[ Pobierz całość w formacie PDF ]
telefon, a teraz przyjechałaś do szpitala, bo w Bloomingdale jest wyprzedaż albo
zajmujesz się wpisaniem na czarną listę kilku radiowych aktorów, i urządzasz
takie przedstawienie, jakbym był częścią twojego życia. - Raymond mówił z
goryczą. Oczy miał suche i twarde.
- Muszę być oszustką - odparła matka, prostując plecy W jej głosie pojawiły się
stalowe nuty, usztywniając go jak fiszbiny usztywniają gorset. -1 muszę też być
prawdziwa. A także muszę być tarczą i źródłem odwagi dla wszystkich mężczyzn,
których w życiu znałam, włączając w to ciebie, włączając mojego ojca. Na tym
świecie jest pełno oszustwa, walczyć z nim trzeba oszustwem, tak jak stal walczy
ze stalą, a łagodna odpowiedź nie gasi gniewu. - Już nie płakała, teraz była
ostra jak kwas. Jej twarz stanowiła mieszaninę jaskrawych kolorów i faktur,
włosy przypominały stary abażur z frędzlami, a kulka flegmy wciąż odrażająco
tkwiła na policzku, jednak teraz matka była sobą i Raymond poczuł ogromną ulgę.
- Co u Johnnyego?
- W porządku. Przyjechałby ze mną, ale ta komisja prowadząca śledztwo w jego
sprawie skończyła właśnie postępowanie... Och, poczekaj, aż tamten będzie się
starał o reelek-cję. - Głośno kichnęła. - Więc powiedziałam Johnnyemu, żeby
został i dał im popalić. Tobie i tak by się na nic nie przydał, nie rozumiem, po
co w ogóle o niego pytasz, chyba że z jakiegoś powodu czujesz się winny
- Czuję się winny
- O co chodzi? - Nachyliła się lekko, ponieważ informacja to podstawowy składnik
wzmacniający władzę.
149
- O Jocie.
- Kto to jest Jocie?
- Jocie Jordan. Córka senatora.
- A, tak. Dlaczego czujesz się winny?
- Dlaczego? Bo ona myśli, że ją opuściłem.
- Raymondzie! Dlaczego wszystko tak dramatyzujesz? Byliście dziećmi!
- Pomyślałem, że skoro to jest nasze pierwsze spotkanie, odkąd dostałem medal,
odkąd wróciłem z Korei, a byłem tam dwa lata, więc pomyślałem, że skoro ty
udajesz, jakbyś była dwiema zupełnie różnymi osobami, no wiesz, szczerą,
macierzyńską, pełną skruchy, że nasze drogi się rozeszły i byliśmy dla siebie
tacy zimni i obojętni... dlatego wpadło mi do głowy, że zanim okażemy jeszcze
większą szczerość i jeszcze bardziej się znienawidzimy, to powinniśmy może oddać
Jocie szacunek, mówiąc o niej, no wiesz, wspominając jej nazwisko, jak to się
robi ze zmarłymi. - Mówił przez ściśnięte gardło. Jego oczy nie były suche.
Jakby przypomniał jej o czymś, co na początku ją poruszyło, nieoczekiwanie
wybuchnęła płaczem. Od białej ściany za oknem odbijało się cytrynowe światło
słoneczne i niczym ogniki świętego Elma otaczało ten śmiesznie mały zielony
kapelusik na jej głowie, tę aluzję kapelusza wykonaną za siedemdziesiąt dolarów
przez guru estetyki, dzięki któremu kapelusznictwo stało się kamieniem węgielnym
kultury.
- Co się z tobą dzieje, mamo? Załkała.
- Chyba nie płaczesz z mojego powodu? Łkając, kiwnęła głową.
- Ale ze mną wszystko w porządku. Nic mnie nie boli. Naprawdę, wszystko jest
dobrze.
- Och, Raymondzie, cóż mogę ci powiedzieć? Tak wiele trzeba było zrobić. Tak
daleko doszliśmy. Johnny wprowadzi ten kraj na wyżyny dotąd niewidziane w
dziejach. Ale ja
150
muszę prowadzić Johnny ego, Raymondzie. Wiesz o tym. Wiem, że wiesz. Poświęciłam
temu moje życie i wiele, wiele ważnych spraw. Moje życie. Tak po prostu, i
jestem pewna, że gdybym wejrzała w siebie, nie znalazłabym tam nic, czego nie
oddałam tej świętej krucjacie. Teraz muszę stawić czoło temu, że moje życie
potoczyło się zupełnie obok twojego. Nie powiem ci, co matka czuje na tę myśl,
bo nie zrozumiałbyś. Dlatego płakałam. To wszystko. I co z tego? Każdy,
absolutnie każdy człowiek otrze w końcu łzy, a ja nie jestem smutna i niczego
nie żałuję, ponieważ wiem, że to, co zrobiłam i robię, ma na celu największe
możliwe dobro nas wszystkich.
Raymond nie odrywał od niej wzroku, później pomachał z pogardą dłonią,
odpędzając od siebie jej świat, który za bardzo się do niego zbliżył.
- Nie rozumiem ani słowa z tego, co mówisz - powiedział.
- Mówię, że straszne, okropne zmiany zajdą niedługo w tym kraju.
Gwałtownie strzelił palcami w powietrze, nieświadom tego gestu, potem zamknął
oczy
- Ten kraj przejdzie przez ogień, jakiego tu jeszcze nie było - powiedziała
matka cicho i żarliwie. - Wiem, co mówię, bo pojawiły się znaki, a ja znam się
na polityce, która jest sztuką ich czytania. Czas popędzi z rykiem, na ulicach
będzie błyskać światło, Raymondzie. Krew popłynie, kamienie runą, głupcy i
prześmiewcy upadną. Samozadowolenie i pospolitość zostaną przewleczone przez
krew i zamęt na ulicach, aż kraj odzyska nieskalaną czystość, którą miał dawno
temu, kiedy ojcowie założyciele republiki - błogosławieni, po trzykroć
błogosławieni ojcowie - powołali ją do życia. A kiedy ten dzień nadejdzie i
uwolnimy się od śluzu niepamięci, zostaniemy zbawieni od marnotrawnej, złej,
grzesznej, przestępczej, samolubnej zgnilizny, czego może dokonać Johnny i tylko
Johnny, a ty uklękniesz przede mną, będziesz mi dziękował, całował moją dłoń i
rąbek sukni, mnie obdarzysz
151
całą swoją miłością, jak uczyni to reszta wielkiego narodu tej zagubionej i
oślepionej ziemi.
Raymond przykrył dłonią jej dłoń, a następnie uniósł ją do ust. Nagle ogarnęło
go wielkie współczucie dla nich obojga. Nie potrafił pojąć, że jego matka ma
jakiekolwiek uczucia, i to głęboko nim wstrząsnęło.
Dwa dni później, zaraz po obiedzie, który Raymond zjadł w swoim pokoju, z nogą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]