[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rola nie wymaga wbijania się w uniform. Wolałbym, żebyś nosiła zwyczajne ubrania.
Poczuła, jak wzbiera w niej złość.
- A ja wolę nosić uniform, który nam obojgu przypomina, że jestem twoją pracow-
nicą. Uważam, że ważną rzeczą jest ustalić pewne reguły, a potem się ich trzymać. Zgo-
dziłam się pracować dla ciebie, więc uważam, że powinnam ubierać się stosownie do
sytuacji.
Rocco przesunÄ…Å‚ wzrokiem po prostej, niebieskiej sukni Emmy, ozdobionej jedynie
elastycznym paskiem, który podkreślał jej szczupłą talię, kobiece biodra i pełne piersi.
Na nogach miała czarne pończochy i czarne buty na płaskiej podeszwie.
- Nie przyszło ci na myśl, że Cordelia być może nie chce, aby cały świat wiedział,
że ma osobistą pielęgniarkę? Moja babcia jest bardzo niezależną osobą. Nie chce, żeby
ludzie myśleli, że nie jest w stanie sama o siebie zadbać.
To, co mówił Rocco, miało sens. Emma zganiła się w myślach za to, że nie wzięła
pod uwagę uczuć swojej pacjentki, skupiając się wyłącznie na sobie.
R
L
T
- Tak, masz rację - przyznała. - Cordelia jednak nie zna nikogo w Portofino. Czyją
opinią miałaby się więc przejmować?
- To kolejny powód, dla którego chciałem z tobą porozmawiać. Planuję wydać ma-
łe przyjęcie, zaprosić znajomych i sąsiadów, by oficjalnie przywitali Cordelię na włoskiej
ziemi. Co sądzisz o tym pomyśle? - Westchnął ciężko. - Babcia wygląda tak krucho. Nie
chciałbym, aby taka impreza była dla niej zbyt męcząca.
- Sądzę, że to świetny pomysł - zapewniła go Emma. - Cordelia często wspomina
przyjęcia, które urządzała w swoim domu, kiedy żył jeszcze jej mąż. Już samo szykowa-
nie się i strojenie byłoby dla niej wielką frajdą. Chętnie jej w tym pomogę.
- Ty, rzecz jasna, również wzięłabyś udział w przyjęciu.
Wyobraziła sobie tłum eleganckich, bogatych gości, w którym poczułaby się nudna
i nieatrakcyjna. Przeraziła ją ta perspektywa.
- To nie będzie konieczne - bąknęła. - Jak sam powiedziałeś, Cordelia nie potrze-
buje mojej bezustannej opieki. Sama da sobie radę na przyjęciu.
- Dio, Emmo, dlaczego muszę z tobą toczyć wieczne bitwy? - rzucił rozdrażniony.
- Jesteś gościem w moim domu i moje zaproszenie obejmuje również ciebie. Nie rozu-
miem, dlaczego ciągle odrzucasz moją... przyjazń. Boisz mi się zaufać. Kto cię tak
skrzywdził? Kto sprawił, że jesteś taka zamknięta w sobie?
- Nikt.
- Doprawdy?
- Jestem pewna, że na czas mojego pobytu w twoim domu możemy opracować
odpowiednie relacje pomiędzy nami.
- Opracować relacje? - powtórzył zdegustowany. Zmierzył ją badawczym spojrze-
niem, żałując, że nie może czytać w jej myślach. - Czy byłaś szczęśliwa z Jackiem?
- Tak, oczywiście.
To była prawda, ale tylko częściowa. Nieświadoma jego zdrad, wierzyła, że jest
szczęśliwa. Wypłynęło kilka spraw, które budziły jej niepokój, na przykład fakt, że Jack
zbyt chętnie rozstawał się z pieniędzmi. Potrafił wydać całą pensję w ciągu jednego po-
południa, kursując od sklepu do sklepu. Tłumaczyła to sobie jego spontanicznym zacho-
waniem, młodzieńczym temperamentem. Nawet w łóżku, gdy Jack często skupiał się
R
L
T
tylko na własnej przyjemności, Emma usprawiedliwiała go zmęczeniem po dniu ciężkiej
pracy. Dopiero po jego śmierci uświadomiła sobie swoją naiwność spowodowaną ślepą
miłością.
- Nie mam nawet odpowiednich ubrań, które mogłabym założyć na przyjęcie. W
Little Copton nikt nie urzÄ…dza cocktail party.
Rocco machnął ręką.
- To nie problem. Portofino słynie z drogich butików. Dziś po południu wybierze-
my się na zakupy. Przypilnuję Holly, kiedy ty będziesz mierzyć sukienki. Nie protestuj -
ostrzegł ją, widząc bojowy błysk w jej oczach. - Przy okazji zahaczymy o port. Holly na
pewno siÄ™ ucieszy.
- Widzę, że już wszystko zaplanowałeś - skomentowała cierpko. - Jak zwykle.
Obróciła się na pięcie, aby wymaszerować z gabinetu, lecz strąciła ręką zdjęcie
stojące na biurku. Spadło na ziemię, lecz szkło się nie rozbiło.
- Och, przepraszam.
Kucnęła, aby podnieść fotografię. Ujrzała na niej dwóch ciemnowłosych chłopców.
Ten starszy to z pewnością był Rocco, wówczas nastolatek, choć, jak nie omieszkała
zauważyć, już wtedy odznaczał się nieprzeciętną urodą. Mniejszy chłopiec był podobny
do Rocca, ale o wiele młodszy.
- Czy twój brat też będzie na przyjęciu?
- Nie.
Zdumiona jego ostrym tonem, spojrzała na Rocca i dostrzegła w jego oczach
dziwnÄ… pustkÄ™.
- Giovanni zmarł tydzień po tym, jak zostało zrobione to zdjęcie.
Była w szoku.
- Przykro mi. Był taki młody.
- Miał siedem lat.
Emma chciała zadać dodatkowe pytania, ale twarz Rocca zamieniła się w kamien-
ną maskę. Pożegnała się więc uprzejmie i wyszła.
Rocco zamknął za nią drzwi, podszedł do biurka i spojrzał na zdjęcie. Minęło już
dwadzieścia lat, a on nadal czuł w piersi ostre ukłucie bólu na myśl o bracie. Wciąż czuł
R
L
T
się częściowo winny jego śmierci. Pomyślał po chwili, że los bywa przewrotny. Stracił
Gia, ale teraz znowu miał brata.
Marco był tak bardzo podobny go Giovanniego. Od razu go to uderzyło, gdy ujrzał
go po raz pierwszy. Obecnie jego przyrodni brat był pełen gniewu i buntu. Rocco jednak
wiedział, że prędzej czy pózniej przekona go do siebie i połączy ich głęboka braterska
więz. Marco potrzebował kogoś, kto zastępowałby mu ojca, a Rocco przysiągł sobie, że
zrobi wszystko, co w jego mocy, aby ofiarować mu swoje wsparcie i miłość.
Zgodnie z przeczuciami Emmy, zakupy okazały się katastrofą. W jednym z buti-
ków ujrzała sukienkę, w której się zakochała, lecz gdy spojrzała na metkę, oświadczyła
stanowczo, że jej nie chce. To była przepiękna, bladoróżowa sukienka z szyfonu, arcy-
dzieło ponadczasowej elegancji, ale kosztowała fortunę. Pomimo zapewnień Rocca, że
cena nie ma żadnego znaczenia, Emma postawiła na swoim. Cofnęła się do poprzedniego
sklepu, na wystawie którego wisiała granatowa sukienka, prosta, praktyczna i w przy-
stępnej cenie. Kupiła ją za własne pieniądze, ignorując krytyczne komentarze i gromiące
spojrzenia Rocca.
Przez resztę tygodnia Rocco codziennie rano wychodził do pracy. Wsiadał do jed-
nego ze swoich luksusowych samochodów i jechał do siedziby Eleganzy w centrum Ge-
nui, kilkanaście kilometrów od Portofino. Wracał dopiero wieczorem, aby zjeść kolację
ze swoją babcią. Nalegał, aby Emma im towarzyszyła przy posiłku, lecz za każdym ra-
zem wykręcała się wymówką, że Cordelia zapewne pragnie spędzić kilka chwil dziennie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]