[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwłaszcza za młodu, dociera do nas wraz z pogłoskami rodem z Krainy Elfów a
roznoszą je różni posłańcy (oby byli błogosławieni i zażywali pokoju) potem zaś
powraca z naszych ziem do ojczyzny magii, aby stać się częścią jej tajemnicy,
wszelkiego rodzaju niewinnymi wspomnieniami, które utraciliśmy, i dziecinnymi
zabawkami, które niegdyś ceniliśmy. To wszystko reguluje prawo przypływu i odpływu,
który nauka może odkryć wszędzie; w taki sposób światło przyczyniło się do wzrostu
lasu, z którego wypalono węgiel drzewny. Teraz zaś węgiel drzewny oddaje to światło;
w ten sposób rzeki napełniają morze wodą, którą morze odsyła z powrotem do
rzek; można więc rzec, że wszystko zwraca to, co otrzymuje; nawet Zmierć.
Następnie Alweryk ujrzał leżącą na płaskim, suchym gruncie zabawkę, którą
jeszcze pamiętał, a zabawka ta przed laty (czy mógłby stwierdzić, ilu?), w dzieciństwie,
sprawiła mu wiele radości, choć była niezdarnie wyrzezbiona z drewna. Pewnego
fatalnego dnia połamała się, a innego nieszczęsnego dnia została wyrzucona. Teraz
zaś ujrzał ją tutaj, nie tylko całą, lecz także odmienioną: ta promienna, przekształcona
zabawka budziła zdumienie, wyglądała wspaniale, otoczona romantyczną mgiełką, w
jaką ubrała ją dziecinna wyobraznia małego księcia. Spoczywała tam, opuszczona przez
Krainę Czarów, jak wyrzucone przez fale niezwykłe morskie stworzenia leżą
czasami na piaszczystym brzegu, gdy morze jest ginącą na horyzoncie błękitną gładzią
okoloną granicą z białej piany.
Monotonna i ponura była też równina, z której zniknęła Kraina Elfów, chociaż to tu,
to tam Alweryk raz po raz dostrzegał drobne, zapomniane przedmioty. Zaginęły one z
jego dzieciństwa, spadając poprzez czas do bezczasowego, wieczyście niezmiennego
obszaru Krainy Elfów, by stać się cząstką jego wspaniałości i niezwykłości, a teraz
zostały porzucone podczas ogromnego odpływu ojczyzny magii. Stare melodie, dawne
pieśni i głosy z przeszłości również tam dzwięczały, choć coraz słabiej, jak gdyby nie
mogły długo przetrwać w naszym świecie.
Lecz fiołetoworóżowa łuna zachodzącego słońca, która Alwerykowi wydała się zbyt
piękna jak na Ziemię, nadal wabiła go do przodu. Uznał ją bowiem za odbicie na niebie
blasku wspaniałej, bajecznie pięknej Krainy Elfów. Dlatego ruszył dalej, z nadzieją, że
ją znajdzie, za kolejnym horyzontem; aż wreszcie nadeszła noc rozjarzona przyjaznymi
gwiazdami. Dopiero wtedy Alweryka opuściło szaleńcze zniecierpliwienie, które gnało
go od rana; i, okręciwszy się w fałdzistą opończę, zjadł prowiant, który niósł w torbie
przerzuconej przez ramię, po czym zapadł w niespokojny sen wraz z innymi
zapomnianymi pozostałościami Krainy Elfów.
Niecierpliwość zbudziła go bladym świtem, chociaż pazdziernikowa mgła
przesłoniła wszystkie błyski światła. Zjadł resztę prowiantu, a potem ruszył dalej w
szary półmrok.
Nie docierał teraz doń żaden odgłos z naszego świata, gdyż ludzie nigdy nie
zapuszczali się na te tereny wówczas, gdy stanowiły one część magicznej krainy, a
obecnie też tylko Alweryk kroczył po tej opustoszałej równinie. Oddalił się poza zasięg
piania koguta z wygodnych ludzkich zagród i maszerował w niezwykłej ciszy, od czasu
do czasu przerywanej przez ciche, niewyrazne dzwięki zagubionych pieśni,
opuszczonych przez Krainę Elfów teraz brzmiały one znacznie ciszej niż
poprzedniego dnia. A kiedy świt rozjaśnił widnokrąg, Alweryk ponownie ujrzał na
niebie tak wspaniały widok, jarzący się zielenią na południowym wschodzie, że znowu
doszedł do wniosku, iż widzi odbicie Krainy Elfów. Przyspieszył więc kroku, mając
nadzieję, że znajdzie ów zaklęty kraj za następnym horyzontem. Lecz minął ów
horyzont, a mimo to wciąż miał przed sobą kamienistą równinę, a nie szczyty
jasnoniebieskich Elfowych Gór.
Alweryk nie wiedział, czy Kraina Czarów zawsze leżała za horyzontem,
rozjaśniając chmury swym blaskiem, i oddalała się właśnie wtedy, gdy się do niej
zbliżał, czy też zniknęła przed wieloma dniami a może i latami. Mimo to nie
zatrzymał się i szedł wciąż dalej i dalej. Wreszcie dotarł do pasma górskiego o
wyschłych, nagich zboczach, w które od dawna się wpatrywał i w którym pokładał
resztki nadziei. Stamtąd spojrzał w dal na opustoszałą równinę ciągnącą się aż po skraj
nieba i nie zobaczył ani śladu Krainy Elfów, ani sylwetek Elfowych Gór: nawet drobne
skarby wspomnień, pozostawione przez odpływającą ojczyznę magii, wysychały,
zamieniajÄ…c siÄ™ w codzienne drobiazgi. Wtedy to Alweryk wyciÄ…gnÄ…Å‚ z pochwy
czarodziejski miecz. Lecz choć ten oręż mógł walczyć z magią, nigdy nie otrzymał
mocy sprowadzania na powrót czarów, które już odeszły. I nawet jeśli książę Erlu
wymachiwał zaklętym mieczem, jałowa równina pozostała taka sama, kamienista,
bezludna, nieromantyczna i rozległa. Przez krótki czas małżonek Lirazel szedł dalej, a
na tym płaskim terenie horyzont niepostrzeżenie przesuwał się wraz z nim. Nigdzie też
nie zobaczył żadnego szczytu Elfowych Gór, niebawem odkrywając tylko, jak wielu
ludzi przed nim lub po nim, że utracił Krainę Elfów.
XI
W GABI LASU
W owym czasie Ziroodnerel zabawiała syna Alweryka czarami i magicznymi
sztuczkami i przez jakiś czas go to zadowalało. Potem jednak zaczął się zastanawiać, w
całkowitym milczeniu, gdzie też przebywa jego matka. Przysłuchiwał się wszystkim
rozmowom i długo nad nimi rozmyślał. W ten sposób mijały dni i chłopczyk dowiedział
się tylko, że jego matka odeszła, a mimo to nigdy nawet nie pisnął słowa o tym, nad
czym skupił myśli. Potem zrozumiał na podstawie tego, co powiedziano, lub nie
wypowiedziano w jego obecności, ze spojrzeń lub ze sposobu, w jaki nań patrzono czy
kiwano głową, że zniknięcie jego matki było czymś niezwykłym. Nie zdołał się jednak
dowiedzieć, na czym polegała owa niezwykłość, choć kiedy się nad tym zastanawiał,
najróżniejsze cuda przychodziły mu do głowy. Wreszcie pewnego dnia zapytał o to
Ziroonderel.
I chociaż czarownica posiadała nagromadzoną przez wiele stuleci wiedzę, lękała się
pytań wychowanka, i nie wiedziała, nad czym przemyśliwał od wielu dni. Dlatego mimo
całej swojej mądrości nie znalazła lepszej odpowiedzi niż ta, że jego matka poszła do
lasu. Gdy chłopiec to usłyszał, postanowił, że pójdzie do lasu, by ją odnalezć.
Teraz podczas spacerów z Ziroonderel przez małą wioskę Erl, Orion przyglądał się
ukradkiem kowalowi w otwartej kuzni, wieśniakom, którzy ich mijali lub stali w
drzwiach chat oraz kupcom przybyłym z daleka na jarmark, i w końcu rozpoznawał ich
wszystkich. A najlepiej poznał stąpającego cicho Threla i Otha o gibkich członkach, bo
obaj opowiadali mu o swoich podróżach, gdy spotykali się przypadkiem na wyżynie lub
w gęstym lesie nad wzgórzem zamkowym. Trzeba bowiem wiedzieć, że Orion podczas
krótkich spacerów z niańką-czarownicą uwielbiał słuchać opowieści o dalekich krajach.
Nad pewnym zródłem rósł stary krzew mirtowy, pod którym Ziroonderel siadała w
letnie wieczory, gdy tymczasem jej wychowanek bawił się na trawie. Spotykali wtedy
Otha, który wychodził na polowanie ze swoim niezwykłym łukiem; czasami przychodził
też Threl. I za każdym razem Orion zatrzymywał ich i prosił o jakąś opowieść o lesie. A
wówczas, jeśli to był Oth, kłaniał się Ziroonderel z lękiem w oczach i opowiadał
chłopcu o tym, co zrobił jakiś jeleń. A wtedy Orion pytał go dlaczego. Wówczas na
twarzy Otha pojawiał się dziwny wyraz, jakby łowca dogłębnie przypominał sobie
zdarzenia sprzed wielu lat. Po chwilowym milczeniu Oth podawał starodawną przyczynę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]