[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tylko na chwilkÄ™. Gdzie jest policja?
Nie mogąc przedrzeć się przez barykadę, zawróciłem i skierowałem
łóżko w boczną alejkę, która prowadziła obok Holiday Inn. Sztuczne
jezioro było czarne jak śmierć, smoła pełna obrzydlistwa, ale we
wszystkich innych miejscach zrobiło się nagle jasno. Neonówki
zaterkotały i zaczęły stabilnie świecić, reklamy błysnęły w kurzu. Zwiatło
zalało sklepy, ujawniając setki wypolerowanych lad. Szalone wzory
tańczyły na ekranach, zapis fal mózgowych olbrzyma, który próbuje
obudzić się z obłąkanego snu.
 Richard... Te wszystkie światła...  Julia spojrzała oszo łomiona na
rzędy błyszczących żarówek.  Oni otwierają centrum...
 Jeszcze nie. Chyba chodzi o snajperów. Policja chce ich wykurzyć.
Popchnąłem łóżko obok Holiday Inn, z jego znajomym neonem.
Maszyna do robienia fal mieszała ospałą wodę, tworząc potworną
miksturę. Kiedy dochodziliśmy do Bramy Południowej, otoczył nas
jeszcze dziwniejszy zapach, chłodny aromat, który wyczułem po raz
pierwszy jako dziecko.
 Co to?  Julia zeszła z Józka i niecierpliwie napełniła płuca. 
Smakuje jak... drzewa i niebo.
 Zwieże powietrze! Już jesteśmy na miejscu...
Przed sobą jednak mieliśmy kilkunastu porządkowych Carradine'a w
koszulkach z krzyżami św. Jerzego. Strzelby i karabiny zawieszone na ich
ramionach skierowane były lufami do ziemi. Byli zdyscyplinowani i
maszerowali w równym tempie, głowy jednak mieli spuszczone, jak
pokonana drużyna opuszczająca boisko po zażartej, ale przegranej walce,
gdy każdy gracz przeprowadza w duchu rachunek sumienia.
Przewodził im Tony Maxted w eleganckim białym fartuchu lekarskim,
który wyraznie zachował specjalnie na tę chwilę. Był zmęczony, ale
pewny siebie, robiąc, co w jego mocy, aby pocieszyć grupę, którą
przekonał do wyjścia z centrum. Chodził wzdłuż szeregów, uśmiechając
się i zagadując każdego, kiedy przesuwali się w kierunku czekającego na
nich światła.
Maxted drgnął, kiedy kolejna eksplozja przetoczyła się przez pobliskie
wyjście bezpieczeństwa. Odrzucił do tyłu łysą głowę. Zachwiał się i
wyciągnął rękę do dwóch porządkowych. Przez chwilę wydawało się, że
stracił rozeznanie w wirze kurzu.
Oparłem się o wezgłowie, zbyt zmęczony, by dalej pchać łóżko. Hol
wejściowy był pokryty gruzem. Pozostałości drzwi przeciwpożarowych
skąpane były w słońcu. Zamaskowane postacie w ciemnych mundurach
poruszały się w jaskrawym świetle.
Za nami jeszcze jaśniejszy blask wypełnił wnętrze centrum, ogromny
reflektor podświetlił kopulę od spodu. Cienie drżały w każdym wejściu jak
nerwowi gapie niepewni, czy mogą wierzyć własnym oczom.
Na galerii siódmego piętra pojawiły się płomienie, leniwe ostrza
światła, które zdawały się budzić razem i biec wokół wysokiego donżonu
twierdzy sprzedaży. Wkrótce trzy górne poziomy zajęły się ogniem, każdy
balkon i drzwi zamieniały się w kwiaty ognia. Nasączone benzyną kanapy
i dywany, ekspozycje salonów jadalnych i kuchni zmierzały do ognistego
końca.
Oddział w koszulkach z krzyżami św. Jerzego zatrzymał się, by
spojrzeć za siebie, zmęczone twarze zostały ożywione przez ogień, kolor
wracał na policzki po tygodniach półmroku. Porządkowi zdawali się
podnieceni widokiem Metro-Centre pochłaniającego siebie, jakby witali z
radością jego ostatnią transformację.
 Dobra! Idziemy dalej!  Maxted przeszedł wzdłuż szere gów,
klaszcząc w dłonie, próbując wyrwać ich z transu.  Dalej, chłopcy! Już
jesteśmy na miejscu...
Pod dachem unosiły się obłoki gorącego kurzu, który zaczął płonąć,
kiedy do Metro-Centre wpuszczono powietrze. Czułem, że ogromne
centrum zmienia środek ciężkości, jego członki uginają się pod wpływem
gorÄ…ca. Obok nas dmuchnÄ…Å‚ zimny wiatr, cug z ogromnego pieca.
 Obudzcie się, koledzy!  Maxted uderzył jednego z po rządkowych w
ramię, próbując zwrócić na siebie jego uwagę.  Ruszmy się! Inaczej się
tutaj spalimy...
Posterunkowy odwrócił się i spojrzał na Maxteda, jakby widział go po
raz pierwszy w życiu. Wydawało się, że obudził się z głębokiego snu.
Złapał psychiatrę za kołnierzyk fartucha. Jego kompani chwycili Maxteda
za ręce, zmuszając go do kucnięcia. Dreszcz przeszył porządkowych,
spazm złości, strachu i dumy. Odwrócili się plecami do wyjścia. Ruszyli
przed siebie, trzymajÄ…c psychiatrÄ™ przed sobÄ… niczym totem i biegnÄ…c w
stronę pożaru. Ochryple krzyki mężczyzny zagłuszył straszliwy huk morza
ognia.
41. Kult solarny
 Co się stało z Tonym Maxtedem?  zapytała Julia.
Staliśmy przy barierkach policyjnych i patrzyliśmy ponad pustym
placem na to, co pozostało z Metro-Centre. Większa część kopuły była
nietknięta, zaokrąglona ściana przypominała trybunę stadionu. Ale
wierzchołek zawalił się, spadając na palenisko sklepów, hoteli i domów
towarowych. Trzy tygodnie po naszej ucieczce dym i para wciąż unosiły
się nad ruinami, obserwowane przez kilkanaście załóg strażackich
stojących w odległości pięćdziesięciu jardów od konstrukcji. Niewielki
tłum zbierał się tutaj każdego dnia, patrząc na zniszczone centrum
handlowe, zupełnie jakby nie mógł pojąć, co się stało. Metro-Centre
pochłonęło samo siebie, palenisko zostało spalone przez swój własny
ogień.
 Richard... biedaku, ciÄ…gle tu ze mnÄ… jesteÅ›?
 Nie jestem pewien. CzujÄ™ siÄ™ trochÄ™ dziwnie. Nie wiem, czy
powinniśmy na to patrzeć...
 Nie? Gdzie w takim razie powinniśmy być? Mój drogi, jakaś cząstka
ciebie będzie już do końca życia przedzierać się przez rumowisko obok
Holiday Inn...
Chwyciła moje ramię, żeby się uspokoić, ale cały czas patrzyła na mnie
nieufnie. Po raz pierwszy widziałem ją z włosami zaczesanymi do tyłu,
dzięki czemu jej twarz była całkowicie odsłonięta. Trzy noce spędzone
pod wpływem środków uspokajających w Brooklands Hospital i długie dni
snu w łóżku w jej domu przywróciły ją do życia. Nie była już tą
wynędzniałą uciekinierką, którą wypchnąłem spod kopuły. Tego ranka
skontaktowała się ze mną po raz pierwszy od tamtego czasu, przysyłając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •