[ Pobierz całość w formacie PDF ]

195
był tak pełen, że czułam się w nim jak intruz. Jak ciemna
chmura na łące pełnej dmuchawców. Nie pasowałam tu:
mogłam przyjechać w gości, ewentualnie przenocować,
ale zostać dłużej? W tym zoo? Nie ma mowy.
- Dzięki, ale chyba pojadę do babci. Stęskniła się
za mnÄ….
Tak... Wtedy wydawało mi się, że moja babcia to milutka,
łagodna starowinka. Nie wiedziałam, jak bardzo się mylę!
Postanowiłam wyruszyć na wieś następnego dnia rano,
żeby nie włóczyć się samochodem pod wpływem wina.
Magda zaprowadziÅ‚a mnie do pokoju, w którym mia­
łam przenocować. Już miała wyjść, pomóc Miśce kąpać
maluchy, gdy przypomniałam sobie o czymś.
- A co z pogrzebem Aysego? - spytałam.
- Jest w przyszłą środę o dwunastej, na Wólce.
- Jedziemy razem?
- Chętnie, będzie razniej - zgodziła się.
- No to wstÄ…piÄ™ po ciebie, jadÄ…c ze wsi, zabierzemy
siÄ™ moim autem.
- Dobra. A potem możemy u mnie zrobić stypÄ™! - za­
proponowała Magda i pospiesznie zniknęła za drzwiami,
bo z łazienki dał się słyszeć huk i pisk - ktoś skądś zleciał.
Zostałam sama.
Nie mogłam do końca w to uwierzyć. Pogrzeb Aysego
- jak to głupio brzmi, pomyślałam.
NaszÄ… pierwszÄ… i jedynÄ… randkÄ™ mogÅ‚am sobie przy­
pomnieć, jakby to było dziś. Miałam wyznać mu swoją
nastoletnią miłość i ledwo oddychałam ze strachu, jak on
to przyjmie. A jeśli mu się nie podobam? Jeśli się zbłaznię?
Boże, jak ja siÄ™ baÅ‚am! ZaprosiÅ‚ mnie do pubu i pomyÅ›la­
łam, że teraz albo nigdy. Ubrałam się wtedy jak idiotka,
w ciasne dżinsy, żeby wyglądać sexy. I potem na bezdechu
siedziałam przy barowym stoliku z nim, przed nami dwa
piwa i świeczka, a ciasne spodnie wbijały mi się w tyłek,
tamując krążenie... Ech, było romantycznie! Do czasu.
196
Bo Aysy mniej się krępował niż ja i zapytał pierwszy.
Mianowicie, co sÄ…dzÄ™ o Oli z pierszej  b"? Bo ona mu siÄ™
strasznie podoba, chciaÅ‚by z niÄ… chodzić, ale nie ma Å›mia­
łości zagadać i czy może ja bym mogła, w jego imieniu,
jako dobra przyjaciółka... Właśnie po to chciał się ze mną
spotkać. Moje za ciasne spodnie sprawiły, że lewa noga
całkiem mi zdrętwiała, ledwo byłam w stanie się podnieść
od stoÅ‚u. Z najwyższym wysiÅ‚kiem, kryjÄ…c rozpacz, obie­
całam mu cienkim głosem, że zobaczę, co się da zrobić.
Nie dopiłam piwa, uciekłam, pełna wstydu. Co by było,
gdybym mu powiedziała pierwsza?! Jaki to byłby obciach!
Dobrze przynajmniej, że się nie wygadałam - pocieszałam
się potem, płacząc przez pół nocy w poduszkę w domu.
I staraÅ‚am siÄ™ zapomnieć o tym, jak Aysy smażyÅ‚ naleÅ›­
niki w górskim schronisku, na wycieczce klasowej. I jak
pięknie grał na gitarze! I jakie miał fajne loczki. Właściwie
mi siÄ™ udaÅ‚o, zapomniaÅ‚am o wszystkim. Pierwsze chy­
bione zauroczenie wywietrzało mi z głowy, porwał mnie
huragan kolejnych nietrafionych miłości. Z perspektywy
czasu wydawało mi się to tak nierealne... Szkoda chłopaka
- pomyślałam z żalem. A potem ułożyłam się wygodnie
do snu.
Następnego rześkiego poranka pożegnałam się z Magdą
i MiÅ›kÄ…. WsiadÅ‚am w samochód i po niecaÅ‚ej godzinie by­
łam na wsi. To całkiem niedaleko! - zdałam sobie sprawę
ze zdziwieniem.
We wsi zwolniłam, patrząc, jak wiele się zmieniło,
odkąd jechałam tą drogą ostatni raz. Przy skrzyżowaniu
z główną szosą dojazdową wyrósł nowy dom z nieotynko-
wanych pustaków. Rozpadającą się kapliczkę pod drzewami
za zakrętem zastąpił wypasiony marmurowy krzyż, a trzy
stare drzewa rosnące niegdyś obok wycięto. Piaszczystą
drogę, którą pamiętałam z dzieciństwa, już kilka lat temu
zastÄ…piono asfaltem. Ale teraz dodatkowo u jej wlotu do wsi
197
ktoś pobudował okazałą hurtownię nawozów sztucznych,
a wjazd na co drugie podwórko był wyłożony czerwoną
kostką bauma. Miejsce, które pamiętałam z dzieciństwa,
zmieniło się.
Im dalej byÅ‚o jednak od głównej szosy, tym mniej krajo­
braz różnił się od tego, który pamiętałam. Tak jakby nitka
komunikacyjna prowadziła nie tylko w głąb płaszczyzny
pól, ale też w głąb czasu. Dom babci stał na końcu wsi,
w pewnym oddaleniu od reszty zabudowaÅ„. Kilkaset me­
trów za ostrym zakrętem, na którym od zawsze straszyła
głowiasta wierzba wypalona piorunem, asfalt się kończył,
a pasiaste czerwono-biaÅ‚e znaki obok przystanku auto­
busowego sygnalizowały, że dalej nie ma już nic, nawet
wrony włączają wsteczny bieg.
Od tego miejsca wiodÅ‚a wÄ…ska, zaniedbana dróżka do do­
mu ukrytego wśród chaszczy czarnego bzu. Przejechałam
nią i zaparkowałam obok bramy na podwórko - była od lat
zamkniÄ™ta drutem splÄ…tanym w kÅ‚Ä…b, zabezpieczenie wy­
starczające, by mnie zniechęcić. Otworzyłam skrzypiącą
furtkÄ™ z zardzewiaÅ‚ych prÄ™tów. Na Å›rodku podwórka po­
rośniętego niską trawą stała babcia i karmiła kury.
Wtedy na jej widok ucieszyłam się i z rozrzewnieniem
padÅ‚yÅ›my sobie w ramiona. PrzywitaÅ‚a mnie ze Å‚zami rado­
ści w oczach. Wydała mi się niższa niż zwykle, ale ciągle
krzepka - czarnowłosa, chuda. Krucha staruszka, do której
tak długo nie miałam czasu się wybrać. Zrobiło mi się miło,
że nareszcie mogę to nadrobić; nacieszymy się sobą przez
ten tydzień z okładem! - pomyślałam.
Teraz wiem, że lepiej się do niej nie zbliżać. Nacieszyłam
się babcinym towarzystwem, a jakże! To była pomyłka,
że tu przyjechałam.
Początkowo nie mogłam się połapać, w co babunia
ze mnÄ… gra. OpowieÅ›ci o zmorach - dobra, może być, inte­
resujące nawet. Próby przekonania mnie, że to nie wymysł
198
agrarnej ciemnoty, a realne zjawiska? Można się pośmiać,
niegrozne. Ale dziś rano babunia stanowczo przesadziła.
I nie ma mowy, żebym tu zostaÅ‚a choć jeden dzieÅ„ dÅ‚u­
żej! Naruszona została moja nietykalność osobista, mój
dobry humor, moja fryzura. Mam tego dość! Garaż Magdy
lub każde inne miejsce na ziemi będą mi bezpieczniejszą
przystanią niż upiorne zadupie z babunią, co na mnie
czyha, gdy i tak mam się czym martwić!
WÅ‚aÅ›ciwie to już wczoraj wieczorem powinnam by­
ła być ostrożniejsza. Ale kto mógł się spodziewać? Tuż
przed snem siedziałam w kuchni pod kaflowym piecem.
Tego dnia huczał w nim ogień, bo, jak mawiała babcia,
 w niepalonym piecu diabeł się lęgnie", i raz na jakiś czas,
mimo lata, spalała kilka szczap. Wieczór był mglisty i czuło
się wieczorny chłodek, zapowiedz zbliżającej się jesieni.
Od paleniska promieniowało przyjemne ciepło. Oparłam
się plecami o lekko rozgrzane kafle i robiłam w myślach
listę zadań na następny dzień. Babcia spoglądała na mnie
czujnie, obracajÄ…c w palcach ziarenka różaÅ„ca i mamro­
cząc pod nosem. Nie miała telewizora, a jej prastare radio
odbierało tylko program pierwszy i miałam go serdecznie
dość. Cisza byÅ‚a nie do zniesienia, nie miaÅ‚am nic do ro­
boty, wszystkie przywiezione czasopisma przejrzałam już
po kilka razy. Koniecznie muszę sobie kupić coś nowego
do czytania, bo umrę tu z nudów! - rozmyślałam. Może
po pogrzebie, zanim pojadÄ™ do Magdy, zahaczÄ™ o jakiÅ›
kiosk? Rozpięłam suwak u spodni, rozluzniłam brzuch,
wyciągnęłam nogi przed siebie. Było mi błogo. A przed
pogrzebem wstąpię do kwiaciarni, wypadałoby mieć jakiś
kwiatek albo znicz. Przydałoby się też kupić jakieś wino,
skoro po południu ma być u Magdy stypa. Może jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •