[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chłysnęła się powietrzem, gdy się schylił, żeby ją pocałować. W ostatniej chwili
zawahał się, cofnął i ją puścił. Przez chwilę stała jeszcze sztywno, bojąc się zro-
bić krok w którąkolwiek stronę, a potem, jakby przez mgłę, dotarły do niej sło-
wa:
- Przepraszam. Wybacz mi, proszę. Coś jest w tobie, w pani... takiego, że...
Przepraszam. Wiem tylko, że chcę panią, ciebie... chronić, pomóc. To bardzo sta-
roświeckie słowa, ale tylko w ten sposób potrafię określić, co do ciebie czuję.
Jest oczywiście takie słowo, w którym zawierają się wszystkie te uczucia, ale... -
jego głos nagle stał się szorstki. - Niech pani zapomni, o czym mówiłem. Nie po-
trafię tego wytłumaczyć. Spróbuj mnie zrozumieć.
Alice była trochę zdumiona, trochę zła.
- Jak mam cokolwiek zrozumieć, jeśli niczego mi nie wyjaśniasz? - spytała z
pretensją w głosie. Gdy dalej milczał, straciła cierpliwość. - Posłuchaj, tó nie ma
sensu. Te twoje tajemnicze sformułowania są irytujące i myślę, że wyjaśnienie
wszystkiego to sposób na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji.
- Nie! - powiedział tak głośno, że się o krok cofnęła. - Nic nie rozumiesz.
- Czego nie rozumiem?
RS
- Nie potrafię ci teraz tego wyjaśnić. Zapomnij, co powiedziałem, proszę.
Patrzyła, jak się oddalał, po czym wzruszyła ramionami. Z pewnością jest
jakaś przyczyna tego dziwnego zachowania, ale jeśli on nie chce jej wyjawić, ona
nie może zrobić nic innego, jak istotnie starać się o tym zapomnieć.
Nie było to jednak łatwe. Tej nocy zle spała, wyobraznia co chwilę podsu-
wała jej dręczące obrazy. Niepokoiły ją nie tylko pytania, na które nie znajdowa-
ła odpowiedzi, lecz także obawa, że być może zakochała się w człowieku, który
uważa ją za atrakcyjną kobietę, lecz ma jakiś poważny powód, by ukryć swe
uczucia.
Czy James żywi wobec niej głębsze uczucia? Czy ona niesłusznie ma na-
dzieję, że pewnego dnia pozna tajemnicę, która go powstrzymuje przed... Wła-
śnie, przed czym? Czy James kiedykolwiek jej zaufa, czy ten jakiś sekret to wy-
mówka, by zażegnać niezręczne sytuacje? To byłoby po prostu wstrętne. Nie
mogła znieść tej myśli, jednak musiała przyjąć, że taka możliwość istnieje.
Postanawiając, że będzie się w jego obecności kontrolować, zapadła w koń-
cu w niespokojny sen.
W sobotę rano izba przyjęć była pełna. James wpadł do lecznicy na kilka
minut przed objazdem farm. Był w dobrym humorze, żartował z panią Norton,
która pomagała córce, i gratulował jej sposobu, w jaki radziła sobie ze zdener-
wowanymi pacjentami. W odpowiedzi na jego pochwały pani Norton roześmiała
się trochę smętnie i odrzekła:
- Kiedy przyjedzie Carol, nie będę tu już potrzebna.
- Ależ skąd! - zawołał z uśmiechem. - Matka jest jedynym stabilizującym
czynnikiem w tym niespokojnym świecie.
Gdy wyszedł, między matką a córką zapadło milczenie, które przerwała pani
Norton:
RS
- Coś w nim jest smutnego - orzekła. - Dlaczego na przykład powiedział tak
o matce? Przecież jego matka, tak samo jak narzeczona, zginęła w tym okropnym
wypadku. A może właśnie o tym myślał?
Alice, która właśnie miała otworzyć drzwi poczekalni, znieruchomiała z ręką
na klamce. Kto wie, może tamto zdarzenie w jakiś sposób wpływa na zachowa-
nie Jamesa? W takim jednak razie ona nic nie jest w stanie zdziałać. Przecież
wiedziała tylko tyle, ile zdradziła jej jego bratowa, a to, jak utrzymywał James,
było bardzo fragmentaryczne.
Zamyślona otworzyła drzwi, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji
spróbuje się dowiedzieć od Sophie więcej. Może dzięki temu zdoła ujrzeć Jame-
sa we właściwym świetle?
Tego dnia jakoś tak się złożyło, że wyjątkowo wielu pacjentów nie potrafiło
precyzyjnie wyjaśnić, co dolega ich ulubieńcom, toteż Alice przestała w końcu
ich słuchać i wystawiała diagnozy wedle własnej wiedzy. Matka, która jej poma-
gała w badaniach, rozumiała rozterki córki:
- Lekarze na pewno mają łatwiej z rozpoznaniem przypadłości u ludzi. A na-
si pacjenci potrafią tylko patrzeć na nas błagalnie, gdy tymczasem ich właściciele
często mówią o nic nie znaczących drobiazgach i wprowadzają nas w błąd.
Alice z rezygnacją skinęła głową i poszła umyć ręce, pani Norton zaś zajęła
się parzeniem kawy. Gdy tylko usiadły przy stole, zadzwięczał dzwonek w re-
cepcji. W chwilę pózniej do gabinetu weszła Becky.
- Wiem, że się spózniłam, bo skończyła już pani dyżur, ale potrzebne mi są
tabletki na odrobaczenie dla psa. Właśnie tędy przechodziłam i pomyślałam, że
wpadnÄ™.
Była to mało przekonująca wymówka, Alice jednak skinęła głową.
- Proszę mi najpierw podać kilka szczegółów. To znaczy wagę psa, i tak da-
lej.
RS
Becky mówiła, strzelając oczami na wszystkie strony. W końcu spytała jak-
by od niechcenia:
- Czy James jest tu gdzieś? Chciałabym z nim porozmawiać.
- Wyjechał w teren - odparła Alice krótko, a gdy odliczyła tabletki, dodała: -
Czy mam mu coś przekazać?
- Och, nie, dziękuję - odparła szybko Becky, po namyśle jednak dorzuciła: -
A może... Pewnie go pani zobaczy wcześniej niż ja. Proszę mu powiedzieć, że
się trochę spóznię. Troszeczkę, najwyżej pół godziny. - Uśmiechnęła się przyjaz-
nie, lecz w jej chłodnych oczach zabłysła złośliwość. - James zaprosił mnie wie-
czorem na kolację. Całkiem niespodziewanie, ale on wszystkie decyzje podejmu-
je nagle. Prawda?
Alice obojętnie wzruszyła ramionami, podała Becky torebeczkę z tabletkami
i poinformowała:
- W środku jest ulotka ze sposobem użycia.
- Dziękuję. O Boże... - Becky przerzucała rzeczy w torebce. - Obawiam się,
że nie wzięłam pieniędzy. Dam je Jamesowi, dobrze? - Pożegnała się, lecz w
progu ponownie odwróciła. -Muszę się pospieszyć, żeby zdążyć kupić sobie coś
ładnego na ten wieczór.
Pani Norton zaśmiała się ironicznie.
- Jeśli nie ma pieniędzy, trudno jej będzie robić zakupy. Alice wzruszyła ra-
mionami.
- Zawsze można zapłacić czekiem.
- To dlaczego tutaj tego nie zrobiła? Och, wiem, co mi powiesz. Nie bierzesz
pieniędzy za te tabletki, żeby zachęcić ludzi do regularnego odrobaczania zwie-
rząt, ale... - pani Norton zmieniła temat - coś mi się wydaje, że bardzo jej zależa-
ło na tym, żebyś wiedziała o tej kolacji z Jamesem. Jak myślisz, czy coś ich łą-
czy?
RS
Ponieważ Alice zauważyła to samo, trudno jej było zachować obojętność
wobec słów matki, rzuciła więc jakąś zdawkową uwagę i na tym poprzestały.
Przez resztę dnia koncentrowała się na pracy i dopiero pod koniec popołudnio-
wego dyżuru, gdy wrócił James, przypomniała sobie o wizycie Becky. Kiedy
wspomniała mu o tabletkach dla psa, bardzo się zdziwił.
- Nie wiem, po co tu przychodziła. Przecież dostała już je ode mnie. Przepra-
szam, że nie zapłaciła. Już ci oddaję dług.
Alice uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek.
- Nie powinieneś się pospieszyć? Becky mówiła, że idziecie na kolację.
- Jezus Maria, omal nie zapomniałem. W razie potrzeby możesz mnie złapać
w hotelu Swan. Tam właśnie chciałem pójść z tobą. Może w następnym tygo-
dniu? Musisz czasem gdzieś wyjść. - Uśmiechnął się szeroko. - Od nadmiaru
pracy można zwariować.
- Dzięki, ale obawiam się, że właśnie z powodu nadmiaru pracy nie byłabym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]