[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No, nie wiem... - Ale drzwi się za nią zamknęły. Popatrzyła na
kabinę prysznicową i przygryzła wargę.
Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak pięknego. Nigdy w życiu
niczego tak bardzo nie pragnęła. Po dwóch sekundach przestała
się opierać.
- Skoro tu już jestem... - mruknęła, ściągając ubranie. Gdy
odkręciła kran, westchnęła błogo i zamknęła oczy.
Boże, to grzech, pomyślała, rozkoszując się ciepłą bryzą.
Kwadrans pózniej z żalem zakręciła wodę. Obok na haczyku
wisiał gruby, miękki ręcznik. Owinęła się nim. Nadal czuła się
jak w niebie, dopóki nagle nie spostrzegła, że znikło jej ubranie.
Zmarszczyła czoło, wpatrując się w pusty wieszak, na którym
zostawiła mokre rzeczy. Psiakrew, Chase musiał wejść, kiedy
była w kabinie. Popatrzyła na matową szybę w drzwiach. Czy na
pewno nic przez nią nie widać?
Bądz rozsądna, nakazała sobie, i nie czepiaj się Chase'a. Wziął
ubranie, żeby je wysuszyć. Nie chce, żebyś się przeziębiła.
Mimo to z lekkim niepokojem sięgnęła po wiszący na drzwiach
granatowy szlafrok.
Oczywiście należał do niego. Pachniał nim, w dodatku tak
intensywnie, jakby Chase stał tuż obok. Obwiązała się paskiem i
zadrżała, chociaż było jej ciepło.
Bądz rozsądna, powtórzyła w myślach. Posiedzisz w szlafroku,
dopóki
ubranie nie wyschnie.
Wtuliła brodę w kołnierz.
Po chwili wzięła się w garść i wytarła ręcznikiem wilgoć z lustra.
To, co ujrzała, sprawiło, że wszelkie romantyczne myśli
natychmiast znikły. Owszem, policzki miała lekko zarumienione
od prysznica, ale na rzęsach nie pozostał ślad tuszu. Mokre,
potargane strąki, wielkie oczy, których błękit
jeszcze bardziej podkreślał kolor szlafroka... Wyglądała jak
topielica. Przeczesała ręką włosy, ale nic to nie dało.
Uroczo, pomyślała, otwierając drzwi. W sypialni na moment
przystanęła. Chciała się rozejrzeć, czegoś dotknąć, pośpiesznie
jednak opuściła pokój i zeszła po schodach. W salonie, kiedy
zobaczyła Chase'a, znów zaczęła dygotać.
Stał w koszuli i dżinsach przed dziewiętnastowiecznym barkiem i
z kryształowej karafki nalewał brandy. Nie mogła oderwać od
niego wzroku. Kochała go, lecz wkrótce wyjedzie i nie będzie go
widziała przez długie zimowe miesiące.
Obrócił się. Zdawał sobie sprawę, że Eden stoi w progu i go
obserwuje, czuł jej obecność, ale przez moment udawał, że o
niczym nie wie. Kiedy wszedł do łazienki po mokre ubranie,
nuciła. Przez szybę kabiny zobaczył niewyrazny zarys jej ciała.
Ledwie się pohamował. Jeszcze nigdy niczego tak bardzo nie
pragnął jak tego, by odsunąć drzwiczki i wziąć ją w ramiona
nagą, ciepłą, mokrą.
Teraz, gdy stała w progu, drobna i krucha w obszernym
szlafroku, pragnienie powróciło ze wzmożoną siłą.
- Lepiej? - spytał.
- Tak, dziękuję. - Odruchowo zacisnęła rękę na połach szlafroka.
- Wypij. - Podał jej brandy. - Powinno zapobiec przeziębieniu.
Trzymając kieliszek oburącz, podniosła go wolno do ust. Miała
nadzieję, że odrobina alkoholu dobrze jej zrobi.
- Sprawiam ci kłopot. Przepraszam - powiedziała chłodnym,
uprzejmym tonem, nie ruszajÄ…c siÄ™ z miejsca.
- Nie sprawiasz. - Miał ochotę chwycić ją za ramiona i mocno
potrząsnąć. - Może usiądziesz?
- Nie, dziękuję. - Wyminąwszy Chase'a, podeszła do okna.
Deszcz wciąż lał jak z cebra. - Zbyt długo to nie może potrwać,
prawda?
- Zdecydowanie nie - odparł Chase z rozbawieniem. - Zdumiewa
mnie, że tak długo się ciągnie. - Odstawił kieliszek i również
podszedł do okna. -Czas najwyższy, żebyśmy przestali. Nie
sÄ…dzisz?
- Nie wiem, o czym mówisz. - Nie miała dokąd uciec.
- Ależ świetnie wiesz.
Wyjął Eden kieliszek z ręki, po czym wolnym ruchem odgarnął
włosy z jej twarzy. Dojrzał w błękitnych oczach błysk strachu, ale
pod nim dostrzegł coś jeszcze. Pożądanie.
- Staliśmy kiedyś w tym samym miejscu. Powiedziałem ci
wówczas, że jest za pózno.
Wtedy przez okno wpadały jaskrawe promienie słoneczne, teraz
w szyby walił deszcz. Eden poczuła, jak przeszłość zlewa się z
terazniejszością.
- To prawda, staliśmy w tym samym miejscu i mnie pocałowałeś.
Przywarł ustami do jej ust w gorącym pocałunku. Wyczuwał w
niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]