[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żstraciło kontrolę nad dalej położonymi rejonami Galaktyki, te małe grupki planet stały się
królestwami - z operetkowymi królami i wielmożami i niepoważnymi, pozbawionym sensu
wojenkami, a ich mieszkańcy wiedli żałosne życie wśród ruin.
Cywilizacja upada. Energia atomowa popada w zapomnienie. A nauka przeistacza siÄ™ w
mitologię. Tak było aż do czasu utworzenia Fundacji. Tej Fundacji, którą właśnie w celu
zachowania zdobyczy cywilizacji założył tu, na Terminusie, Hari Seldon.
Lee stał w oknie. Jego głos przerwał rozmyślania Hardina.
- Przyjechali - powiedział. - Ostatnim modelem, szczeniaki. - Zrobił kilka niezdecydowanych
kroków w stronę drzwi, a potem spojrzał na Hardina.
Hardin uśmiechnął się i przywołał go ruchem dłoni z powrotem.
- Kazałem przyprowadzić ich tutaj.
- Tutaj?! Po co? Nabiorą zbyt dużego mniemania o sobie.
- Po co odgrywać tę całą komedię oficjalnej audiencji u burmistrza? Jestem za stary na
biurokrację. A oprócz tego w rozmowach z dzieciakami przydaje się pochlebstwo - szczególnie
wtedy, kiedy do niczego nie zobowiązuje. Usiądz. Lee - Hardin zrobił perskie oko - potrzebuję
twego moralnego wsparcia. Szczególnie w rozmowie z tym młodym Sermakiem.
- Ten chłopak - powiedział Lee szorstko - jest niebezpieczny. On ma zwolenników, Hardin,
więc nie radzę ci go lekceważyć.
- A czy ja kiedykolwiek kogo lekceważyłem?
- No więc każ go aresztować. Potem pomyślimy, Jakie mu postawić zarzuty. Ostatnią radę
Hardin puścił mimo uszu.
- Otóż i oni, Lee.
W odpowiedzi na sygnał oznajmiający ich przybycie Hardin nacisnął pedał ukryty pod
biurkiem i drzwi rozsunęły się.
Weszli rzędem. Było ich czterech. Uprzejmym ruchem ręki Hardin wskazał im fotele stojąco
półkolem przed jego biurkiem. Skłonili się i usiedli, czekając aż burmistrz przemówi.
Prztyknięciem w pięknie rzezbione srebrne wieczko Hardin otworzył pudełko cygar będące
ongiś, w dawnych minionych czasach Encyklopedystów, własnością Jorda Fary, członka
ZarzÄ…du
Fundacji. Był to oryginalny produkt Imperium, pochodzący z Santanni, chociaż znajdowały się
w nim teraz cygara z miejscowego tytoniu. Jeden po drugim, z uroczystÄ… powagÄ…, wszyscy czterej
wzięli po cygarze i zapalili je z nabożeństwem.
Sef Sermak siedział drugi z lewej. Był najmłodszy z całej grupy i - najbardziej interesujący.
Miał starannie przycięty szczeciniasty żółty wąsik i zapadłe oczy o nieokreślonym kolorze. Hardin
niemal od razu przestał zwracać uwagę na pozostałą trójkę - ich przeciętność rzucała się w oczy.
Skoncentrował się na Sermaku, tym Sermaku, który już w czasie swej pierwszej kadencji w Radzie
Miejskiej nieraz wprawił w popłoch to stateczne ciało, i to, co powiedział, było skierowane właśnie
do Sermaka:
- Od chwili, kiedy wygłosił pan to płomienne przemówienie w ubiegłym miesiącu, bardzo
chciałem pana poznać. Bardzo umiejętnie zaatakował pan politykę zagraniczną rządu. Oczy
Sermaka rozbłysły.
- Pana zainteresowanie przynosi mi zaszczyt - powiedział. - Nie wiem, czy mój atak był
przeprowadzony umiejętnie, ale na pewno nie był bezpodstawny.
- Być może. Oczywiście ma pan prawo mieć własne zdanie. Ale jest pan jeszcze młody.
Sermak
odparł sucho:
- W pewnym okresie życia nikt nie jest wolny od tej wady. Pan sam miał dwa lata mniej niż ja
teraz, kiedy został pan burmistrzem tego miasta.
Hardin uśmiechnął się w duchu. Ten młokos miał tupet. Głośno powiedział:
ż- Domyślam się, że przyszliście do mnie właśnie w sprawie tej polityki, która tak bardzo
denerwuje was podczas posiedzeń Rady. Mówi pan w imieniu was wszystkich, czy muszę
wysłuchać każdego z osobna?
Cała czwórka wymieniła między sobą szybkie spojrzenia. Sermak powiedział stanowczym
tonem:
- Mówię w imieniu ludu Terminusa - ludu, którego w rzeczywistości nikt nie reprezentuje w
tym bezwolnym tworze zwanym RadÄ….
- Rozumiem. Wobec tego niech pan mówi, o co chodzi.
- Chodzi o to, burmistrzu, że nie podoba nam się...
- Mówiąc "my", ma pan na myśli właśnie ten lud, tak?
Sermak popatrzył na niego wrogo, węsząc pułapkę i odpowiedział zimno:
- Sądzę, że moje poglądy wyrażają opinię większości wyborców. Czy to panu wystarczy?
- No cóż, trzeba by to było najpierw udowodnić, ale proszę mówić dalej. Nie podoba wam się...
- Właśnie. Nie podoba nam się polityka, w wyniku której od trzydziestu lat Terminus jest
systematycznie pozbawiany zdolności obrony przed grożącym mu nieuchronnie atakiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl
  •