[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawarł taką wspaniałą znajomość.
I zamiast pójść swoją drogą, zająć się, na przykład pozostawionym w klatce w naszym pokoju
króliczkiem, zaskrońcem i myszami (czy on nie miał jakiejś myszy w kieszeni?), przyczepił
siÄ™ do nas.
Pani na długo we Fromborku? zagadnął panienkę.
Będę tu kilka dni odrzekła.
I pani sama tu przyjechała? okazywał coraz większą ciekawość.
Nie. Jestem tu z koleżankami i kolegami.
Nie dopuszczał mnie do głosu. Zapewne i jemu spodobała się ta panienka.
Weszliśmy do kawiarni, mieszczącej się w obskurnym podłużnym baraku. Zamówiliśmy
dwie duże kawy dla mnie i dla panienki. Cagliostro poprosił tylko o szklankę wody, co jak się
pózniej okazało, nie było bez znaczenia.
Jak pani na imię? wciąż zagadywał panienkę.
Ala.
Ala? Bardzo ładne imię zachwycił się Cagliostro. Przypominają mi się natychmiast
moje beztroskie szkolne lata i elementarz Falskiego, w którym na pierwszej stronie
figurowało imię Ala . Pamiętam, jak wkuwałem: Ala ma kota .
Dodałem:
A dalej czytaliśmy w elementarzu: To As . I jeszcze dalej: To As Ali .
Cagliostro spojrzał na mnie uważnie, a zarazem ostrzegawczo, jakby chciał dać mi do
zrozumienia: Nie wymawiaj tego imienia nadaremnie . Nie chciał się narazić Asowi i jego
żelaznym łapom.
A ja powtórzyłem:
To As Ali...
I coś mnie tknęło. Jakaś myśl, wspomnienie, reminiscencja jakiegoś przeżycia. Dlaczego ta
dziewczyna wydawała mi się znajoma? Przecież nigdy w życiu jej nigdzie nie widziałem, nie
spotkałem. A jednak jakbym już ją widział, a może... słyszał? No tak. Przecież to chyba jej
głos płynął do mnie z tajemniczego Asa. O rany, czyżby to była ona? Tajemnicza dama z
groznego pojazdu?...
Być może Ala zdawała sobie sprawę z narastających we mnie podejrzeń. Uśmiechnęła się
zalotnie do Cagliostra i powiedziała szybko:
A pan jest naprawdÄ™ iluzjonistÄ…? NaprawdÄ™ zna pan sztuki magiczne? Niech pan zrobi
jakÄ…Å› sztuczkÄ™, bardzo proszÄ™...
Ach, sztuki magiczne wymagają wielkiej koncentracji umysłu oświadczył mistrz.
Pani pozwoli, że się trochę skupię nad gazetą.
Wyciągnął z kieszeni tygodnik ilustrowany, zdaje się, że Zwierciadło . Przez chwilę go
kartkował, przewracając strona po stronie. Ale nigdzie dłużej nie zatrzymywał się wzrokiem.
Podeszła do nas kelnerka, niosąc na tacy dwie filiżanki kawy i szklankę wody.
Dla kogo kawa, a dla kogo woda? zapytała.
Dla mnie i dla pani kawa powiedziałem.
A szklanka wody dla mojej gazety powiedział Cagliostro zwijając gazetę w rulon.
Kelnerka uśmiechnęła się, myśląc, że Cagliostro robi głupie dowcipy.
A on wziął z tacy szklankę wody i wlał ją w... rulon Zwierciadła . Lał tę wodę wolno,
widzieliśmy wyraznie, jak zawartość szklanki znika w rulonie i ani kropla nie wycieka na
podłogę.
No, nareszcie gazeta trochę się napiła powiedział Cagliostro do kelnerki. I rozwinął
gazetÄ™, znowu jÄ… kartkujÄ…c.
Kelnerka stała jak skamieniała biblijna żona Lota.
Co pan zrobił? wydusiła z siebie.
Jak to, co zrobiłem? udał zdziwienie mistrz czarnej i białej magii. To raczej ja panią
zapytam: dlaczego nie przyniosła mi pani wody, a tylko pustą szklankę?
Pan wodę wlał do gazety odrzekła kelnerka.
Do gazety? Pani przecież widzi, że w gazecie nic nie ma upierał się Cagliostro, jeszcze
raz kartkujÄ…c tygodnik, jakby szczerze szukajÄ…c w nim wody.
Pan wlał do gazety... niepewnie stwierdziła kelnerka.
Do gazety? Cagliostro znowu zrobił zdumioną minę. W takim razie poszukamy
tego, co mi pani przyniosła.
Znowu zwinął gazetę w rulonik. A potem potrząsnął nią i z gazety do szklanki wysypały się
kolorowe krążki confetti.
Oto, co mi pani podała do picia oświadczył wręczając kelnerce szklankę wypełnioną
confetti. Bardzo proszę to odnieść do bufetu i zamiast tego proszę jednak o szklankę wody.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]