tak, zanim wydymałem was obu. Już to przerabialiśmy. Byłeś w jego domu, ale
nie wiesz, gdzie? Co, miałeś zawiązane oczy?
- Dom jest w Soo - powiedział Prudell. - Gdzieś w zachodniej części miasta. Nie
pamiętam dokładnie gdzie, jasne?
- Rozmawiałeś z nim od tej pory?
- Nie.
Siedziałem dłuższą chwilę i myślałem. W końcu wstałem i oznajmiłem:
- Idziemy!
- O czym ty gadasz? Nigdzie siÄ™ nie wybieram.
- Wybierasz, wybierasz. Pojedziemy szukać jego domu.
- Za cholerę. Przecież jestem w robocie.
- Idz i powiedz szefowi, że musisz zrobić sobie małą przerwę. Nazwij to pilną sprawą
rodzinnÄ….
Wydostał się z boksu, poprawił biały fartuch i wziął do ręki talerz.
- Pierdol siÄ™ - burknÄ…Å‚.
Kiedy sprzątał ze stołu, policzyłem w myślach do dziesięciu.
- Prudell. Masz dwie możliwości - oświadczyłem. - Opcja numer jeden. Walnę tobą o
każdą ścianę tego lokalu, a potem wyrzucę cię przez okno. Na pewno zostanę aresztowany,
ale już mnie to nie wzrusza. Opcja numer dwa: pomożesz mi znalezć dom Juliusa, a ja
zapłacę ci za to pięćset dolarów.
Popatrzył na mnie.
- Myślisz, że ci uwierzę? %7łe mi zapłacisz?
- Jesteś prywatnym detektywem, prawda? Uznaj, że zlecam ci sprawę.
- Byłem prywatnym detektywem. A teraz jestem pomocnikiem kelnera.
- Co wybierasz, Prudell?
Odstawił talerze na stół i przez wahadłowe drzwi wszedł do kuchni. Nie miałem
pojęcia, czy dzwoni po policję, bierze wielki nóż, czy nawiewa tylnymi drzwiami. W końcu
wrócił do sali i zdjął fartuch. Za nim pojawił się, wyraznie niezadowolony, niski facet, pewnie
jego szef.
Nie odzywając się do siebie, poszliśmy na parking. Prudell złościł się, że w mojej
półciężarówce nie ma jednej szyby, zwłaszcza że musiał usiąść na szkle, które nie całkiem
zdołałem uprzątnąć.
Zapuściłem silnik i wyjechałem z parkingu.
- Pogadajmy - zaproponowałem. - Opowiedz mi o Raymondzie Juliusie.
- Boże, ależ tu zimno - odparł.
Na dworze było jakieś minus jeden, biorąc jednak pod uwagę wychłodzenie
spowodowane wiatrem, kiedy jedzie się ponad setką na godzinę półciężarówką bez szyby,
odczuwalna temperatura była na pewno jeszcze znacznie niższa. A Prudell nawet nie miał na
sobie płaszcza.
- Raymond - powtórzyłem, powoli i uprzejmie. - Julius.
- Co ci mogę powiedzieć? Był trochę pogięty. Idealnie pasował do tych czubków z
milicji". Nienawidził rządu.
- Należał do milicji?
- Nie. Chyba próbował się do niej dostać. Tyle że mu się nie udało. Zresztą wolał być
detektywem niż żołnierzem. Albo patriotą, czy jak tam się nazywają.
- Miał broń?
- Tak. Miał. Bez pozwolenia, ale miał.
- Pistolet kaliber 9 milimetrów?
- Możliwe.
*ð
W Stanach Zjednoczonych istnieje specyficzny rodzaj milicji obywatelskich, paramilitarnych
organizacji o bardzo różnym charakterze - w tym również - jak tu antyrządowym, często rasistowskim
lub faszystowskim (przyp. tłum.).
- Wiedziałby, jak skombinować tłumik?
- No pewnie. Dlaczego pytasz mnie o to wszystko?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]