[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dotyczyło. Nie zamierzała jednak na niego naciskać.
– Myślisz, że powinniśmy znów podjechać po two-
ją mamę? – spytała, celowo zmieniając temat.
Mitch przymknął oczy.
– Nie sądziłem, że zjesz wszystko.
Anna odczekała chwilę, ale nie odezwał się. To
unik, czy trudno mu się przełamać?
– Jestem gotowa do wyjścia – odezwała się w koń-
cu. – Czuję się trochę zmęczona. Chyba się w domu
zdrzemnę.
– Moment. – Wziął głęboki oddech, po czym po-
woli wypuścił powietrze i otworzył oczy. Wzrok miał
nieobecny, być może stawiał właśnie czoło czemuś,
czego od dawna unikał.
– Nie musisz – rzekła cicho.
– Owszem, muszę. – Omiótł ją wzrokiem. – Powie-
działbym ci o tym, nawet gdybyś nie zjadła całego
hamburgera.
– To cios poniżej pasa! – Anna roześmiała się.
– Czasem trzeba wypełnić swą powinność. – U-
śmiechnął się dobrodusznie. – W każdym razie, kie-
dy Izzy mówiła, że jestem do niej podobny, do pew-
nego stopnia miała rację. Całe życie stara się na-
prawiać świat i pod tym względem ją przypominam.
Dlatego wybrałem medycynę. Sądziłem, że praca z lu-
dźmi takimi jak ty to moje powołanie. – Na chwilę
NAGRODA DLA WYTRWAŁYCH
95
zamilkł, wzruszając ramionami. – Wierz mi lub nie, ale
większość pacjentów mi ufała. Przychodzili do mnie
i oczekiwali, że ich wyleczę, że dokonam cudu. Cza-
sem tak było, a czasem nie. Czułem się bezradny, nie
mogąc im pomóc, i za dużo kosztowało mnie, żeby
poinformować ich, że nie mieli szczęścia.
– Przykro mi – wyszeptała Anna. Chciała wziąć go
za rękę, wesprzeć go, jak to wielokrotnie robiła z pac-
jentami. Jednak wzrok Mitcha był bardzo odległy, za-
gubiony. Wiedziała, że żadne słowa nie pomogą.
– Dlatego odszedłem. Ten chłopiec miał dziewięć
lat, taki słodki dzieciak. Uwierzył, że go wyleczę, a ja
mu obiecałem, że takbędzie. – Z jego ust wyrwało się
gorzkie, bolesne westchnienie. – Lekarz nigdy nie
powinien składać takich obietnic. A ja ją złożyłem,
naprawdę w nią wierząc.
– Co mu było?
Mitch wreszcie podniósł wzrok na Annę.
– Pijany kierowca potrącił go przed jego domem.
Wjechał na chodnik w samo popołudnie. Na początku
sądziłem, że wystarczy operacja, ale się pomyliłem.
Kiedy mu powiedziałem, że jest sparaliżowany, po
prostu uśmiechnął się i odparł: ,,Nie ma sprawy,
doktorze’’. Ale ja złamałem obietnicę...
– Więc odszedłeś.
Przytaknął, odwracając twarz w kierunku okna.
– Twarda rzeczywistość: nie mogłem robić tego, co
chciałem, czyli leczyć ludzi, którzy tego ode mnie
oczekiwali.
– A twoje sukcesy się nie liczą? – Wiedziała, że
stracił do tego serce. Na tym polega różnica między
nimi: ona przez te wszystkie miesiące wciąż kochała
96
DIANNE DRAKE
swoją pracę. Pragnęła wrócić do szpitala bardziej niż
czegokolwiek innego, dlatego trudno jej było zro-
zumieć, że ktoś mógł dobrowolnie zrezygnować z ro-
bienia tego, co ukochał. Mitch nie stracił serca do le-
czenia, ale miał je złamane. Niewykluczone, że z cza-
sem ta rana się zagoi. Lub nie.
– Jakie sukcesy? – Gorzko się roześmiał. – Jesteś
dobra, ale nie jako mój psychiatra. Nie da się zbilan-
sować ich z porażkami. Jeden mały chłopiec, który już
nigdy nie zagra w piłkę, wymazał całe pasmo suk-
cesów. Owszem, liczą się, ale porażki cię zżerają:
zastanawiasz się, czy mogłeś coś jeszcze zrobić.
– Lanli mówiła, że jesteś doskonałym lekarzem.
Najlepszym, a to duża pochwała, jeśli pada z ust in-
nego profesjonalisty. Podobno zawsze dawałeś z sie-
bie wszystko. Nie wymagasz od siebie zbyt wiele?
– Czasem potrzeba czegoś więcej. Moje oczekiwa-
nia wobec siebie... Nie spełniłem ich. Tylko tyle.
Anna uniosła się na wózku i podjechała do stołu, by
znaleźć się bliżej Mitcha. Nie mogła mu pomóc, ale coś
w niej krzyczało, by spróbowała. Tylko jak to zrobić?
– Myślałeś kiedyś, żeby wrócić?
Spojrzał na nią nieruchomym wzrokiem.
– Codziennie. A potem rzeźbię kolejną miskę i mi
przechodzi. Drewnianych naczyń nigdy nie zawiodę,
w przeciwieństwie do pacjentów.
– Dlaczego w takim razie zdecydowałeś się mi
pomóc? – zapytała. – Poza faktem, że spłacasz dług
wobec Lanli.
– Szczerze?
Gdy skinęła głową, on się skrzywił, ale tym razem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]