[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niÄ… przez ramiÄ™.
- W żadnym wypadku.
- Nie mów mi. Sama zgadnę. Dziewczyny to lubią.
- Niektóre - przyznał, odczuwając dreszcz rozkoszy na wspomnienie
palców Laurel przesuwających się między długimi pasmami jego włosów i
jej paznokci, drapiących go delikatnie po głowie.
- Byłbyś takim samym przystojnym diabłem, nawet gdybyś miał włosy o
piętnaście centymetrów krótsze - powiedziała babka przymilnie.
Uśmiechnął się zarozumiale.
- To znaczy, że twoim zdaniem jestem przystojny?
- Zadufany w sobie osioł - parsknęła.
- Ale i tak mnie kochasz, prawda?
Westchnęła.
- Wszyscy ciÄ™ kochamy.
- Niezupełnie wszyscy. - Roześmiał się.
- Nie przejmuj się - powiedziała babcia i pocieszająco pogłaskała go po
plecach, a potem wróciła do kuchenki, sprawdzić, jak piecze się chleb,
144
który powoli zaczął napełniać kuchnię cudownym zapachem. - To tylko
kwestia czasu.
Alec popatrzył na babkę, zastanawiając się, czy tak łatwo go przejrzeć. A
może jednak w plotkach o tym, że on i wdowa Bancroft są sobą na serio
zainteresowani, tkwi ziarnko prawdy?
No cóż, jeżeli on sam mógł tak pomyśleć, to aż trudno sobie wyobrazić,
co o nich myślą żądni sensacji mieszkańcy Hillsboro. A co gorsza, w co
już byli w stanie uwierzyć? Chyba lepiej się nad tym nie zastanawiać.
Gdy Alec przyjechał następnego rana do Ivywild, pierwszą rzeczą, jaką
usłyszał, był odgłos walenia młotkiem, dochodzący z tyłu domu. Zostawił
motocykl w zwykłym miejscu i poszedł za tym dzwiękiem.
Okrążył dom i zobaczył Laurel, która z równie wielką energią, jak z
mizernym efektem usiłowała wbić gwózdz w sztachetę. Lecz nie to go
zatrzymało w miejscu. Stanął, bo na jej widok wprost go zamurowało.
Miała na sobie turkusowe szorty z dzianiny, dobraną kolorem koszulkę, a
na nogach sandałki z pasków, tak lekkie, że równie dobrze mogłaby być
boso. I nie nałożyła stanika. Zaplecione w warkocz włosy przerzuciła na
plecy. Sięgały jej prawie do pasa. Spociła się z wysiłku, koszulka
przykleiła się do ciała, przy każdym ruchu odznaczały się pełne, jędrne
piersi. Wyglądała najwyżej na szesnaście lat i tak uroczo, że mógłby ją
schrupać. Alec zrozumiał, że to właśnie jej łaknął przez całe swoje życie.
W końcu zdołał się ruszyć. Podchodził do niej, z każdym krokiem był
coraz bliżej, aż wreszcie stanął za nią.
- Ja to zrobię - powiedział, sięgając po młotek. Krzyknęła i gwałtownie
obróciła się na pięcie. Alec zdążył chwycić młotek, zanim go nim
145
zdzieliła, ale naprawdę niewiele brakowało, by odniósł następne ciężkie
obrażenia. Na przyszłość, dla własnego dobra, będzie musiał być
ostrożniejszy.
Laurel uspokoiła się i westchnęła z ulgą. Zaraz jednak znów się
wyprostowała, a jej oczy zabłysły błękitnym ogniem.
- Co ty sobie w ogóle myślisz, że tak się do mnie podkradasz? - spytała z
gniewem.
- Być może chodzi o to, że chcę cię wyręczyć? - zasugerował. Słowa były
obojętne, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu ani gorącego spojrzenia.
Przez długą chwilę oboje wspominali pocałunki z tamtego dnia.
Wspomnienie to było w ich napiętym milczeniu, w mrowieniu jego
palców i ust, i rozchyleniu jej warg. W końcu Alec oderwał od niej wzrok.
Laurel też popatrzyła gdzieś w bok. Chyba postanowiła, tak samo jak on,
że lepiej nie poruszać tego tematu. Może jeżeli nie posuną się dalej, z
czasem wszystko samo siÄ™ rozmyje.
Jednak gdy odrywał od niej spojrzenie, jego wzrok przesunął się po jej
bluzce. Fatalnie. Ledwo zdołał utrzymać przy sobie ręce, widząc, co
głęboki oddech wyprawia z miękkimi wypukłościami pod leciutkim
materiałem. Włożył jedną rękę do tylnej kieszeni spodni, a drugą z całej
siły zacisnął na trzonku młotka.
- Spodziewałam się ciebie dopiero za godzinę - stwierdziła
oskarżycielskim tonem. - Dlaczego przyszedłeś tak wcześnie?
Alec oczywiście chciał ją zaskoczyć. Wyobrażał sobie, że o świcie
wyjdzie do ogrodu popracować, a potem, w porze jego przyjazdu, wycofa
się do domu. Jednak zdradzanie swych podstępnych knowań nie było w tej
chwili najlepszym pomysłem. Zamiast tego powiedział:
146
- Wczoraj nie przepracowałem całej dniówki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]