[ Pobierz całość w formacie PDF ]

byłaby przekonana, że to Clint, ale teraz, o dziwo to podejrzenie wcale nie
przyszło jej do głowy.
76
Rozzłoszczona Sandra wpadła pomiędzy krzaki i po chwili wyszedł
z nich Nick Kowalsky, a za nim Nathan Sullivan.
Obaj szczerzyli zęby.
- Przyszliśmy tutaj, bo narobiłyście takiego wrzasku, że chcieliśmy
zobaczyć, czy nic wam się nie stało  rzekł Nick z miną niewiniątka.
- Bardzo śmieszne  rzuciła Natasha.
- Głupki  bąknęła Marsha.
- Masz rację  poparła ją Sandra.  Zawsze mówiłam, że faceci to
kompletne głupki.
- Clint też?  zapytał Nathan, uśmiechając się. Najwyrazniej nie tylko
Rebecca dostrzegła jej zainteresowanie Clintem.
- On też tu z wami jest?  zapytała z niesmakiem.
- Nie.
Sandra weszła w swoją rolę i powiedziała:
- Więc jest tym wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Nick gwizdnÄ…Å‚.
- No proszę, proszę  rzucił.  Nie wiem czy go będziesz dalej tak
bronić, kiedy wrócisz do obozowiska i zobaczysz, jak sobie grucha z Rebeccą.
- Kompletne głupki  powtórzyła Sandra i wszystkie trzy, ostentacyjnie
lekceważąc Nicka i Nathana, ruszyły w stronę namiotów.
Gdy odeszły kilka kroków, znów usłyszały za plecami grzechotanie.
Marsha odwróciła się i zobaczyła, że Nick potrząsa ręką, w której coś
trzyma.
Bez słowa komentarza obróciła się na pięcie i dogoniła swoje
towarzyszki.
- Już wiem, co to było  powiedziała.  Teraz sobie przypomniałam.
Wczoraj przed tym barem, w którym zatrzymaliśmy się na kolację, jakiś
Indianin sprzedawał różne gadżety. Miał grzechotki, które przy potrząsaniu
wydają takie dzwięki jak prawdziwy grzechotnik.
- A my, idiotki, dałyśmy się nabrać tym kretynom.
77
Rozdział 11
Nazajutrz Sandra obudziła się cała obolała i kiedy próbowała usiąść,
jęknęła głośno i opadła na śpiwór. Przy trzech kolejnych próbach było tak
samo.
- Miałaś rację  zwróciła się do Natashy.  Może być gorzej. Właśnie
jest.
- Tym razem wolałabym nie mieć  powiedziała Natasha, patrząc na
nią ze współczuciem. Skoro ją, nawykła do dłuższych wypraw na koniu,
bolała pupa, to jak się musiała czuć Sandra? Wiedziała jednak, że jeśli
zacznie się nad nią użalać, to tylko pogorszy sprawę.
- Nie dam rady wsiąść na konia  oświadczyła Sandra.
- Dasz radę  przekonywała ją przyjaciółka.  To tylko zakwasy.
- To nie są zakwasy. Wiem, co to są zakwasy, miałam je kilka razy po
ćwiczeniach na siłowni. Ja mam obity tyłek  żaliła się dalej Sandra.  Jak
mam wsiąść na konia skoro nie jestem w stanie się podnieść?
- Słuchaj, poradziłaś sobie wczoraj na tym trudnym kawałku.
Cieszyłaś się, że nie jesteś pierwszą osobą, która odpadła z grupy. Chcesz
być tą drugą?
- Wszystko mi jedno  rzuciła Sandra, odwracając się plecami do
przyjaciółki.
Natasha żałowała, że nie ma Marshy. Ta, ze swoją siłą przekonywania,
pewnie prędzej skłoniłaby Sandrę do tego, żeby wstała, ale Marshy dzisiaj
akurat wypadł dyżur na przygotowywanie śniadania i wyszła z namiotu pół
godziny wcześniej,
Nie namyślając się długo, Natasha wciągnęła szybko dżinsy, narzuciła
koszulę i pobiegła do prowizorycznej kuchni. Marsha krzątała się tam razem
z dwiema innymi dziewczętami.
- Zniadanie jeszcze nie gotowe!  zawołała, widząc zbliżającą się
Natashę.  Będzie za jakieś dziesięć minut.
- Ja nie na śniadanie. Słuchaj. Może byśmy się zamieniły. Ja zastąpię
cię przy przygotowywaniu jedzenia, a ty wrócisz do namiotu i spróbujesz
przekonać Sandrę, żeby wstała.
78
- A co jej jest?  zaniepokoiła się Marsha.
- Ma zakwasy. Mówi, że ma obity tyłek. Wiesz, ona po raz pierwszy
w życiu spędziła tyle godzin na koniu. Wierzę, że ją bardzo boli, ale musi
przecież jechać dalej. Ty lepiej potrafisz przekonywać.  Natasha popatrzyła
błagalnie na Marshę.
- Nie jestem cudotwórcą. Sama pamiętam, jak czułam się kiedyś po
całym dniu w siodle. Wiem, że na drugi dzień nic nie zmusiłoby mnie do
tego, żeby znów wsiąść na konia.
- Ale ty nie miałaś pod ręką takiej jednej, która namówiłaby ślepego na
zwiedzanie muzeum, a głuchego na koncert w filharmonii.
- Chyba mnie trochę przeceniasz  rzuciła Marsha, ale widać było, że
ta wiara koleżanki w jej siłę perswazji sprawia jej satysfakcję.  No, dobrze
pójdę do niej.  Ruszyła w stronę namiot, lecz zatrzymała się jeszcze, żeby
wydać Natashy instrukcję: - Tu właściwie wszystko jest już zrobione, trzeba
tylko poczekać, aż woda się zagotuje i wsypać puszkę czekolady w proszku.
Natasha nie przeceniła jej jednak, bo dziesięć minut pózniej Sandra
przywlokła się na śniadanie. W przeciwieństwie do innych, którzy przysiedli
na trawie, ona jadła na stojąco.
O wpół do siódmej, kiedy wyruszali w drogę, z obolałą miną wspięła się
na konia.
- Jesteś naprawdę dzielna  pochwaliła ją Natasha.
Przyjaciółka zgromiła ją wzrokiem.
- Jeśli jeszcze raz naślesz na mnie tę manipulatorkę, to nie będę cię
chciała dłużej znać.
Natasha roześmiała się.
- Jak jej się udało przekonać cię, żebyś wstała?
- Już nawet nie pamiętam  rzuciła Sandra, wzruszając ramionami.
 Dla niej to była chyba pestka. Ona potrafiłaby namówić umarłego, żeby
wstał z grobu.
- Znowu na mnie plotkujecie!  zawołała Marsha, która na chwilę
wysforowała się do przodu, żeby sprawdzić, czy Rebecca jest tam, gdzie być
powinna, to znaczy przy Clincie, i z zadowoloną miną dołączyła do swoich
towarzyszek.  Wszystko w porządku  poinformowała je.
79
- To znaczy, że mogę sobie dać już spokój z lataniem za Clintem
 powiedziała Sandra.
- Dobrze by było, żebyś od czasu do czasu wykazała nim trochę
zainteresowania, żeby zapał Rebecki nie osłabł.
- Jak sobie życzysz. Z tobą i tak nie ma sensu dyskutować, tak czy tak
w końcu będę musiała zrobić to, co ty będziesz chciała.
- Czy ja jestem jakąś despotką?  spytała Marsha z udawanym
oburzeniem.
- Nie, skądże. Taka drobna i delikatna dziewczyna jak ty despotką? Co
za pomysł! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •