[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mniej. Po śniadaniu zabrała Roya na krótki spacer i o dziewiątej, jak co dzień, stawiła się
w biurze. Właściwie to powinnam podziękować Nickowi, pomyślała buntowniczo.
Obudził w niej kobietę i mimo wszystko pokazał jej, że gotowa jest na życie po Benie.
Może zresztą przystojny pół-Grek nie działałby na nią tak magnetycznie, gdyby część
swego zainteresowania skierowała na jakiegoś innego mężczyznę? Kochała Bena całym
sercem, ale wiedziała, że on nie chciałby, żeby resztę życia spędziła w samotności.
R
L
T
Właściwie to Nick wyświadczył mi przysługę, powtarzała sobie, wpatrując się w
monitor komputera. Już w południe mogła wprowadzić swą teorię w czyn. Dawny
przyjaciel Bena, Derek, wpadł, by zapytać, czy Mona znalazłaby czas na spotkanie z
członkami amatorskiego kółka teatralnego, które prowadził na lokalnym uniwersytecie,
gdzie wykładał angielski. Zamiast jak zwykle udawać szalenie zajętą pracą,
porozmawiała z nim z niekłamaną przyjemnością. A kiedy wspomniał o koncercie na
kampusie uniwersyteckim, wyraziła żywe zainteresowanie.
- A może miałabyś ochotę pójść ze mną? - zaproponował Derek z entuzjazmem,
choć bez większej nadziei.
Znała go od lat, lubiła, a co najważniejsze czuła się w jego towarzystwie
swobodnie i bezpiecznie. Na początek jej nowego życia - idealnie.
- Chętnie.
Twarz Dereka pojaśniała z radości.
- To może coś przedtem zjemy? Przyjadę po ciebie około szóstej.
- Zwietnie, ale możemy się umówić w restauracji. - Edie wiedziała, że dotarcie z
miasteczka do rancza Mony zajmowało Derekowi ponad godzinę.
- Nie ma mowy, to będzie dla mnie przyjemność - odparł z galanterią i wciąż
uśmiechając się szeroko, w podskokach ruszył do samochodu.
Gdy tylko Derek zniknął za zakrętem podjazdu, Edie złapała się za głowę. Co ja
wyprawiam, chciała krzyczeć, ale jej zdrowy rozsądek kazał jej zracjonalizować to
dziwne zachowanie. Przecież umówienie się na kolację i koncert ze starym znajomym
nie zakrawało na skandal. Po prostu wracała do życia. Matka byłaby z niej dumna.
Dzwonek telefonu przerwał jej rozmyślania.
- Cześć. - W słuchawce zabrzmiał niski, męski baryton, którego nie spodziewała
się już więcej usłyszeć. - Możesz przyjść do hacjendy? Nie mam klucza, a przywiozłem
całą ciężarówkę dachówek.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Wyglądała naprawdę uroczo, mimo że stała podparta pod boki z wyrazem
rozgniewanego zdziwienia na twarzy.
- Hej! - Pomachał jej przez okno, lawirując ciężarówką, tak by się znalezć
możliwie jak najbliżej domu.
W końcu wyłączył silnik i wyskoczył z szoferki. Edie nadal stała na środku
podwórka, a kiedy do niej podszedł, zamiast miłego powitania, usłyszał cierpkie:
- Co ty wyprawiasz?
- Kupiłem dachówki, to pierwsza partia. Zanim dostarczą resztę, rozbiorę stary
dach. No i musiałem załatwić trochę spraw urzędowych, pozwoleń, taka tam biurokracja.
- Nick machnął lekceważąco dłonią i obdarzył Edie swym najpogodniejszym i naj-
szczerszym uśmiechem.
- Myślałam, że wyjechałeś.
Rozważał takie wyjście. Pół nocy spędził, przewracając się z boku na bok i
zastanawiając się, czy nie powinien wycofać się z godnością i dać sobie spokój ze starą
chatą, która nijak się miała do czekających w kolejce zamków i zakontraktowanych
renowacji zabytków. Nie zdołał się dodzwonić do Mony, więc niczego jej jeszcze nie
zdążył obiecać. Po deklaracji Edie mógł z czystym sumieniem spakować walizki i
oszczędzić sobie frustracji.
I kiedy już prawie przekonał samego siebie, że tak właśnie powinien zrobić, stanęła
mu przed oczami twarz Edie gładzącej framugę drzwi w miejscu, w którym małe
nacięcia oznaczone były datami. W jego domu marzeń nikt nigdy nie zamieszkał, ale
dom Edie wypełniony był dobrymi wspomnieniami pełnego miłości życia. Od niego
zależało, czy ten dom także pozostanie smutny i martwy, czy znów rozbłyśnie dawnym
blaskiem. Nie umiejąc podjąć decyzji, wstał i zaczął chodzić po pustym domu. Dopiero
teraz zauważył, że oprócz kilku raczej gustownych obrazów ściany zdobią głównie
zdjęcia rodzinne. Na wielu z nich widniała Edie, jako dziewczynka, nastolatka i młoda
kobieta. Z rodzicami, rodzeństwem i oczywiście z mężem. Przytulali się i patrzyli sobie
w oczy z wielką miłością. Nie rozumiał, jak mogła na nie patrzeć. On schował głęboko
R
L
T
wszystkie fotografie Amy i nigdy ich nie wyjmował. Edie była silniejsza od niego. Za-
Zasługiwała na to, by uratował dla niej hacjendę, w której na jej twarzy pojawiał się ten
łagodny, błogi uśmiech. Poza tym nie lubił się poddawać. Jeżeli myślała, że pozwoli jej
się wycofać mimo ewidentnego magnetyzmu, który ich łączył, to była w błędzie. Nie
może pozostawić tej sprawy otwartej i pozwolić, by Edie śniła mu się po nocach.
Powinni nasycić się sobą i spokojnie wrócić do swych osobnych światów. Tak jak jej
powiedział, miłość stanowiła świadomy wybór i wystarczyło postanowić zatrzymać się
na poziomie cielesnej przyjemności, by uniknąć komplikacji. On w każdym razie nie
chciał już nigdy więcej kochać i narażać się na niewyobrażalny ból, jaki niesie ze sobą
utrata kochanej osoby.
- Nie, dlaczego miałbym wyjeżdżać? - Spojrzał jej prosto w oczy i nawet nie
mrugnął. - Możesz mi pomóc, jeśli chcesz - pozwolił łaskawie, mijając ją z pierwszą
paczką dachówek.
Przez chwilę Edie stała nieruchomo, ale po chwili kątem oka dostrzegł, że ruszyła
w kierunku ciężarówki.
- Dziesięć minut. Potem wracam do biura - burknęła i zabrała się do pracy.
A więc zamierzał zostać. Z jednej strony była przerażona, ale z drugiej ledwie
panowała nad drżeniem rąk. Z wrażenia kręciło jej się w głowie, choć uparcie starała się
udawać, że wiadomość ta jest jej w zasadzie obojętna. Wiedziała, co zamierzał. Próbował
jej udowodnić, że blefowała, twierdząc, że nie pójdzie z nim do łóżka! Miała szczerą
nadzieję, że uda jej się wytrwać w swym postanowieniu. W przeciwnym razie czekało ją
tylko rozczarowanie i ból. Już po ich pierwszej i jak dotąd jedynej wspólnej nocy
wiedziała, że nie będzie potrafiła po upojnym romansie z Nickiem rozstać się z nim bez
żalu. Jeszcze go nie kochała, ale potrafiła sobie wyobrazić, że zakochuje się w takim
mężczyznie.
Dla niego sprawa wydawała się prosta: sam decydował, z kim spędzał czas i ile go
poświęcał danej kobiecie, po czym bez żalu ruszał dalej. Ona jednak nie miała złudzeń.
Nie panowała nad swym sercem do tego stopnia. Nawet teraz jej głowa odwróciła się
bezwiednie, a wzrok spoczął na jego silnym, umięśnionym ciele, uśmiechu, z którym
przerzucał ciężkie paczki, i beztroskim błysku w oku. Dlatego, kiedy ciężarówka została
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]