[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak... tak, chyba tak, o ile na pewno nic ci nie jest.
- Ależ nie - zaprzeczyła, po czym z jakichś niewyjaśnio-
83
nych przyczyn oboje wybuchnęli śmiechem. Zaraz poczuli się
lepiej.
- Jeżeli masz w butach tyle kamyków, co ja w moich, trzeba
się jakoś z nimi rozprawić - oświadczył Gordon, potrząsając
najpierw jedną nogą w eleganckim półbucie, a potem drugą i ze
skruchÄ… spoglÄ…dajÄ…c na aksamitne pantofelki swojej towarzy
szki.
- Może usiądziesz - rozejrzał się za odpowiednim miej
scem, ale dokoła była tylko mokra od rosy trawa, podniósł więc
walizki i skonstruował z nich coś na kształt fotela. - Teraz
usiądz i pozwól mi się nimi zająć.
Nie zważając na oświadczenia, że może zrobić to sama,
ukląkł na drodze u jej stóp i zaczął niezgrabnie odpinać ma
leńkie guziczki, mocno, ale zarazem delikatnie opierając
zgrabną nóżkę o swoje kolano.
ZdjÄ…Å‚ pantofel i odwracajÄ…c go, wytrzÄ…snÄ…Å‚ kamyki, po
czym sprawdził palcem, czy jakiś uparciuch nie pozostał
w środku. Nieśmiało i czule przesunął dłonią po podeszwie
spoczywającej na jego kolanie stopki w jedwabnej pończo
sze, aby się upewnić, że i ona jest wolna od kamyków.
Próbował przy tym zabawiać Celię rozmową o pogodzie,
pociągu, złośliwych kamykach; czymkolwiek, żeby ta nie
zwykła sytuacja wydawała się naturalna i niewymuszona.
Czuł głębokie zażenowanie z powodu swej podwójnej roli
w tej maskaradzie.
Celia obserwowała go dziwnie poruszona. Coraz bardziej
dziwiła się jego dobroci, a jej uprzedzenia już niemal zniknęły.
Sama nie mogła tego zrozumieć. Podejrzewała, że chciał od
niej czegoś więcej, bo jak dotąd George Hayne nigdy nie był
miły bezinteresownie. Bała się, że niedługo wszystko się
okaże. Z drugiej strony nie wyglądało na to, by ją oszukiwał.
Westchnęła głęboko. Gdyby było prawdą, że jest dobry
i uprzejmy i że nigdy nie pisał tych potwornych listów! Jak
wspaniale mieć kogoś, kto potrafi tak się troszczyć! Wzdycha
jąc przymknęła oczy, a Gordon spojrzał na nią przerażony.
- Jesteś zmęczona! - rzekł, na chwilę zaprzestając zapina
nia perłowych guziczków. - Okazałem się okrutnikiem,
pozwalając ci wysiąść z pociągu.
- Wcale nie - zaprzeczyła, zbierając siły. Nie zepsuje tej
chwili, póki trwa. Było z pewnością lepiej niż w jej wyobraże
niach. - Nigdy sobie nie poradzisz z tymi guzikami - zaśmiała
się, gdy podwoił wysiłki, aby uchwycić maleńkie perłowe
kółeczko i przełożyć je przez aksamitną pętelkę. - Mam w to
rebce haczyk do guzików. Spróbuj.
Wyjęła z torebki mały srebrny przyrząd. Gordon wypróbo
wał najpierw jeden koniec, potem drugi, jednak bez rezultatów.
- Pozwól, że ci pokażę - zaśmiała się powtórnie, zdejmując
rękawiczki. Uchwyciła srebrny haczyk, który błysnął jak prze
latująca przez dziurki błyskawica, w mgnieniu oka radząc so
bie z guziczkami. Gordon obserwował ją z niemym podziwem,
który pochlebiłby każdej dziewczynie. Na minutę Celia zapo
mniała o swoim losie i roześmiała się radośnie. Gordon
nieśmiało zabrał się do drugiego pantofelka.
Kiedy wreszcie pozbierali bagaże i ruszyli drogą do wsi,
czuli siÄ™ jak dobrzy znajomi wybierajÄ…cy siÄ™ razem na piknik.
Gordon wytężył dowcip i intelekt, aby zapewnić Celii roz
rywkę, choć bez przerwy gryzł się w język, gdy zaczynał wspo
minać życie w Waszyngtonie albo jakieś sprawy osobiste, co
mogło sprowokować pytania. Zdecydował, że nie powinien
wyjawiać jej, kim jest, póki nie znajdą się w takich warunkach,
by Celia mogła swobodnie odejść, jeśli taka będzie jej wola.
Musi się o nią troszczyć, dopóki nie będzie mógł jej oddać
w dobre ręce albo przynajmniej dopóki ona nie będzie w stanie
zatroszczyć się sama o siebie. Na pewno lepiej grać dalej tę
farsę, pozwalając jej na domysły aż do momentu, kiedy będzie
mógł wyjaśnić wszystko od początku do końca. Jeżeli będą
mieli szczęście, może uda im się złapać wieczorny pociąg do
Pittsburgha, a wtedy następnego dnia będą w Waszyngtonie.
Gdy dostarczy wiadomość, wszystko jej wyzna. Do tego czasu
musi być ostrożny.
Wesoło wędrowali dalej. Dzięki porannemu powietrzu i wy
siłkowi twarz Celii nabrała rumieńców. Dziewczyna nie była
wydelikaconą pannicą, a omdlenie poprzedniego wieczora było
wynikiem ogromnego napięcia i przerażenia. Piękno poranka
i dobroć Gordona sprawiły, że na chwilę zapomniała, iż wkra
cza w świat strachu i poświęceń.
85
Pora roku - wiosna,
WiosnÄ… wczesny dzionek;
- zacytował Gordon.
O siódmej poranek;
Pagórek zroszony -
- machnął parasolem w stronę wzgórza mieniącego się ty
siącami kropel rosy jak tysiącem świateł.
Zlimak w igłach sosny;
W trzepocie skowronek;
-zawtórowała Celia, nagle wpadając w jego nastrój, i wskazała
wzbijającego się w niebo skowronka, który wyśpiewywał swą
porannÄ… melodiÄ™.
Gordon spojrzał na nią z zadowoleniem. Cieszył się, że cytu
je jego ulubionego poetę tonem, który wskazywał, że też znała
i lubiła Browninga.
Bóg w niebie schowany
Zwiat jest urzÄ…dzony!'
- cichym głosem zakończył Gordon, patrząc jej prosto w oczy.
- Dzisiaj to wydaje się prawdą, czyż nie?
Przez niebieskie oczy Celii przy spotkaniu z brÄ…zowymi
Gordona przebiegł jakiś cień.
- Prawie - wyjąkała niepewnie.
Gordon zapragnął wyjść poza to prawie" i dowiedzieć się,
co miała na myśli, ale zdecydował, że lepiej będzie przywrócić
jej uśmiech i choć na chwilę pozwolić zapomnieć o kłopotach.
Przystanęli na odpoczynek przy strumyku, w cieniu wierzby
płaczącej, której srebrzyste gałęzie dotykały wody. Gordon
ułożył walizki tak, żeby żona mogła usiąść, po czym zszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]