[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim o wykluczenie spotkania z miejscową milicją, Wagner miał również zadzwonić do portiera w
momencie, gdy Braun zamykać będzie drzwi wyjściowe prowadzące do biblioteki. Gdyby doszło do niepo-
żądanego spotkania z dozorcą, Braun wezwać miał wówczas do pomocy Wagnera.
. Wszystko jasne mówił z zadowoleniem Wagner. W ciągu godziny obraz będzie nasz. Nie
przewiduję więkSzych komplikacji. Gdyby nie ten przeklęty stróż, wszystko byłoby proste.
Jak sądzisz zapytał Braun czy w związku z ekspozycją obrazów nic zdecydują się na dodat-
kowe środki ostrożności?
Wszystko możliwe, ale nie sądzę. Prawie za tydzień otwarcie. Od poniedziałku muzeum przez kilka
dni będzie nieczynne... Niby mogliby zdążyć, ale to mało prawdopodobne. Zresztą... będziemy na otwarciu,
to się zorientujemy
Musimy przecież zobaczyć ten obraz zaśmiał się Braun. Pozostaje nam zadzwonić do Getlera i
umówić się z Dragonem po odbiór kopii.
A co zrobimy z resztą czasu? Na razie żyjemy, jak mnichy, robota, spanie. Rozumiem, że w na-
szym interesie nie trzeba się w tej mieścinie zbytnio rzucać w oczy, ale...
%7ładne ale" przerwał mu Wagner. Jeszcze dziś załatwię telefony, a już jutro o tej porze
idziemy ostro w gaz. Tani kraj, a poza tym sporo tu ładnych dziewcząt.
*
* *
Telefon Wagnera wprowadził Dragona w nastrój podniecenia. Nic potrafił znalezć sobie miejsca, ezę-
sto zaglądał do pracowni, próbował ponaglać Sobolewskiego, który zapewniał, że skończenie obrazu to
kwestia kilku dni. Niby wszystko było gotowe. Sam obraz Mecenas ocenił jako udany. Do złudzenia przy-
pominał oryginał z Muzeum Narodowego. Tylko wprawne oko znawcy mogłoby znalezć różnice w niektó-
rych fragmentach płótna. Różnice dotyczyły głównie sposobów prowadzenia pędzla, choć te Sobolewski
ćwiczył z zadziwiającym samozaparciem. Potrafi! kilkadziesiąt razy powtarzać ten sam ruch pędzla, za każ-
dym razem dobierając odpowiednią porcję farby. Dragon wraz z Karczewskim niejednokrotnie podpatrywali
pracę Sobolewskiego. Byli pełni podziwu, choć nie zdradzali swego uznania. Nie dziwili się też, że Student
zużywa tak dużo farby. Teraz jednak nie kryli swego zniecierpliwienia.
Termin upływa, a pan muska i muska to płótno niecierpliwi się Dragon. Jak tak dalej pójdzie,
to całą robotę cholera wezmie, bo nie zdążymy tego postarzyć.
Karczewski wtórował mu w tych połajankach, choć Student wyrazcie dawał mu do zrozumienia, żeby
się nie wtrącał:
Kolorów nie rozróżniasz, a głos zabierasz. Po takim wstępie dochodziło zazwyczaj do ostrzejszej
wymiany zdań. Konflikt zażegnywał Dragon, Kończyło się to lampką koniaku, podczas której Sobolewski i
Karczewski milczał, słuchając dobrych rad zadowolonego z siebie Mecenasa.
Panowie, nie ma co odświeżać dawnych uraz. To do niczego nie prowadzi.
W gruncie rzeczy cierpkie uwagi pod adresem Karczewskiego sprawiały mu miłą satysfakcje. Cenił
tego człowieka za spryt i operatywność, ale nie łudził się, że w branży, w której przyszło mu pracować, jest
dyletantem. Odkrycie Studenta było wyłączną zasługą Karczewskiego. Tym bardziej cieszyły Dragona złe
stosunki miedzy nimi. Sobolewski był złotą żyłą, którą należało umiejętnie eksploatować. Zamówienia za-
granicznych odbiorców wzrastały. Od czasu do czasu zdarzały się takie zamówienia, jak ostatnie... Nigdy
nie mówiono, dlaczego cena jest tak rażąco wysoka w stosunku do zamówienia zwykłego, ale każdy wie-
dział, co się za tym kryje. Płacono za milczenie i za tzw. ryzyko. Wpadka Getlera bądz jego ludzi mogła
ściągnąć na głowę Dragona wiele nieprzyjemności i to usprawiedliwiało wysoką cenę, jaką płacił za obraz.
A poza tym całą sprawą interesował się Max. Getler płacił, ale i wymagał. Wiedział o tym dobrze Dragon i
dlatego tak bardzo zależało mu nie tylko na solidnym wywiązaniu się z przyjętego zamówienia, ale i z do-
trzymania terminu.
Ile czasu zajmie panu spatynowanie obrazu? spytał Dragon.
To najtrudniejsza robota odpowiedział Student. Nawet przy najlepszych grzałkach" ryzyka
nie da się wykluczyć. Małe przegrzanie zamiast spodziewanych pęknięć może skończyć się zniszczeniem
kopii.
Są przecież inne metody.
Można patynować popiołem i sadzą z odrobiną mleka. To jest pewniejsze, ale nie daje takich efek-
tów.
A tusz? wypytywał niecierpliwie Dragon.
Sądziłem, że tusz będzie tu niepotrzebny!
Jak to? zdziwił się Dragon.
To jest dobre dla autentyków" znajdowanych na strychach, a nie w Muzeum Narodowym zakpił
Student. Odpada również żelatyna. Można jeszcze podrobić pęknięcia.
Pan to potrafi głos Dragona odzyskał pewność siebie.
Można spróbować. Sądzę, że jest to najpewniejszy sposób.
Ile czasu zajmie to panu?
Tu nie o czas chodzi. Niech pan załatwi na jutro szkło powiększające. Możliwie jak największe.
*
* *
W umówionym dniu do domu Dragona przybył Wagner z Braunem. Czekała ich niespodzianka. W sa-
lonie oprócz gospodarza był Karl Getler. Chwilę trwało powitanie połączone ze zwyczajną w takich oko-
licznościach wymianą zdań. Dragon robił wszystko, by wieczór upływał w dobrym nastroju. Nie brakowało
trunków. Stoi z zakąskami niemal uginał się od kawioru, za którym przepadał Getler. Gdy fala pierwszego
podniecenia opadła, rozmowa przeszła na tematy bardziej związane z celem wizyty. Pierwsze skrzypce grał
Getler starając się udowodnić swoją kompetencję i fachowość. Dla Dragona był to sygnał, że należy przejść
do najważniejszego punktu wieczoru. Przeprosił zebranych, po czym wrócił niosąc ze sobą obraz. Zapalono
[ Pobierz całość w formacie PDF ]