[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Arystofanes.
130
Przypomniała sobie inne rzeczy, które powiedział jej w ogrodzie Palmer Wainwright:  Są
pewne siły, mroczne i potężne, które chcą, aby wydarzenia potoczyły się zgodnie z ich planami.
Dążą do tragedii. Chcą znów być świadkiem jej końca, pełnego gwałtu i krwi& Rosną w siłę&
dobre i złe, wrogie i przyjazne. Ty jesteś po właściwej stronie, Grace. Ale kot, och, to inna
historia. Przez cały czas musisz się strzec kota .
Uświadomiła sobie, że ciąg paranormalnych zdarzeń był nierozerwalnie związany z kotem
od samego początku. Zroda w zeszłym tygodniu. Kiedy tego dnia obudziła się nagle
z popołudniowej drzemki  wyrwana z koszmarnego snu o Carol  za oknem szalał niewiary-
godnie potężny ogień zaporowy błyskawic. Chwiejnym krokiem przeszła przez pokój i oparła
się o parapet, a kiedy stała tam na słabych, artretycznych nogach, na wpół rozbudzona i na wpół
śpiąca, miała osobliwe uczucie, że coś potwornego wyszło za nią z koszmaru sennego, coś
demonicznego, z uśmieszkiem nienasycenia przylepionym do twarzy. Przez kilka sekund uc-
zucie to było tak silne, że bała się odwrócić i spojrzeć za siebie. Jednak odsunęła od siebie tę
dziwną myśl jako pozostałość snu. Teraz oczywiście wiedziała, że tylko pozornie udało jej się
o niej zapomnieć. Coś dziwnego rzeczywiście było z nią w pokoju  duch, czyjaś obecność;
nazwijcie to, jak chcecie. Było tam. A teraz jest w kocie.
Wyszła z gabinetu i przeszła korytarz.
W kuchni znalazła przegryziony przewód drugiego telefonu.
Ani śladu Arystofanesa.
Grace czuła jednak, że czai się gdzieś w pobliżu, może nawet tak blisko, by ją obserwować.
Zdawała sobie sprawę z jego obecności albo tego czegoś w nim.
Nasłuchiwała. W domu panowała nienaturalna cisza. Chciała pokonać parę metrów dzielących
ją od drzwi wejściowych, przekroczyć je i znalezć się na dworze, ale obawa przed nagłym,
gwałtownym atakiem była silniejsza niż ta pokusa.
Pomyślała o pazurach i zębach kota. To nie był tylko zwykły domowy pieszczoch, zabawny
syjamczyk o puszystej mordce i bystrym spojrzeniu. Teraz był także bezlitosną małą maszyną
do zabijania; pod cienką warstewką udomowienia kryły się dzikie instynkty. Myszy, ptaki
i wiewiórki czuły przed nim respekt i lęk. Czy jednak mógł zabić dorosłego człowieka?
Tak  doszła do wniosku zaniepokojona.  Tak, Arystofanes mógłby mnie zabić, jeśli
zaatakowałby z zaskoczenia i dobrał się do mojego gardła lub oczu.
Powinna zostać w domu i nie drażnić kota do czasu, aż sama się uzbroi i poczuje pewnie
w takim stopniu, by wygrać walkę.
Pozostał jeszcze telefon w sypialni na drugim piętrze. Poszła ostrożnie na górę, chociaż
wiedziała, że i to połączenie będzie przerwane.
I miała rację.
Jednak wyprawa nie była bezowocna. Pistolet. Wysunęła szufladę szafki nocnej i wyjęła
naładowaną broń. Przeczuwała, że będzie jej potrzebna.
Syk. Szelest.
131
Za jej plecami.
Zanim zdążyła się odwrócić i stanąć twarzą w twarz z przeciwnikiem, już był na niej. Skoczył z
podłogi na łóżko, skąd z impetem wylądował na jej plecach, niemal zwalając ją z nóg. Na
szczęście nie straciła równowagi. Okręciła się i otrząsnęła, usiłując desperacko zrzucić go z siebie,
zanim zrobi jej krzywdÄ™.
Przebił pazurami ubranie i wbił się w skórę na plecach, raniąc ją i zadając ból. Trzymał się
mocno.
Zgarbiła się i schowała głowę w ramiona, osłaniając szyję przed ostrymi jak żyletki szponami.
Próbowała go uderzyć, wykręcając rękę do tyłu, ale zręcznie unikał jej niezgrabnych ciosów.
Nagle miauknął dziko i zaatakował jej szyję. Skuliła bardziej ramiona, pozostawiając na
jego pastwę węzeł gęstych włosów związanych na karku.
Użycie broni nie było możliwe bez równoczesnego zranienia siebie. Przezwyciężając ostry
artretyczny ból zamierzyła się jeszcze raz i trafiła napastnika.
Przynajmniej na chwilę poniechał bezlitosnych, aczkolwiek nieskutecznych ataków. Przejechał
pazurami po dosięgającej go pięści i przeciął skórę na kostkach.
Palce natychmiast zalały się krwią, a oczy z bólu zaszły łzami.
Widok i woń krwi jeszcze bardziej pobudziły kota.
Przez moment Grace przeleciało przez myśl, że przegra tę walkę.
Nie!
Za wszelką cenę chciała przezwyciężyć strach, który ją obezwładniał. Zmusiła umysł do
logicznego myślenia i nagle znalazła sposób na ocalenie życia.
Kot wczepiony pazurami w jej plecy przyciskał pysk do podstawy czaszki Grace, prychając i
burcząc. Czekał na moment, kiedy będzie mógł dobrać się do skrywanej szyi i rozerwać tętnicę.
Grace, słaniając się, dotarła do najbliższej ściany, zwróciła do niej plecami i całym ciężarem
przylgnęła do niej, przyciskając kota do tynku; trzymała go tak między swoim ciałem a ścianą
w nadziei, że zgniecie mu grzbiet. Wysiłek wywołał rwący ból w ramionach, a pazury zwierzę-
cia weszły głębiej w mięśnie jej pleców. Kot wrzasnął przerazliwie, ale nie rozluznił chwytu.
Grace oderwała się od ściany, a potem uderzyła o nią jeszcze raz. Zawył jak poprzednio, lecz
trzymał się mocno. Zamierzała zrobić trzecie podejście, ale zanim opadła na ścianę, oderwał się
od niej. Spadł na podłogę, przekoziołkował, skoczył na nogi i kulejąc na prawą przednią łapę,
zaczął uciekać.
Boże. Zraniła go.
Wyczerpana, oparła się o ścianę, podniosła pistolet i pociągnęła za spust.
I nic.
Zapomniała odbezpieczyć broń. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •