[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ramadi, likwidował swoje cele absolutnie czystymi strzałami w głowę. Mając sto ofiar na koncie,
Roussard był bohaterem dla tych Irakijczyków, którym nie podobała się amerykańska okupacja, i
aniołem zemsty dla swoich braci w oddziałach powstańczych.
Amerykanie ścigali go nieustępliwie i w końcu go dopadli. Został przetransportowany do
Guantanamo, gdzie miesiącami go torturowano. Sześć miesięcy temu, w cudowny sposób odzyskał
wolność. Jego i czterech innych więzniów załadowano na pokład samolotu i porozwożono do domów.
Tylko Roussard wiedział, dlaczego tak się stało i kim jest ich dobroczyńca.
Teraz, gdy wkładał na swoje potężne ciało kombinezon firmy Servpro, w pełni dostrzegał
groteskowość sytuacji. Stany Zjednoczone w tajnych negocjacjach zgodziły się wypuścić na wolność
jego i czterech pozostałych jeńców, żeby ochronić obywateli przed następnymi aktami terroru. A mimo
to Roussard znalazł się tu, w samej Ameryce i przygotowywał się do następnego ataku.
19
Bez względu na nieprzyjemne nawyki, jakie Roussard musiał w sobie wyrobić, żeby wtopić
się w zachodnie społeczeństwo, w głębi serca wciąż czuł się prawdziwym mudżahedinem. Jego natura
buntowała się przeciwko zachowaniu opiekuna, który aż nazbyt przywykł do zachodnich zbytków,
zwłaszcza do obfitego jedzenia i kosztownych trunków.
Francuska szkoła z internatem, w której Roussard się wychowywał, miała na niego znikomy
wpływ poza tym, że nauczył się nie zwracać na siebie uwagi w szeregach wroga. Prawdziwe
wykształcenie dały mu lata spędzone w pobliskim meczecie, a pózniej kilka tajnych obozów
szkoleniowych w Pakistanie i Afganistanie.
Tam dowiedział się, że al-Kaida nie znaczy wcale baza , jak twierdziła w swojej ignorancji
większość zachodnich mediów, lecz raczej baza danych . Nazwa odnosiła się pierwotnie do pliku
komputerowego zawierającego dane tysięcy mudżahedinów, których zrekrutowano i wyszkolono
dzięki pomocy CIA, by pokonali Rosjan w Afganistanie.
Do tego pliku, o którym mówiono, że jest jednym z najpilniej strzeżonych sekretów
dowództwa al-Kaidy, od lat dziewięćdziesiątych dodano jeszcze tysiące nazwisk. Młodsi mudżahedini
mieli tak zróżnicowane życiorysy, narodowość i pochodzenie społeczne, że żaden rząd zachodni nie
potrafił ujawnić skali zjawiska. Indoktrynowano ich, rekrutowano, szkolono i rozsyłano po świecie, by
czekali na wezwanie do boju.
Kiedy Roussard jechał furgonetką przez most między San Diego a Coronado, zastanawiał się,
co mogłoby mu się stać, gdyby został ujęty. Była to w końcu Ameryka, a swoje i tak już wycierpiał w
Guantanamo. Gdyby złapali go na amerykańskim terytorium, nie musiał się obawiać najgorszego. Oto,
jak łatwo dawali się wykorzystywać. Uchwalali zawiłe prawa, które lepiej służyły ich wrogom niż
samym obywatelom.
Gdy Ameryka chwytała swoich wrogów terrorystów, brakowało jej odwagi, by posłać ich na
śmierć. Zacarias Moussaoui, niewidomy mułła szejk Omar Abdel-Rahman, a nawet Ramzi Yousef
dostali dożywocie. Byli świadectwem tchórzostwa i słabości Ameryki, dowodząc, że kraj ten musi
ostatecznie upaść pod naporem prawdziwych wyznawców islamu.
Roussard wjechał na Trzecią Ulicę, pokonał kilka zakrętów i dwukrotnie zawrócił, chcąc się
upewnić, że nikt go nie śledzi. Kiedy dotarł pod adres na Encino Lane, zaparkował furgonetkę u dołu
podjazdu i ustawił pomarańczowe pachołki za i przed podjazdem. Mimo, że wątpił, by ktokolwiek coś
zauważył o tak póznej nocnej porze, wóz firmy naprawiającej skutki domowych katastrof mógł
wzbudzić zainteresowanie sąsiadów, ale nie skłoniłby nikogo do wezwania policji.
Poszedłszy do frontowych drzwi, wyjął z kieszeni wytrych i ukrył go pod notebookiem w
metalowej obudowie. Udając, że naciska dzwonek, po cichu pracował nad zamkiem; wiedział, że
kobieta nie ma w mieszkaniu domowego systemu alarmowego.
Kiedy zapadka puściła, wślizgnął się do środka i zamknął za sobą drzwi. Zatrzymał się w
sieni, żeby wzrok przywykł do ciemności. W domu unosiła się lekka woń wosku do mebli, która
mieszała się z zapachem pobliskiego morza.
Po chwili ruszył korytarzem w stronę głównej sypialni. Na ścianach wisiały rodzinne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]