[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śle chorą nogę. Wybaczy pan, ale tak jest mi wygodniej. Schodząc po schodkach z samolotu, potknęłam
się i upadłam trochę niefortunnie. Może się pan czegoś napije? Proszę się obsłużyć samemu. W lodówce jest
woda mineralna i cola.
Nie, dziękuję bardzo i przepraszam panią, że nie zważając na jej niedyspozycję, prosiłem o rozmowę.
Ale sprawa jest dla mnie pilna.
Wzruszyła ramionami.
Dla mnie już nie, ale rozumiem pana i proszę o pytania.
Kapitana zaskoczyły jej słowa.
Zadam więc pierwsze pytanie. Jak mam to rozumieć, że dla pani sprawa nie jest już pilna?
Bo się skończyła. Nowicka nie żyje odpowiedziała spokojnie. I nic już nie można zmienić
dodała.
Zmienić nie - odrzekł kapitan. Ale ja prowadzę w tej sprawie dochodzenie i chciałbym znać
wszystkie szczegóły dotyczące śmierci Krystyny Nowickiej. Chętnie wysłucham tego, co pani wiadomo na
ten temat.
Proszę więc pytać. Odpowiem panu na wszystkie pytania, jeśli oczywiście będę umiała.
Wiem, że Nowicka poprosiła w samolocie o szklankę wody zamiast kolacji. Pani prośbę tę spełniła.
Czy tak?
Tak skinęła głową.
Czy wówczas Nowicka objawiała jakiś niepokój? Czy nie wyglądała na osobę zmęczoną, chorą?
Nie. Wyglądała tak jak większość turystów, którzy wracali zadowoleni po urlopie spędzonym nad
Morzem Czarnym.
A kiedy samolot lądował i Nowicka nie reagowała na budzenie, co pani wtedy spostrzegła i jaka była
pani reakcja?
Spostrzegłam po prostu to, na co czekałam. W pierwszym odruchu chciałam ją nawet ratować, ale się
opanowałam. Trochę mnie to kosztowało, zanim podjęłam tę decyzję... Ciężko było mi się wtedy zdobyć na
to, nawet bardzo ciężko wtórzyła ale nie mogłam inaczej. Zresztą i tak na ratunek za pózno. Kapitan
zacisnął zęby. Cynizm Stawskiej przeraża! go. Nie rozumiał, dlaczego poddawała się tak biernie, bez jakiej-
kolwiek próby obrony.
Czyli, że pani przyznaje się do otrucia Nowickiej?
Panie kapitanie roześmiała się po cóż ta zabawa w ciuciubabkę i stawianie tych pytań. Czy wy-
rażam się niejasno?
Aż nazbyt odparł.
Och! jęknęła nagle noga mi coraz bardziej dokucza, a poza tym nie spałam już przeszło dobę,
pozwoli pan, że się ułożę trochę wygodniej.
Nie rozumiem pani postępowania kapitan zaczął żałować, że na rozmowę ze Stawską przyszedł
sam.
Był pan przecież w Aodzi u doktora Wiśniewskiego a ja zwykle dzwonię do mamy zaraz po powro-
cie z każdego rejsu. Wiem wszystko i doszłam do wniosku, że chociaż byłaby to zbrodnia doskonała, bo
nigdy byście mi nie udowodnili niczego, to jednak dłużej żyć nie mogę. Proszę się nie trudzić ratowaniem
mnie. Wiedziałam, ile zażyć ,,szczęśliwej śmierci". Zużyłam cały zapas, to będzie już koniec tej...
Nie dokończyła, bo głowa opadła jej na poduszkę. Zaczęła tracić przytomność.
Zawadka wezwał z radiowozu sierżanta i zatelefonował pod numer centrali szpitala na Wolskiej.
Po chwili w słuchawce odezwał się doktor Otwinowski.
Panie doktorze kapitan mówił szybko mam tu na Hożej nowy przypadek szczęśliwej śmierci".
Może pan przyjechać?
Jadę natychmiast odrzekł lekarz, Zawadka podał mu dokładny adres i odłożył słuchawkę.
Podszedł do tapczanu. Stawska leżała nieruchomo, była blada. Wyglądała jakby pogrążona we śnie. Ka-
pitan patrzył bezradnie. Cóż on mógł w tej chwili zrobić? Na stoliku nocnym obok tapczanu leżały dwie
koperty. Jedna zaadresowana do matki, druga do milicji.
W liście do władz przyznawała się w krótkich słowach do otrucia Nowickiej. Po chwili wahania Zawad-
ka otworzył list do matki. Ewa wyjaśniała w nim motywy swego postępowania. Pisała:
Mamo, moja kochana. Przed Tobą muszę przede wszystkim usprawiedliwić się z tego, co uczyniłam.
Kiedy umierał mój najukochańszy brat, a Twój syn, poprzysięgłam zemstę. Czytając jego pożegnalny list
pełen bólu, a zarazem wychwalający tego potwora pod niebiosy, postanowiłam, że ona też żyć nie będzie. Z
tym zamiarem ukryłam wtedy resztę trucizny, choć nie zdawałam sobie sprawy, jak to zrobić. Mijały lata,
ale ból nadal dokuczał. Sama wiesz, jak nie mogłam się zdobyć na ułożenie sobie życia. Nie mogłam odejść
od tamtych chwil i wspomnień, jakie pozostały w mym sercu po utracie ukochanego Zbyszka.
I otóż nagle przypadek, a chyba nie tylko przypadek, lecz przeznaczenie sprawiło, że spotkałyśmy się.
Nie poznała mnie. Byłam wtedy zresztą znacznie od niej młodsza. Na widok Nowickiej odżyły wszystkie
dawne bolesne przeżycia i myśli. Ale gdy ją ponownie zobaczyłam na plaży- w Bułgarii, roześmianą, szczę-
śliwą, w towarzystwie adorujących ją mężczyzn, przestałam się wahać... Postanowiłam, że umrze od tej sa-
mej trucizny, od której zginął mój brat. Chociaż zdawało mi się. że i tak jestem wspaniałomyślna zadając jej
tak lekką śmierć... Po tym, co zrobiłam, uzmysłowiłam sobie, że jestem zbrodniarką.
A kiedy zaczęło podejrzewać, że Nowicką otruła Bogu wiana pilotka grupy, którą tamta także kiedyś
skrzywdziła, byłam już pewna, że nie mogę żyć dłużej, że nie potrafię znieść ciężaru zbrodni, jaką popełni-
łam. I chcę Cię zapewnić, że niezależnie od wszystkich ustalonych okoliczności i informacji, które zdobyła
milicja, nikt nie byłby w stanie udowodnić mi tego czynu. Nie mogłabym jednak patrzeć spokojnie na Cie-
bie ani na innych ludzi. Wybacz, moja kochana Mamo, że odchodzę od Ciebie w tak okrutny sposób i bez
pożegnania. Ale nie miałabym siły, by znieść Twoje mądre spojrzenie i sprawić Ci jeszcze większy ból,
umierajÄ…c na Twoim ramieniu. Ewa".
Kapitan spojrzał na leżącą, dziewczynę. Twarz jej była pogodna. Stojący obok sierżant chrząknął i po-
wiedział:
A może my sami odwieziemy ją do szpitala? Nim kapitan zdążył odpowiedzieć, w drzwiach ukazał
się zdyszany doktor Otwinowski. Za nim podążali sanitariusze z noszami. Lekarz pochylił się nad leżącą i od
razu wydał dyspozycję:
Szybko do szpitala. Widząc zaś pytający wzrok kapitana dodał; Znów ta okropna trucizna. Stan
ciężki, ale nie traćmy nadziei.
Pobiegł za sanitariuszami znoszącymi Stawską po schodach. Z sąsiednich mieszkań zaczęli wyglądać
lokatorzy ciekawi, po kogo przyjechała karetka pogotowia. Byli poruszeni widząc na noszach Ewę Sławską.
Co jej się stało? odezwała się korpulentna kobieta patrząc podejrzliwie na nie znanych jej męż-
czyzn. Jeszcze rano widziałem ją zdrową, jak szła na górę z zakupami.
Kapitan na widok tych ludzi natychmiast ochłonął.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]