[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opieka i wsparcie, a ja jestem gotów zaofiarować jej każdą pomoc.
- Ty, mój najbliższy przyjaciel, wykręcisz mi taki numer?
- Nie mieszaj do tego przyjazni. Wykręciłeś już tyle numerów w tak krótkim czasie, że doprawdy nie
wiem, na co liczysz. Mimo to wszystko jest w twoich rękach i tylko od ciebie zależy, w którą stronę
potoczą się losy Anny. Przysięgam, będę stał na uboczu tak długo, dopóki nie przeciągniesz struny.
Potem wkroczÄ™ i rozegram to po swojemu.
Abduh przyglądał się chłopcom z zainteresowaniem. Wtrącali do rozmowy polskie zdania, więc tracił
wątek i nie mógł nadążyć za nimi. Wreszcie Mike wstał, dając sygnał do wyjścia.
- Masz czas do rana. Przemyśl wszystko jeszcze raz i zrób tak, jak ci sumienie dyktuje. Chodzmy spać!
Wyszli na patio. W pokojach profesorów jeszcze paliło się światło. U Rity i Petera było ciemno.
Krzysztof poczuł ukłucie w sercu, ale bez wahania ruszył w stronę drzwi i wszedł do pustego pomiesz-
czenia. List Anny leżał na podłodze. Z koperty wypadło małe kolorowe zdjęcie, którego przedtem nie
zauważył. Była to fotografia jego dziewczyny z małym kociątkiem na rękach. Upozowana na Damę z
łasiczką patrzyła z radosnym uśmiechem wprost w obiektyw. Niesforne włosy jasną aureolą otaczały
jej głowę. Krzysztof usiadł ze zdjęciem w dłoni. Był zagubiony i nie mógł pozbierać myśli. Powróciły
ciepłe uczucia, jakimi obdarzał jeszcze niedawno swoją narzeczoną. Kochał ją nadal, ale nie umiał
wyrzec siÄ™ Rity.
W tym momencie usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zerwał się i otworzył je szeroko. W progu stała
Rita w zwiewnej nocnej koszulce.
- Już o mnie zapomniałeś, mój piękny?
Zanim zdołał odpowiedzieć, wspięła się na palce i zaczęła go czule całować. Chwycił ją w ramiona i
niechcący zaczepił trzymaną w ręku fotografią
o koronkę nocnego wdzianka. Rita odwróciła się
i wyjęła mu z rąk mały kartonik. W chwili kiedy rzucała zdjęcie na biurko, dostrzegła kątem oka twarz
nieznajomej.
- Co to? Twoja dziewczyna? A więc miałam rację. Narzeczona.
- Hm, tak. Narzeczona. Miałaś' rację. I do tego wszystkiego jeszcze jedna rewelacja. Poznasz ją jutro.
Przyleciała do Sany i jedziemy po nią z samego rana.
- Więc to tak? - Rita podeszła do łóżka i odsunęła prześcieradło. - Kochasz ją?
- Sam nie wiem.
- A mnie kochasz?
- Przecież wiesz o tym lepiej niż ja sam.
- Więc gdzie problem? Powiesz jej, jak sprawy stoją, i niech wraca do Polski albo zajmie się Mike'em,
Abduhem czy ja wiem zresztą kim. Profesorowie też są do wzięcia. Wystarczy tylko trochę koło nich
pochodzić.
- Przestań, to nie pasuje do Anny.
- Panienka z dobrego domu, prawda? Ja też jestem z dobrego domu, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Wiem, jak się zachować w towarzystwie. I będę o ciebie walczyła, nie przebierając w środkach. Jeśli o
to chodzi, to niech szlag trafi wszystkie dobre maniery. Jesteś mój i z nikim nie zamierzam się dzielić.
Chodz tu, stań koło mnie i przytul mnie mocno. Ty kochasz mnie, a ja ciebie i wszystko inne nie ma
żadnego znaczenia. Pozwól sprawom toczyć się własnym torem.
- Gdzie byłaś przed chwilą?
- Jak to gdzie? Pod prysznicem. Jesteś zazdrosny, mój piękny? O wodę, która spływała po moich pier-
siach? Nie musisz, chociaż to pięknie brzmi.
- Nie o to chodzi. Wdzięczyłaś się do Petera przez cały wieczór. Na mnie zupełnie nie zwracałaś
uwagi. Jakbym dla ciebie był powietrzem. Co mam o tym wszystkim myśleć?
- Daj spokój. Musisz mieć do mnie zaufanie. Od razu zauważyłam, że coś się dzieje za naszymi pleca-
mi. Mnie przydzielili do Petera, a ciebie do Shariffa. Wiem, co to znaczy. Jesteśmy na zakręcie. Albo
ty, albo ja, albo oboje jednocześnie stracimy robotę. Mówię, jak jest. Nie mogę sobie pozwolić na taki
numer. Potrzebuję pieniędzy. A przy okazji nie chcę stracić kontaktu z tobą. Jeżeli teraz wyślą cię do
Polski, to możemy się nigdy więcej nie zobaczyć. Rozumiesz? Więc muszę myśleć za nas dwoje i grać
wyznaczonÄ… mi rolÄ™.
- To jeszcze nie powód, żeby...
- Milcz! Ani słowa więcej.
- Będziesz adorowana dzień i noc przez Petera, a od czasu do czasu...
- Przestań! On najwyżej może mnie potrzymać za rękę albo pogłaskać po włosach. Nic więcej. To
przecież tak niewiele znaczy.
- Dla mnie znaczy więcej, niż myślisz. Dostaję furii na myśl o tym, co się dzieje, kiedy siedzisz w jego
pokoju. Przecież to wariat. Sama widziałaś. I to podkreślanie wyłącznego prawa do ciebie. On robi ze
mnie idiotę i śmieje mi się prosto w nos. Miałbym
ochotę zmiażdżyć go jednym ciosem, tak żeby została z niego tylko mokra plama.
- Nie masz powodu do zazdrości. Ani powodu, ani prawa do wypominania mi tych niewinnych
gestów. Skup się teraz na czym innym. To ja powinnam być zazdrosna o ciebie. Jutro przyjeżdża twoja
narzeczona. Jak mam się czuć w tej sytuacji? Jeżeli jesteś ze mną, będę o ciebie walczyła. Nie ustąpię.
Więc jak, jesteś ze mną?
- Chcę być z tobą. Bardzo chcę być z tobą, ale nie chciałbym zranić Anny. Nie wiem, jak to zrobić.
- Zostaw to mnie, chociaż ty też masz tu pewną rolę do odegrania. Musisz to jej powiedzieć. To twoja
sprawa, a ja zatroszczÄ™ siÄ™ o resztÄ™.
Długo jeszcze omawiali strategię działania na najbliższe dni. Krzysztof uspokajał się i coraz bardziej
nabierał pewności siebie. Teraz już wiedział, że tylko Rita może mu zaofiarować silne wsparcie i ten
szczególny rodzaj bezpieczeństwa potrzebny każdemu, kto nie jest pewien własnych uczuć. Zmęczeni
rozmową i spokojni o najbliższą przyszłość zasnęli około północy.
Z samego rana Rita ukradkiem wymknęła się z pokoju Krzysztofa tuż przed przyjściem Mike'a.
Abduh wcześniej niż zwykle przygotował śniadanie i już biegał wokół samochodu, którym mieli
wyruszyć w drogę. Włożył czystą galabiję, w której prezentował się znakomicie. Widać było, że chce
zrobić na swojej rodzinie jak najlepsze wrażenie.
W drodze do Sany usiłował zabawiać pasażerów rozmową, ale chłopcy milczeli i odpowiadali tylko
półsłówkami. Kiedy już widać było miasto, Krzysz-
tof zamilkł zupełnie. Był blady mimo opalenizny i wyraznie wytrącony z równowagi. Opracowana
nocą przy pomocy Rity strategia teraz straciła swój wdzięk i chłopak czuł się bardziej zagubiony niż
poprzedniego dnia.
Auto skręciło w ulicę, przy której stał hotel. Przed wejściem spacerowała Anna w białej sukience.
Trzymała w ręku torbę z lnianego płótna. Jasne włosy wymykały się spod kapelusza. Wyglądała
wyjątkowo świeżo i ładnie. Kiedy dostrzegła chłopców, jej twarz rozświetlił radosny uśmiech. Biegła
na spotkanie lekko, niemal unosząc się w powietrzu. Najpierw padła w ramiona Krzysztofa, który
przytulił ją do siebie i zza pleców dziewczyny spoglądał bezradnie na przyjaciela. Potem serdecznie
ucałowała w policzek Mike'a i pozdrowiła Abduha.
Zgodnie z obietnicą wysłali Jemeńczyka do jego rodziny, a sami ruszyli na poszukiwanie kawiarenki.
Mike powiedział, że ma coś ważnego do załatwienia na mieście i zostawił ich sam na sam przy kawie
i miejscowych ciasteczkach.
- Tęskniłam. - Anna wyciągnęła rękę przez stół i dotknęła dłoni Krzysztofa. - Nie mogłam się docze-
kać. Co tu się dzieje?
Chłopak znów zaczął opowiadać o niebezpieczeństwach, jakie zagrażają wszystkim uczestnikom
wyprawy, Anna słuchała z zainteresowaniem, ale nie wyglądała na przestraszoną, zaczął więc
opowiadać o ludziach, każdemu przypinając jakąś łatkę. Wyglądało na to, że wszyscy są złośliwi,
niekoleżeńscy, niesprawiedliwi i nieznośni. Atmosfera w bazie okropna, a na zewnątrz banda
niebezpiecznych szaleńców.
- Chcę być przy tobie, Krzysiu. Trzymając cię za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •