[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w Bostonie. Szukał płatnej pracy wakacyjnej. Więc go
zatrudniłem. Płacę mu, ale musi na to zarobić.
W Balleymore okazało się, że Edna przygotowała tyle
jedzenia, że mogłaby żywić tym przez tydzień pół powiatu.
Dopilnuję, żeby każdy wziął ze sobą na drogę coś smacznego,
pomyślała Emma.
Powód, dla którego odbyła się ta impreza, był wystarczająco
przygnębiający, ale czuła dodatkowo, że coś jeszcze jej tu
przeszkadza. O co chodziło?
RS
82
- Napijesz się? - zapytał John.
- Cały czas piję kawę - powiedziała. - Ale tak, dziękuję.
Jeszcze jeden kubek mi nie zaszkodzi.
Emma przyjrzała się gościom. Nikt nie wyglądał na specjalnie
zmartwionego. To tego żalu brakowało w całej ceremonii.
Głównie byli to ludzie związani z rodziną Ballentine i przyszli
przede wszystkim z obowiązku. Byli też ludzie, którzy
pracowali na farmie. Patrzyli na Johna z przyjazniÄ… i
szacunkiem. On znał każdego z nich i wyglądało na to, że lubi
ich wszystkich.
Jill i Luke siedzieli na sofie w rogu z głowami skierowanymi
ku sobie. Luke popijał whisky, Jill rum z colą. Pan Hendricks
rozmawiał z panią Macrae. Prawdopodobnie znali się od dawna.
Doktor Owens i siostra Harrieta byli tak zmęczeni, że tylko
napili się kawy, poczęstowali ciasteczkami i szybko wyszli.
- Następnym razem zostanę dłużej - tłumaczyła się
pielęgniarka. - To wydaje się nie mieć końca.
Pracownicy farmy spoglÄ…dali z nadziejÄ… na obie pretendentki
do spadku. Czekali aż nowa dziedziczka powie im, jak
wyglÄ…dajÄ… dalsze plany zwiÄ…zane z farmÄ…. Jedli ciasteczka,
popijali kawą. Widać było, iż obawiają się, że zostaną
wyrzuceni na bruk.
John odstawił kubek i podszedł do Emmy.
- Jak siÄ™ czujesz?
- W porządku. Nie znałam jej. Ona nie znała mnie. A jak
powinnam się czuć?
- Nie wiem. Wyglądasz na zagubioną i smutną. Byłem
niespokojny.
- Myślałam o tym, że nie było nikogo na pogrzebie, kto
zmartwiłby się jej śmiercią.
- Zasłużyła sobie na to całym swoim życiem - odparł z
powagą. - Wielu ludziom zrobiła krzywdę. Szczególnie tym,
którzy byli od niej zależni.
RS
83
Ale zrobiła to wszystko z miłości, pomyślała Emma.
Pamiętała te ostatnie minuty, gdy matka spowiadała się przed
nią ze spustoszenia, które uczyniła. Zdawała sobie sprawę, jak
bardzo zle postąpiła. Emma zadrżała.
Co ze mną? - zapytała siebie. Czyżbym odziedziczyła
skłonność do powtarzania błędów matki?
Strząsnęła z siebie tę myśl. Przeszłość była zamkniętą
książką.
- Dlaczego oni przyszli - spytała - skoro nikt jej nie kochał?
- Przyszli z powodu Ballentine'ów. Tradycyjnie darzą ten ród
szacunkiem. Zawsze przychodzą na śluby i pogrzeby.
Jesse Fernandez podszedł do Johna. Był prawą ręką Johna,
kierował pracami na farmie. Zamierzał wrócić do swoich zajęć.
Jeszcze raz wyraził żal z powodu śmierci pani Ballentine. Potem
zapytał, czy John ma dla niego może jakieś dodatkowe zlecenia.
- To smutny dzień, deszczowy i mało przyjemny - powiedział
John. - Skończcie to, co zaplanowaliśmy na dzisiaj i idzcie do
domu. Zobaczymy siÄ™ jutro.
Mała grupka farmerów snuła się, jakby nie mogli znalezć
drzwi.
- Czy coś nie tak? - szepnęła Emma.
- Myślę, że chodzi o to, że jesteś nową właścicielką farmy -
powiedział półgłosem. - Czy mogłabyś powiedzieć, że nic się
nie zmieni i nie zostanÄ… wyrzuceni na bruk?
Oczywiście, pomyślała.
- Nie będzie żadnych zmian - ogłosiła czystym, donośnym
głosem. - Wszystko pozostanie po staremu. Nie ma powodów do
obaw.
Pracownicy farmy uśmiechnęli się z ulgą. Podziękowali
Emmie i wreszcie zaczęli się rozchodzić. Jill wstała z krzesła
wściekła.
- Po co im to mówiłaś? - krzyknęła. - To moja sprawa.
- I co byś im powiedziała? - zwrócił się John do Jill. Ton jego
głosu zniechęcił ją do dalszej dyskusji.
RS
84
Jill i Luke czekali aż robotnicy odejdą.
- Najwyższy czas, żeby wszystko sobie wyjaśnić, skoro mamy
tutaj pana Hendricksa - rzekł Luke nieprzyjemnym tonem.
- Czy ma pan do mnie jakąś sprawę? - zapytał prawnik
Å‚agodnie.
- Testament, oczywiście - odpowiedział arogancko Luke. - I
chcieliśmy wiedzieć, kto odziedziczy posiadłość.
- O jaki testament chodzi? - zapytał prawnik niewinnie.
- Ten, który pani Ballentine zdążyła zrobić przed śmiercią -
burknÄ…Å‚ Luke.
- Jeszcze nie widziałem tego dokumentu. Trzeba będzie
sprawdzić jego autentyczność. Potrzebne będą inne dokumenty.
Pani metryka urodzenia, akt zgonu pani ojca. Tego rodzaju
rzeczy.
- Jak długo to może potrwać? - zapytał Luke, zanim Jill
zdążyła zaprotestować.
- To zależy.
- Od czego? - nalegał Luke.
- Od zadłużenia posiadłości, określenia wartości majątku, tego
rodzaju rzeczy...
- Tak - usłyszeli nagle donośny, choć.nieco bełkotliwy głos. -
Ona oddała mi wszystkie pieniądze. Za mało tego miała,
cholerna baba...
Pan Weld, senior, podszedł do nich, i zaraz potem zachwiał
się i runął jak długi na podłogę.
- Znowu staruszek sobie popił - zaśmiał się Luke. - John, ty
jesteś starszym bratem. Musisz zawiezć go do domu. Mnie to
nic nie obchodzi. To twoja sprawa.
- Zadzwonię i poproszę, żeby przyjechano po niego - zwrócił
siÄ™ John do Emmy.
Skierował się w stronę stojącego na korytarzu aparatu
telefonicznego.
- Pójdę z tobą - poprosiła Emma. - Przykro mi, ale boję się
twojego ojca. Nie chcę zostawać z nim sama w pokoju.
RS
85
Podeszli do telefonu. John kilka razy wykręcał numer. Nikt
nie odbierał.
Odłożył słuchawkę.
- Wygląda na to, że sam muszę go zawiezć - mruknął John. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •