[ Pobierz całość w formacie PDF ]
świadomy, że chętnie widziałaby mnie jako męża numer dwa. Gdyby zdobyła
bogatego męża i te perły na dodatek, byłaby zachwycona. Więc widzisz, że stanowiłaś
dla niej poważne zagrożenie... Trochę się uspokoiła, kiedy usłyszała, że chcesz
zamieszkać w hotelu. Gdy wróciłem do Wenecji, zrobiłem to, od czego powinienem
był zacząć: przeczytałem pamiętnik cioci Fran. I wszystko stało się jasne. Prawie
wszystko... Gina oczywiście nie mogła się pogodzić z myślą, że perły prawnie ci się
należą. Nie była też zachwycona, gdy odkryła, że mieszkasz tutaj. Zażądała, żebym
natychmiast znalazł ci pokój w hotelu. Nie miałem zamiaru jej słuchać.
Sophia skojarzyła pewne fakty.
- To twoja sprawka! - wykrzyknęła. - To ty odwołałeś moją rezerwację.
Dlaczego?
- Bo chciałem, żebyś mieszkała w moim domu. Krótko mówiąc, chciałem
opiekować się tobą i kontrolować sytuację. Chociaż nie wszystko potoczyło się według
planu. Najpierw Rosa oznajmiła, że byłaś oczekiwana w palazzo, potem wspomniała o
twoim ojcu. Jednak największym problemem okazała się wściekłość Giny. Ten
napastnik w sypialni, który tak cię przestraszył... Uświadomiłem sobie wtedy, do czego
ona zmierza.
- To markiza go tu przysłała?
Stephen pokiwał głową.
- Tak. To nie było trudne do odgadnięcia. Intruz miał klucze. Gina nadal posiada
jeden komplet od czasów, gdy tu mieszkała. Tylko ona mogła je komuś dać...
- Ale co ten włamywacz tu robił?
88
S
R
- Szukał pereł. Miał przeszukać twoje rzeczy. Gina sądziła, że mogłaś przywiezć
ten naszyjnik ze sobą. Nie wykonał zadania, przeszkodziłaś mu swoim powrotem do
pokoju. Wczoraj wieczorem Rosa poprosiła mnie na chwilę w pilnej sprawie. Roberto i
inni złapali mężczyznę, który ukrywał się w ogrodzie. Czekał, aż się ściemni, żeby
ponownie dostać się do twojego pokoju. Zanim tam dotarłem, zdążył się wyrwać i
uciec. Roberto jednak go rozpoznał. To jeden ze służących w Ca' d'Orsini.
Gdy wróciłem, ty zniknęłaś. Zacząłem się niepokoić. Jeden z służących widział,
jak się wyśliznęłaś południowym wyjściem. Mój niepokój wzrósł, bo Rosa powiedziała
mi, że przypadkiem podsłuchała, jak Gina ci groziła. Nie wierzyłem, by miała na myśli
jakieś fizyczne zagrożenie, ale jednak... - Przeczesał palcami włosy. - Nie wzięłaś
torebki, więc nie miałaś przy sobie ani telefonu, ani pieniędzy na taksówkę. To
znaczyło, że spacerujesz nocą sama, a ten człowiek, który nam uciekł, gdzieś może się
czaić. Od razu zorganizowałem poszukiwania. Włamywacz cię śledził, więc dobrze
wiedział, jak wyglądasz. Zapewne wiedział też, że wyszłaś z pałacu. Zgłosił to swojej
szefowej - mieli kontakt przez telefon komórkowy. Dała mu odpowiednie instrukcje:
nadarzyła się świetna okazja, żeby przestraszyć cię tak, byś natychmiast opuściła
Wenecję. - Rysy Stephena stwardniały. - To jest niewybaczalne! Gina kazała mu
wepchnąć cię do kanału. Nie wiedziała nawet, czy umiesz pływać ani czy będzie ktoś
w pobliżu, by ci pomóc... Mogę tylko dziękować Bogu, że usłyszałem twój krzyk.
Gdybym nie wracał z poszukiwań przez campo, mogłabyś utonąć. Dzisiaj rano
poszedłem do Giny i powiedziałem jej... - Urwał, bo Rosa przyniosła tacę z zimnymi
drinkami.
Zebrała puste filiżanki i zawahała się przez chwilę.
Stephen spojrzał na nią.
- Co się stało? - zapytał.
- Nic takiego, signore Stefano. Tylko Roberto przypomniał sobie, że w paczce,
którą zawiózł do Londynu, był też list. Pomyślałam, że powinien pan to wiedzieć.
- Dziękuję, Roso.
Gospodyni odetchnęła z ulgą i odeszła.
- Oczywiście - powiedział Stephen. - Powinienem się domyślić. Roberto zna
tylko kilka słów po angielsku. Jeśli Fran nie zadzwoniła wcześniej do twojego ojca,
musiała napisać list.
Sophia piła powoli sok owocowy i niecierpliwie czekała na dalszy ciąg
opowieści.
- Więc rozmawiałeś dziś z markizą...
89
S
R
- Tak. Początkowo zaprzeczała, że ma coś wspólnego z tym atakiem, ale kiedy
zagroziłem, że pójdę na policję, przyznała się, że tamten człowiek postępował według
jej wskazówek. Przysięgała, że nie chciała, by stało ci się coś złego, on miał cię tylko
przestraszyć. Powiedziała mi też - może po to, bym był zazdrosny - że Giovanni
Longheni, ten, którego po latach spotkała w Londynie, poprosił ją o rękę. Dał jej kilka
dni do zastanowienia. Jeśli ona odpowie: tak, przyjedzie po nią z Kalifornii. Giovanni
to ten człowiek, o którym ci wspominałem. Był bardzo młody, gdy chciał się z nią
żenić. Jego rodzina sprzeciwiała się i chciała zostawić go bez grosza. Gina z kolei nie
mogła znieść myśli, że będzie biedna. Giovanni skończył elektronikę i sam dorobił się
sporego majątku. Pieniądze nie są więc już problemem. W każdym razie Gina nadal
zwlekała z odpowiedzią, mając jeszcze jakieś nadzieje związane ze mną. Rozwiałem je
definitywnie, radząc jej, żeby przyjęła oświadczyny Giovanniego. - Widząc
zaskoczone spojrzenie Sophii, dodał: - Nigdy nie miałem zamiaru poślubić Giny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]