[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakiegoÅ› ekskluzywnego hotelu. ZresztÄ…, wszystko jedno. Nic
jej to nie obchodziło. Była zmęczona lotem i ostatnimi
prze\yciami i chciała się porządnie wyspać. Następnego dnia
musiała być w pracy.
Taksówkarz wysadził ją przed uroczą, starannie odre-
staurowaną wiktoriańską kamieniczką przy T Street. Nale\ała
do jednego z przyjaciół matki, który spędzał lato na Alasce.
Ingrid chciała, by Liv zamieszkała w swoim dawnym pokoju
w domu przy Land Park, gdzie wychowywała się wraz z
siostrami, Liv jednak zbyt ceniła swoją niezale\ność, by się na
to zgodzić. Chciała móc wychodzić i wracać, kiedy zapragnie,
nie niepokojąc matki. Poza tym dom przy T Street stał w
centrum miasta, bli\ej biura prokuratora stanowego i jej
miejsca pracy.
Po wejściu do mieszkania zaparzyła sobie herbaty i odsłuchała
nagrania na automatycznej sekretarce. Wiadomość od Simona
wzbudziła w niej poczucie winy.
Simon był w mieście, poświęcił lato na udział w kampanii
pewnego kandydata na senatora, którego oboje popierali.
Chciał, \eby zadzwoniła do niego do hotelu. Przypomniał jej
te\ o wiecu, który miał się odbyć następnego dnia; kilka
tygodni wcześniej obiecała mu, \e wezmie w nim udział.
Natychmiast znalazła setki wymówek, \eby nie oddzwonić od
razu. Wszystkie sprowadzały się do jednego - chciała uniknąć
przykrego obowiązku. Sięgnęła po słuchawkę.
Nim zdą\yła wybrać numer, rozległ się dzwonek u drzwi.
Dotarły jej baga\e.
Kazała wnieść je do środka i ustawić przy schodach. Wręczyła
kierowcy napiwek i zamknęła drzwi na klucz. Następnie
chwyciła torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami,
postanawiając, \e resztą zajmie się jutro, i poszła na górę.
Telefon zadzwonił, kiedy wkładała gruby frotowy szlafrok.
Wiedziała, \e to Simon. Wahała się, czy odebrać. Ganiąc się
w duchu za tchórzostwo, podniosła słuchawkę.
Okazało się, \e to Ingrid.
- Liv, kochanie, jesteś ju\ w domu. - Matka zawsze nazywała
ją w ten sposób, a Liv nigdy nie zwracała na to uwagi. Teraz
jednak to słowo przypomniało jej niepokojącą postać księcia
Finna.
- Liv? - W głosie Ingrid zabrzmiała nuta troski.
- Przepraszam, mamo. Jestem wykończona. Tak, ju\ wró-
ciłam. Cała i zdrowa.
- Dobrą miałaś podró\?
- Nie mogę narzekać. Bez przesiadek. Luksusowym od-
rzutowcem króla. - Liv czekała, trochę naje\ona, a\ matka
zacznie narzekać na to, \e Brit została w Gullandrii, a Elli
poślubiła tego wielkiego gullandryjskiego zbira".
Tymczasem Ingrid powiedziała jedynie:
- Wiem, masz za sobą długi lot. Wez gorącą kąpiel i od-
pocznij.
Liv odetchnęła z ulgą. Zawsze była gotowa okazać matce
wsparcie, wysłuchać jej \alów, a nawet słu\yć ramieniem, w
które mogłaby się wypłakać. Jednak na ten wieczór byłoby to
o jedno mocne prze\ycie za wiele.
- Kąpiel i sen. Właśnie tego mi trzeba - powiedziała z
wdzięcznością.
- A mo\e jutro wpadniesz na kolację? Ka\ę Hildzie zrobić
twoje ulubione zrazy zawijane. Około siódmej?
- Zwietnie, przyjdÄ™.
Liv ju\ miała \yczyć dobrej nocy i odło\yć słuchawkę, kiedy
przyszło jej do głowy, \e matka mo\e usłyszeć o jej
zaręczynach", zanim Liv będzie mogła jej wyjaśnić sytuację
przy jutrzejszej kolacji. Ingrid mogła przyjąć tego rodzaju
rewelacje z rezerwą, ale równie dobrze wpaść w panikę.
Doprawdy, trudno było przewidzieć.
- Posłuchaj, mamo, chciałabym cię ostrzec.
- O, to brzmi groznie - rzuciła Ingrid \artobliwie.
- To nic groznego. Ani trochÄ™. NaprawdÄ™ drobnostka. Po-
znałam. .. hm, czarującego mę\czyznę w Gullandrii. Spędzi-
liśmy razem trochę czasu. Wiesz, tak zwyczajnie. - Có\, nie
całkiem zwyczajnie, ale Liv miała nadzieję, \e o tym matka
nigdy się nie dowie. - Tańczyliśmy i rozmawialiśmy. Byliśmy
na konnej przeja\d\ce. Pokazał mi Lysgard. Oprowadzał mnie
i Brit...
- Kochanie, do czego właściwie zmierzasz?
- Nazywa siÄ™ Danelaw. KsiÄ…\Ä™ Finn Danelaw. JakimÅ› cudem
prasa to wywęszyła i jak zwykle zrobili z igły widły. Wydaje
im się, \e jestem zaręczona z Finnem, ale to nieprawda. Nic
nas nie łączy. Po prostu chciałam, \ebyś to usłyszała najpierw
ode mnie, i tyle.
Ingrid odchrząknęła.
Liv nie potrafiła rozszyfrować, co to mo\e oznaczać.
- Mamo, to naprawdę nic wielkiego. Nie chciałam tylko, \ebyś
najpierw przeczytała o tym w gazetach albo \eby powiedział
ci ktoÅ› inny.
- Kochanie. -Tak?
- W ogóle się nie przejmuj. Wiem, do czego jest zdolna prasa.
- Oczywiście, \e wiedziała. Ostatecznie Ingrid Freyasdahl
Thorson od dwudziestu lat znana była jako Zbiegła Królowa
Gullandrii. Przekonała się na własnej skórze, czym jest
skandal i kłamstwa dziennikarzy. - Patrz na to pod tym
kÄ…tem...
- Pod jakim kÄ…tem?
- Skoro ju\ muszą cię łączyć z jakimś Gullandryjczykiem, to
on przynajmniej nazywa siÄ™ Danelaw. To bardzo stara
rodzina. Bardzo bogata i wpływowa... przynajmniej kiedyś
była. Wiedziałaś, \e mę\czyzni z tego rodu zasiadali w prze-
szłości na tronie Gullandrii, i to przez kilka pokoleń?
- Mamo, to niewa\ne.
- Oczywiście, \e nie, kochanie. Ja tylko próbuję... patrzeć na
sprawę od jaśniejszej strony.
- Dla wścibskich reporterów wymyślających kłamstwa na mój
temat nie ma jaśniejszej strony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]