[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Istotnie przypominało to deskorolkę. Było jak gdyby bardziej ślisko, ale tak
samo trzeba było się poruszać.
Im pewniej czuła się na nogach, tym mniejszą uwagę zwracała na
wykonywane ruchy, koncentrujÄ…c siÄ™ na swoim towarzyszu.
Podziwiała jego siłę, delikatność, to, że mogła poddać mu się swobodnie,
naturalnie, nie tracąc ani na chwilę poczucia własnej odrębności. "Zaufałam
mu nieomal od razu - przyznała. - Czy to nie jest niepokojące? W każdym
razie bardzo miłe".
- To teraz powiedz mi o swoich wnukach - powiedział nagle.
- O wnukach?
- Wspomniałaś, że będziesz im opowiadać, jak uczyłaś się jezdzić na
łyżwach. Jak na babcię niezle się trzymałaś, nie podejrzewałem, że możesz
być aż taka stara!
Jej śmiech zadzwięczał radośnie. Noc stała się nagle ciepła i cudowna.
Przywarli do siebie mocno, a drzewa oddalały się same.
"Jak mogłam żyć dotąd bez tego uczucia?" -pomyślała Eryka.
Dotyk jego ust był delikatny i czuły, a jednak głodny, jakby pragnął
ciągle więcej. Jego ręce błądziły po grubym kożuchu; mówiły bezgłośnie o
tym, jak jej potrzebuje, o jego tęsknocie i nadziejach.
Usta stawiały własne pytania, a Eryka odpowiadała na nie przytulona, nie
RS
59
do końca rozumiejąc. Jedyne, co czuła wyraznie, to drżenie własnego ciała,
które ją ogarniało, i to, że chciała wszystko zapomnieć.
Powoli odsunęli się od siebie. Powietrze było nieruchome, pełne
oczekiwania. Eryka rozejrzała się niepewnie i stwierdziła, że zostali sami.
- Pozostali najodważniejsi - skonstatowała z dumą. Jej głos drżał lekko.
- Albo bali się, że jesteśmy gotowi stopić lód i wszystkich zmoczyć. - Per
zdjął jej łyżwy i poprowadził w stronę domu.
- Moje nogi już się przyzwyczaiły - szepnęła. - I właściwie to nie chcę
wracać.
Pocałował delikatnie czubek jej nosa.
- Wiem, co czujesz. Tutaj jest naprawdÄ™ cudownie.
Przytulił się do niej mocniej. Długo siedzieli na ławce, podziwiając
księżyc nad ich głowami.
- Chciałbym kiedyś mieszkać w takim miejscu - powiedział cicho.
- Przecież masz wspaniałe mieszkanie.
Per zniżył głos, jakby dostrzegł w ciemności coś, czego ona jeszcze nie
widziała.
- Jest wystarczajÄ…ce dla mnie, dla Freyi, ale to jeszcze nie to. Tutaj
można jezdzić daleko na narty, a wieczorem chodzić z dziećmi na łyżwy.
- Freya dobrze jezdzi? - zapytała niewinnie Eryka. Uważała, że Per był
wspaniały, ale przerażała ją intensywność jego marzeń. Były tak odmienne
od jej własnych i powiększały dystans między nimi.
Per zaśmiał się, czarowny nastrój prysnął jak mydlana bańka.
- Przypuszczam, że twoje plany są nieco inne. Odniosła wrażenie, że Per
czyta w jej myślach.
"A może to nordyccy bogowie wysługują mu się w ten sposób?"
- Jeżeli mam być szczera, nigdy nie marzyłam o domku nad
zamarzniętym jeziorem. Ale znam Kalifornijczyków, którym by to
odpowiadało.
- Wolisz szałas na plaży?
Zmiali się głośno, ale nie podjęli więcej tego tematu.
W ciszy, mocno objęci, wracali do domu. Kiedy Per ściskał mocniej talię
Eryki, czuła, że serce jej bije gwałtowniej.
"Per jest takim kochającym człowiekiem - myślała. - I może dać kobiecie
tak wiele. Byłby wspaniałym ojcem" - zdecydowała. Nie rozumiała tylko,
dlaczego wizja Pera jako ojca jej rodziny była dla niej tak przykra.
RS
60
W domu było ciepło i głośno. Eryka pomyślała, że woli chłód i głęboką
ciszę, jaka panowała na zewnątrz.
Zostawili łyżwy na swoim miejscu i poszli napić się po kubku gluggu.
- Chcesz jutro pojezdzić na nartach? - W głosie Pera było słychać
nadziejÄ™.
Pokręciła powoli głową, świadoma, że sprawia mu tym przykrość.
- Nie mogę, na początku przyszłego tygodnia wyjeżdżam z miasta na
kilka dni i muszę uporządkować kilka spraw.
Uśmiech zniknął z twarzy Pera.
- Już nas opuszczasz? Dokąd jedziesz?
- Do Nowego Jorku, potem do Chicago. Oczy Pera powoli się rozjaśniły.
- Nie do tropików?
- Nie, chyba, że Nowy Jork i Chicago odpłynęłyby na południe. - Nie
bardzo rozumiała, skąd wzięła się ta nagła zmiana na twarzy Pera, ale
jednego była pewna - nie lubiła, kiedy przestawał się uśmiechać. Poczuła
przypływ szczęścia, kiedy uśmiech powrócił na jego twarz.
RS
61
Rozdział 7
Telefon zabrzęczał. Eryka niecierpliwie nacisnęła przycisk.
- Liza, potrzebuję trochę czasu. Zostawię ci wiadomość.
Była wyczerpana, jak nigdy dotąd, po delegacji służbowej. Planowała
wrócić dwa dni wcześniej, ale najpierw pojawiły się problemy w Nowym
Jorku, potem w Chicago zatrzymała ją śnieżyca. Chciała spędzić noc w
wygodnym łóżku, zamiast tego przedrzemała ją na lotnisku, czekając na
poprawę pogody. Nie była w stanie wrócić wcześniej. Po powrocie poszła
prosto do biura.
Telefon zadzwonił znowu.
"Cóż, u licha?" - pomyślała.
- Liza, czy coś się stało? Usłyszała w słuchawce śmiech.
- Jakiś sympatyczny mężczyzna chce z tobą rozmawiać.
Eryka odetchnęła głęboko. Będzie musiała upomnieć Lizę, że jest w
pracy, i nawet jeżeli rozmawia z kimś bardzo czarującym, powinna o tym
pamiętać.
- SÅ‚ucham.
Po chwili ciszy rozległ się znajomy rozbawiony głos.
- Mój przyjaciel, który jest weterynarzem w zoo, ostrzegał mnie, żebym
nigdy nie podchodził do lwa w jego jaskini. Teraz wiem, co miał na myśli.
- Czy uwierzysz, że w Chicago jest większy śnieg niż tutaj?
- Nie wiem, co mówią roczne statystyki, ale istotnie słyszałem, że
ominęła nas spora burza.
- Wierzyć mi się nie chce, że gdziekolwiek może być pogoda gorsza niż
tutaj.
- Tęskniłem za tobą.
Uderzyła ją powaga w jego głosie.
- Co się stało? Czyżby Freya cię opuściła?
- Była zbyt zajęta, żeby mnie w ogóle dostrzegać.
- Biedactwo. - Chciała, żeby w jej głosie było słychać sympatię.
- Czy mogę mieć nadzieję, że zlitujesz się nade mną i pozwolisz się
porwać na weekend?
Propozycja była kusząca.
- Oczywiście, ale tylko po to, żeby pokazać, jak grozną jestem osobą.
- Będzie wspaniale - zapewnił ją. - Trochę zabawy na świeżym
RS
62
powietrzu, a potem rozrywki domowe.
- Ależ to brzmi. - Nie mogła ukryć radości.
Kiedy odłożyła słuchawkę, ze śmiechem zrzuciła z nóg pantofle.
Perspektywa spędzenia całego weekendu z Perem oszołomiła ją na resztę
dnia. Czas, który spędziła w delegacji, ciągnął się, jak nigdy dotąd. Wracała
do Minneapolis z prawdziwą radością. Jak do domu...
Per przyjechał po Erykę w sobotę od razu po pracy. Oznajmił, że jadą na
narty. Wyjaśnił Eryce, jak powinna się poruszać i już po chwili uznała, że
nie jest to takie trudne.
Zjeżdżali w dół, zostawiając za sobą długi, nierówny ślad. Czysto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •