[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak z okazałością i wielką pilnością przygotowywali dlań posługę
świecką, a on ich obdarowywał i sam od nich otrzymywał dary.
Wszędzie jednak towarzyszyli mu urzędnicy królewscy i służba, a
specjalni powiernicy mieli uważać i dawać znać królowi, gdzie gorli-
wiej, a gdzie bardziej opieszale przyjmowano Bolesława. A gdy ktoś
118
go na oczach wszystkich gorliwiej i z większą czcią przyjmował,
mówiono o nim, że jest przyjacielem króla lub że niewątpliwie za-
skarbi sobie tym jego łaskę. Z taką to pobożnością duchową i świec-
kimi objawami czci powrócił Bolesław ze swej pielgrzymki, jednakże
[nawet] wróciwszy do swego królestwa nie wyrzekł się od razu po-
kutniczego trybu życia i stroju pielgrzyma, lecz wytrwał w tym sa-
mym zamiarze pielgrzymowania aż [do chwili przybycia] do grobu
św. Wojciecha męczennika, gdzie miał obchodzić uroczystość Wiel-
kiejnocy. A im bardziej z dniem każdym zbliżał się do stolicy św.
męczennika, tym pobożniej wśród łez i modlitw wędrował boso. Gdy
zaś wreszcie przybył do miasta i grobu św. męczennika, jakże wielkie
rozdał jałmużny ubogim, ileż to ozdób złożył w kościele na ołtarzach!
Dowodem tego jest dzieło złotnicze, które Bolesław kazał sporządzić
na relikwie św. męczennika jako świadectwo swej pobożności i po-
kuty. Trumienka owa bowiem zawiera w sobie 80 grzywien najczyst-
szego złota, nie licząc pereł i kosztownych kamieni, które zapewne
dorównują wartością złotu. W stosunku zaś do swoich biskupów,
książąt, kapelanów i niezliczonych rycerzy tak okazale i hojnie ob-
chodził ową świętą i chwalebną Wielkanoc, że każdy z możniejszych,
a niemal że i pomniejszych otrzymał od niego kosztowne szaty. Od-
nośnie zaś do kanoników św. męczennika, stróżów i sług kościelnych
oraz mieszkańców samego miasta wydał zarządzenia tak szczodre, że
wszystkich bez wyjątku uczcił szatami lub końmi czy innymi darami,
stosownie do godności i stanowiska każdego.
Gorliwe i pobożne dopełnienie tej pielgrzymki nie zatarło przecież
w naszej myśli i pamięci wcześniejszego [od niej] oblężenia i nikt nie
powinien tego uważać za odwrócenie porządku, bo gdybyśmy je wtrą-
cili w środek, tobyśmy sobie mogli zakłócić cały porządek rozpoczę-
tego opowiadania.
119
[26] Pomorzanie oddali Polakom gród Nakieł.
Otóż gród Nakieł, gdzie stoczoną została, jak już wyżej wzmian-
kowano, owa wielka bitwa i skąd wciąż brały początek szkody i nie-
ustanne kłopoty dla Polaków, Bolesław oddał wówczas w posiadanie
wraz z kilku innymi gródkami pewnemu Pomorzaninowi, spokrew-
nionemu ze sobą, imieniem Zwiętopołk, pod warunkiem [dochowania
mu] wierności, polegającym na tym, że nigdy nie miał odmówić mu
swych służb ani [wzbronić wejścia do] grodów pod jakimkolwiek
pozorem. Ale pózniej [Zwiętopołk] nigdy nie dochował zaprzysiężo-
nej mu wierności, nie wywiązał się z przyrzeczonych służb ani [bram]
grodów nie otwierał przybywającym [Polakom], lecz przeciwnie, jak
wiarołomny wróg i zdrajca siłą oręża osłaniał siebie i swoją własność.
Wobec tego książę północny Bolesław, doprowadzony do gniewu,
zwołał oddziały [swych] wojowników i obiegł najpotężniejszy gród,
Nakieł, zamyślając pomścić doznaną zniewagę. Siedząc tam od św.
Michała aż do Bożego Narodzenia i w codziennych walkach usilnie
atakując gród, wszystkie te trudy zupełnie na darmo ponosił, gdyż
wilgotność terenu, pełnego wód i bagien, nie pozwalała prowadzić
machin i przyrządów [oblężniczych]. Ponadto gród był tak dobrze
zaopatrzony w załogę i wszystko, co potrzebne, że przez cały rok nie
można by go zdobyć ani orężem, ani niedostatkiem czegokolwiek.
Sam też Bolesław, gdy został tam raniony strzałą, zapłonął jeszcze
większym gniewem [i pragnieniem], by się pomścić. Przeto Zwięto-
połk przez krewnych i zaufanych Bolesława wciąż zabiegał o pokój
albo jakiś układ, ofiarowując wielki okup wraz z zakładnikami. Zwa-
żywszy to Bolesław poniechał oblężenia i wrócił do domu, wyczeku-
jąc na sposobny czas, by powrócić i pomścić swoją zniewagę, ale
zabrał ze sobą część okupu i pierworodnego jego syna w charakterze
zakładnika.
Jakoż następnego roku, skoro Zwiętopołk nie dotrzymywał zobo-
wiązań ani zawartego układu i nie dbał o bezpieczeństwo syna, nie
kwapiąc się przybyć na umówiony z Bolesławem zjazd i nie myśląc o
tym, by przysłać usprawiedliwienie - Bolesław zgromadził swe woj-
sko i wiarołomnego wroga nawiedził do pewnego stopnia - ale nie
zupełnie - żelazną rózgą. Przybywszy na pogranicze Pomorza, gdzie
niejeden inny książę nawet z dużym wojskiem by się zawahał, Bole-
120
sław pospieszył naprzód z wybranym rycerstwem, pozostawiając
resztę wojska, gdyż powziął zamiar, by nagłym napadem zająć gród
Wyszegrad, jako że grodzianie nie spodziewali się tego i nie ubezpie-
czyli się. Gdy zaś przybyli nad rzekę, która wpadając do Wisły od-
dzielała od nich ów gród leżący w widłach rzecznych, wtedy jedni
zaczęli szybko jeden przez drugiego przepływać rzekę, a drudzy spo-
śród Mazowszan [mianowicie] przybywali Wisłą łodziami. W ten
sposób doszło do tego, że z nieświadomości większe straty poniesiono
w bratobójczej walce, niż wyniosły one w ciągu [następnych] dni
ośmiu przy oblężeniu grodu na skutek działań nieprzyjacielskich. Gdy
się wreszcie całe wojsko zebrało wkoło grodu i przygotowano już
rozmaite przyrządy potrzebne do zdobywania miasta, załoga, obawia-
jąc się uporczywej zawziętości Bolesława wobec wrogów, poddała się
uzyskawszy gwarancję bezpieczeństwa i w ten sposób uniknęła ze-
msty Bolesława i śmierci. Gród ów zajął Bolesław w ciągu ośmiu dni
i przez następne osiem dni pozostał w nim, by go umocnić i [na stałe]
zatrzymać w swych rękach; a pozostawiwszy tam załogę, ruszył
stamtąd i obiegł drugi gród.
Ten gród wszakże zdobył Bolesław z większym trudem i w dłuż-
szym przeciągu czasu, ponieważ ruszywszy do szturmu przekonał się,
że było tam więcej z zawziętszych wojowników, a miejsce samo wa-
rowniejsze. Gdy więc Polacy przygotowali przyrządy i machiny ob-
lężnicze, Pomorzanie [sporządzili] również wszelakie narzędzia
obronne. Polacy wyrównywali doły, znosząc ziemię i drzewo, by po
równym i gładkim podchodzić pod gród ze [swymi] drewnianymi
wieżami - Pomorzanie w odpowiedzi na to przygotowywali sadło i
smolne łuczywa, którymi powoli chcieli spalić owo nagromadzone
drzewo. I tak trzy razy skrycie zszedłszy z murów, spalili grodzianie
wszystkie przyrządy [oblężnicze] i po trzykroć Polacy znów je zbu-
dowali. Tak mianowicie blisko grodu stały drewniane wieże Bolesła-
wa, że grodzianie z wałów walczyli z nimi orężem i ogniem. I gdy
tylko Polacy atakowali gród bronią, ogniem, kamieniami i strzałami,
to tak samo grodzianie wszelkimi sposobami na równi się im odwza-
jemniali. Wielu z Polaków grodzianie ranili strzałami i kamieniami,
jeszcze więcej z grodzian zabijali codziennie Polacy. Poganie bowiem
byli pewni śmierci, gdyby ich gród wzięto szturmem, i dlatego woleli,
broniąc się, ginąć ze sławą niż tchórzliwie nadstawiać [dobrowolnie]
121
karku. Niekiedy jednak zamyślali zawrzeć układ z Bolesławem i gród
poddać, a innym razem prosząc o zawieszenie broni i oczekując po-
mocy, odkładali ten zamiar. Tymczasem Polacy bez wytchnienia czy
opieszałości, choć znużeni tylu trudami i czuwaniami, nie ustępowali,
lecz usiłowali zdobyć gród siłą lub podstępem. Pomorzanie, widząc
niezłomne postanowienie Bolesława, zrozumieli, że żadną miarą nie
potrafią ujść mu inaczej, jak przez poddanie grodu, a w największe
zwątpienie popadali z tego powodu, że od pana swego Zwiętopołka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •