[ Pobierz całość w formacie PDF ]
płaszczem swoim okryła i stare kości ocalały.
Dużo ludu zginęło? zapytał Wizun.
Dużo? Tyle, ile go było... Zginęli wszyscy... Widziałam trupa tej,
co wczoraj była dziewczyną, a umarła oczepiona!... Oszczep jej w pier-
si wbili. Zginął młody, poginęli drużbowie, drużki, do psa wybili
wszystkich do nogi.
Potrząsała głową starucha, patrząc w ziemię i ocierając twarz zmo-
kłą. Spalone chaty?
W popiele wszystko... w popiele... Krukom biesiada, a ludziom
żałoba i łzy westchnęła.
Pociągnęli dalej? pytał Wizun.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
38
Nato pytanie Jaruha nie umiejąc odpowiedzieć zrazu, palcem się
zaczęła bić w czoło sama z sobą biedujące, aby myśli zebrać rozprzę-
głe.
Leżałam zabita na ziemi, gdy mnie %7ływie płaszczem swym
odziało... nie widziałam nic, nie dyszałam nic... Szumiało długo koło
mnie, deptali nogami. Czekajcie!... cóż się stało?... Ha! nad ranem, nad
ranem coś ich nastraszyło.
Bogunki i wodnice występować zaczęły z jeziora, wiatr zadął i pę-
dził ich precz... Ruszyli się, zawyli i dalej z łupem pociągnęli, a trupy
zostawili na brzegu. O! trupy bielejÄ… jak kwiatki wiosnÄ… na Å‚Ä…ce... Po-
szli, poszli już ich nie ma, ale któż wie, czy nie wrócą?
Wizun lżej trochę odetchnął, lecz czy starej Jaruże, której się w
głowie mieszało, uwierzyć było można?
Pytana, coraz inaczej rozpowiadała... Potem i głosu jej zabrakło,
siadła na trawie przy drzewie, głowę o pień oparła, twarz płachtą przy-
kryła i usnęła. Tymczasem i drugi czółen nadpływał. Wiózł on starego
parobka, który w trzcinach się schowawszy, po szyję w wodzie stojąc
do rana, dopiero o brzasku znalazł łódkę jakąś, by na niej do ostrowu
dopłynąć.
Ten opowiadał, że Pomorcy złupiwszy i spaliwszy okolicę, nastra-
szeni jakąś wieścią w nocy im przyniesioną, nazad do swoich lasów
pierzchnęli. Słyszał on, że tratwy i czółna wiązać chcieli, aby się dostać
na Lednicę po skarby, ale ich spłoszył goniec, który od granicy bieżał.
U jeziora nie zostały w istocie tylko popioły i gruzy a stratowana zie-
mia i nie pogrzebane trupy.
Uspokojony, poszedł Wizun do chramu i do swojego chorego, ale
ten spał jeszcze a dobudzić się go było trudno. Stary więc nagoto-
wawszy strawy siadł czekać, ażeby sam z tego snu wyszedł. Niekiedy
tylko rękę mu kładł na czole i sercu, czoło było gorące i serce biło ży-
wo. Rany się pozamykały i przyschły.
Z południa ciężkim westchnieniem zbudził się Doman, chciał pod-
nieść nie mógł, nie wiedział, gdzie był, i dopiero Wizuna mowa pa-
mięć mu z wolna przywróciła. Ten jeść i pić kazał mu nie pytając już o
nic a po wypoczynku dopiero usta otworzyć pozwolił.
Jak przez sen pamiętał Domen wesele swoje popłoch nagły,
ucieczkę z Milą, pogoń za sobą, śmierć dziewczęcia, potem niewolę
.znęcanie się, ostatni wysiłek dla ocalenia i walkę z wodą, którą choć
osłabły potrafił zwyciężyć, dostając się do ostrowu. Przypomniał sobie,
jak w gorączce rozpaczliwej bronił się śmierci, zdrętwieniu, jak fale
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
39
unosiły go i rzucały, jak tonął i dobywał się z topieli, aż nareszcie u
brzegu ujrzał nad sobą znaną twarz starego Wizuna... O smutnym we-
selu swym Doman mówić nie umiał. Wizun nie chciał słuchać.
Wydychaj no chorobę, sił nabierz rzekł Wizun potem na koń
wszyscy i Pomorcom dać naukę!
My dziś pszczoły w ulu bez macierzy, nie ma prowadzić, nie ma
kazać komu, zginiem, gdy tak potrwa dłużej!
Leszków nie chcieli niech wezmą, kto z brzegu, bez głowy się nie
ostaniemy. Wyrocznie rzekły: wybierzcie małego, wybierzcie pokorne-
go, ubogiego wybierzcie... Ani tego dnia, ani następnego Doman po-
wstać nie mógł, paliło go pragnienie, snem gorączkowym usypiał, bu-
dził się z krzykiem i drzemał znowu.
Wizun przychodził, przesiadywał, oddalał się. Dwa razy, gdy spał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]